Skip to content

gdansktown

„Lata ćwiczeń, poszukiwań i zmian stylu – to droga, którą muszą przebyć dziesiątki zespołów zanim nagrają Ten jeden album albo przynajmniej Tę jedną piosenkę. Trupa Trupa nie jest jednym z nich. To rzadki przypadek, gdy już pierwsza próba nie pozostawia złudzeń – niezależne rozgłośnie radiowe pokochają ten album, zależne wypną się na kolejny światowej klasy zespół z Trójmiasta.

Nie jestem w stanie sformułować sensownego zarzutu wobec drugiego krążka Trupy, więc wytoczę bezsensowny – czemu zniknął język polski? “Koszula w kwiaty” z debiutanckiej EPki projektu, to rzadki przypadek utworu zaśpiewanego w rodzimym języku, który nie wywołuje poczucia zażenowania oraz odruchu gwałtownego uderzeniem otwartą dłonią o czoło. Zważywszy na poetycki dorobek Grzegorza Kwiatkowskiego (wokalisty zespołu) mogłoby to zupełnie nie dziwić, ale w muzyce TT nie ma ani jednej nuty zbliżonej do np. Świetlików. To nie jest muzyka do słuchania na siedząco, trudno do niej ustać w bezruchu, a kiedy ostatnio bujaliście się do słów niebędących grafomańskimi banałami? Kwiatkowski wydał w tym roku kolejny tom tekstów, w internecie natrafiłem na wyciągnięty z niego wiersz pt. “Ludzie” – “Widziałem kilka trupów w mule w rzece | gdy chodziłem ryby łowić | była wiosna i roztopy | nigdy wcześniej nie kojarzyłem tych czynności | ale zdechłej ryby nie wyciągnąłbym z wody | i tak samo nie wyciągnąłem z niej tych ludzi”. Wystarczy odczytać te słowa na głos, aby poczuć jak same układają się w piosenkę.

Do rzeczy. Między Trupą Trupa z 2011 roku, a tą z roku 2013 zaszła istotna różnica lingwistyczna – język angielski przestał zdradzać polskie korzenie jego użytkownika. Rażącej angielszczyzny – niczym z Wojt i Vreen – nigdy tu wprawdzie nie było, ale bez trudu dało się wychwycić, że to “nasi”. Otwierające nowy album “I hate” mogłoby należeć do zespołu pochodzącego z dowolnego kraju na globie, ale traci to jakiekolwiek znaczenie, kiedy zamiast wymądrzać się zaczniemy słuchać. Nie można było wybrać lepszego kawałka na otwarcie, każdy jeden dźwięk jest obietnicą niezapomnianych wrażeń przez następne blisko 40 minut. Od charakterystycznego brzmienia organów Rafała Wojczala przez neurotyczny wokal (i równie niespokojny tekst) aż po żałobną partię trąbki (odegraną gościnnie przez Tomasza Ziętka). Przypomina to nieco zderzenie The Tiger Lillies z którąś z niszowych kapel psychodelicznych z lat 60. i właściwie nie sposób stwierdzić czy jest to piosenka wesoła (co sugeruje zawadiacka melodia basu) czy depresyjna (gitara obudowująca się w dźwiękową ścianę i wspomniana pogrzebowa trąbka).

Początek singlowego “Felicy” to ponowne (i nie ostatnie) nawiązanie do czasów, gdy największym przysmakiem młodych amerykanów był kwas. Jest to jednak inna droga w głąb chemicznie dokarmianej fantazji, bliżej jej do musicalu lub teatru (za wyłączeniem refrenu, który wprowadza do utworu elementy trzeźwości). Oczywiście narkometafor nie należy traktować serio, to wyłącznie figura retoryczna zapożyczona do opisu intrygującej twórczości Trupa i jego Trupy. “Miracle” wrzuca wyższy bieg, nie ma wątpliwości, kto jest bohaterem tego rajdu. Grzegorz Kwiatkowski robi z gitarą wszystko to, co Robert Kubica z samochodami, łącznie z rozbijaniem ich. Tyle, że rozpędzony gitarzysta, wchodzący w kolizję z murem przesterów, nie potrzebuje kilkumiesięcznej rehabilitacji. Instrument pędzi przez to wydawnictwo jeszcze kilka razy, największą prędkość rozwija w zaledwie minutowym “See You again”, kawałku, który Iggy Pop musiał odsprzedaż Trupie podczas jednego ze swoich słynnych głodów śluzówkowych.

“Over” mogłoby stanowić znakomity materiał medialny, gdyby media przejawiały zainteresowanie tego typu graniem… Chwytliwy refren poddaje się, jakby był świadom, że i tak najwyżej Agnieszka Szydłowska pochyli się nad nim. Po mniej więcej 2 minutach utwór przechodzi diametralną metamorfozę w leniwy, minimalistyczny szept. Melancholijna atmosfera utrzymuje się przez całe “Here and then”, a przełamują ją dopiero dziwaczne brzmienie klawiszy i pulsujący bas z “Sunny day”. Pod numerem 9 kryje się mój osobisty faworyt – “Dei”. Zadziornej, monotonnej melodii towarzyszy w nim nastrojowy wielogłos, a krążące wokół smaczki przenikają równo wybijane dźwięki niczym delfiny atakujące ławicę sardynek. Pojawia się także gość nr 2 – Mikołaj Trzaska, którego słychać także w kolejnym, odegranym niemal a cappella “Influence”.

Niech was nie zwiedzie okładka, “++” nie jest albumem witch house’owym, ale jeżeli cenicie sobie w muzyce dziwaczność i pomysłowość to nie możecie przejść obok niego obojętnie. Nowy materiał Trupy Trupa to zdecydowanie jeden z najlepszych polskich krążków w pierwszej połowie 2013 roku.”

Jarosław Kowal, www.gdansktown.pl

FacebookTwitter