Skip to content

Kolejna recenzja LP

„Po angielsku, ale bez popadania w banał. Mrocznie, ale nie dołująco. Podniośle, acz bez patosu. Snobsterzy powinni być usatysfakcjonowani. Zresztą nie tylko oni.

We’re gonna make a revolution today… tę śmiałą deklarację słyszymy już na samym początku debiutanckiego albumu gdańskiej formacji Trupa Trupa, dowodzonej przez śpiewającego i grającego na gitarze poetę (barda?) Grzegorza Kwiatkowskiego.

Odważne posunięcie mogące świadczyć albo o pozerstwie muzyków, albo o ich specyficznym poczuciu humoru i dystansie do samych siebie. Ja stawiam na to drugie. LP rewolucji nie czyni, jest za to znakomitym dowodem na to, że inspirowanie się z pozoru przebrzmiałą estetyką psychodelii lat 60. i 70. nie musi prowadzić do wstecznictwa czy bezmyślnego kopiowania szlachetnych pierwowzorów.

Zwłaszcza, że instrumentaliści TT nie poprzestają wyłącznie na korzystaniu z rozwiązań wypracowanych prawie pięć dekad temu (tak, to już pół wieku!). Owe rozwiązania stanowią zaledwie punkt wyjścia dla poszukiwania własnego stylu i są umiejętnie uzupełnione o elementy bardziej współczesne – jak choćby różnie definiowaną przez dziennikarzy muzycznych – “trójmiejskość” (vide Ścianka, Apteka, Kobiety czy Homosapiens) oraz nowofalowe i punkowe dodatki.

Płyta zawiera 9 różnorodnych stylistycznie piosenek, które w nierozerwalną całość spaja brudne, analogowe brzmienie, efekt starań producenta krążka, Adama Witkowskiego (znanego choćby z zespołu Gówno).

Zestawienie otwiera dynamiczny utwór Revolution z bardzo hałaśliwym finałem. Następujące po nim – Did You i Nearness of You – odznaczają się łagodnym klimatem i urzekającymi liniami melodycznymi (w roli głównej: organy). W podobnym tonie utrzymana jest także kompozycja Don’t Go Away. Po ostrzejsze środki wyrazu formacja sięga ponownie w rozwrzeszczanych: Good Days Are Gone i Walt Whitman. Marmalade Sky to z kolei rzecz dla posiadaczy fryzur a’la teddy boys – krótkie i diabelnie porywające rockabilly (bliskie dokonaniom rodzimych Komet). Album wieńczą, długaśne i podniosłe psychodeliki: Porn Actress i Take My Hand.

Mocną stroną twórczości Trupy Trupa są również angielskojęzyczne teksty Kwiatkowskiego. Napisane bez zadęcia, przewrotne i ironiczne, pełne wieloznacznych metafor i “ciemnych” ale nie przytłaczających historii (wsłuchajcie się uważnie w słowa Porn Actress i Take My Hand).

LP trwa niewiele ponad 28 minut. Tylko tyle i aż tyle. Nie znajdziecie tu żadnych czasozapychaczy ani tym podobnych wynalazków. Sam konkret – od pierwszego do ostatniego dźwięku.

Najlepsze momenty: klawiszowe partie Rafała Wojczala, klimat
Najlepsze utwory: wszystkie!”

www.mojastodola.blogspot.com

 

FacebookTwitter