Skip to content

Realizm tragiczny

“… to absolutnie celowe, tak chcieliśmy… bo to taki utwór a’la nienawiść typu Thomas Bernhard… chcieliśmy aby to było właśnie takie… krzyk, nienawiść, zło i nagle cisza… urwanie i cisza…”

Tak na moje pytanie o I Hate – utwór otwierający nową płytę gdańskiej Trupy Trupa – odpowiedział lider zespołu Grzegorz Kwiatkowski. Wyobraźcie sobie. Odpalam w odtwarzaczu płytę. Zaczyna się nieco groteskowo. Teatralnie wręcz. Wokalista z furią wykrzykuje agresywne …and everybody, and everybody and everwhere I hate, a w tle wybrzmiewają klawisze rodem z lunaparkowej karuzeli. Po kilku taktach kompozycja nabiera jednak bardziej konwencjonalny kształt, a sygnał do rozpoczęcia transowej gitarowej kaźni daje długi przester w rejestrach grożących chwilowym ogłuchnięciem. Zaczynam się wkręcać w hipnotyczny rytm utworu. Do akcji włącza się trąbka Tomasza Ziętka, która z ostrością rzeźnickiego noża podnosi dramaturgię utworu. Wtórują jej wściekłe gitary tworzące bezlitosną ścianę dźwięku. Przepadłem, z lubością chłoszczę się ogłuszającym noisem. Marzę by ten stan trwał w nieskończoność. Zaciskam pięści i zęby. Cała muzyczna wściekłość I Hate z pełną intensywnością przelewa się na mnie. Z rozkoszą pławię się w niej i nagle, w momencie kiedy zaczynam tracić zmysły poddając się mocy hałaśliwego żywiołu…
… trach
… koniec!
Strzeliły korki? Ktoś wyciągnął wtyczkę? Trafiłem na uszkodzoną płytę?
Nic z tego! Z bezceremonialnością równą muzycznej agresji Trupa Trupa urywa kawałek I Hate w jego kulminacyjnym momencie. Jestem wściekły. Czuje się jakby ktoś wybudził mnie z głębokiego snu brutalnym uderzeniem pięścią w twarz. Czuje się jak ryba nagle wyciągnięta z wody, odcięta od powietrza. Piszę w końcu do Grzegorza czy to tak miało do cholery być. Grzegorz odpowiada – … to absolutnie celowe…

Trupa Trupa to altrockowy kwartet z gdańska, a ukazująca się właśnie ich nowa płyta ++ to album wielokrotnego użytku, zyskujący z każdym kolejnym odsłuchem. W jego nagraniu oprócz regularnych członków zespołu (Wojciech Juchniewicz, Rafał Wojczal, Tomek Pawluczuk) wzięli udział wspomniany już Tomasz Ziętek (trąbka), oraz Mikołaj Trzaska (saksofon i klarnet), którzy swoim graniem wzbogacili kompozycje zespołu o należny im rozmach.

Druga płyta Trupy nieco bardziej ułożona i oszlifowana w stosunku do debiutu, z o wiele większym wyrachowaniem i świadomością zagłębia się w noisową gitarową psychodelię przełamując ją melodyjnymi, balladami. Paradoksalnie nieczęsto się zdarza, aby nazwa kapeli oddawała klimat wykonywanej przez nią muzyki jak to ma miejsce w przypadku Trupy Trupa. Zespół z pomorza to trochę taka trupa artystów, cyrkowców, którzy swoje treści ukrywają niekiedy pod płaszczykiem ironii, przekory czy dystansu. Przykładem może być choćby zamykający płytę utwór Exist, w którym chórki wyśpiewujące słowa we don’t exist at all (…) we don’t exist no more… przywołują na myśl wieńczącą Żywot Briana piosenką Always Look On The Bright Side Of Life.

Również jako przekorny żart ze strony Trupy należy potraktować wydanie ++ na wiosnę, bo jest to w każdym swoim aspekcie płyta jesienna, ziejąca jeśli nie trupim oddechem to co najmniej romantycznym spleenem. Jeśli zaś o drugiego Trupa w nazwie chodzi to faktycznie muzyka zespołu nie patyczkuje się słuchaczem. Jej mordercza moc rażenia jak i słowa piosenek jakże odległe od afirmacji w mocny bezkompromisowy sposób rozprawiają się z mitami rzeczywistości. Umieranie i nieustanne odradzanie się w świecie boleści i hipokryzji, w świecie kłamstw, braku zasad, którego początkiem i końcem jest grób, gdzie wyższe idee zostają brutalnie przetrącone i zdewaluowane. Wspomniany utwór I Hate mógłby spokojnie zamiast Bonehead Johna Zorna zamykać Funny Games. Podobnie jak bohaterowie filmu Michaela Hannekego, również bohaterowie tekstów Kwiatkowskiego zostają uśmierceni, a na odbiorcę wylany kubeł zimnej wody. Jednak dzięki temu że obserwujemy ten brutalnym realizm jedynie jako widzowie / słuchacze  otrzymujemy szansę na katharsis. Muzyka Trupy Trupa ma w sobie oczyszczającą moc egzorcyzmowania z duszy słuchacza złych emocji, którym daje upust w jazgotliwym noisie gitar, oraz w wyplutych i wykrzyczanych słowach Kwiatkowskiego.

Jest również w muzyce Trupy Trupa niezwykła właściwość, którą intuicyjnie odbieram i nazywam jako energię naturszczyka. Pomimo, że zaistnieli już w środowisku polskiego niezalu, ograli się na pierwszej płycie i epce, a także bywają utożsamiani jako spadkobiercy muzycznej tradycji Velvet Underground, czy The Beatles to w ich muzyce wciąż można dostrzec całkowitą szczerość, świeżość swobodę i brak wyrachowania. Na ++ słychać tą niewinną, liryczną nutę która sprawia, że z każdym kolejnym przesłuchaniem album zyskuje i rozkwita. Podobną refleksję miewam słuchając wydanej w 2001 roku debiutanckiej płyty Pustek Studio Pustki, której podobnie jak w przypadku gdańszczan motorem napędowym jej powstania był żywioł, beztroska i chęć artykulacji siebie, bez oglądania się na obowiązujące trendy i mody.

Album ++ eksponuje również niesamowity potencjał Trupy do występów na żywo. Co prawda nie miałem dotąd okazji uczestniczyć w koncercie zespołu, ale wyobrażam sobie transowe niekończące się frazy kończone euforycznymi kulminacjami gitarowego zgiełku.

++ to rock&roll, trans, gniew, sprzęganie gitar. Taniec i stupor, jazgot i spleen, hałas i cisza, brutalizm i realizm tragiczny, agresja i ból, psychotropy i napar z melisy. Pomimo szeroko rozpiętych przeciwieństw (które jednak świetnie opisują zawartość) jest to niezwykle spójny, nie skalany manierą album, wrzynający się w organizm słuchacza do samej kości.

“… to absolutnie celowe, tak chcieliśmy… bo to taki utwór a’la nienawiść typu Thomas Bernhard… chcieliśmy aby to było właśnie takie… krzyk, nienawiść, zło i nagle cisza… urwanie i cisza…”

– ta cisza boli bardziej niż hałas.

Bartosz Nowicki, www.1uchem1okiem.blogspot.com

FacebookTwitter