Skip to content

Recenzja Radości – Tomasz Tyczyński

„Jakież radosne święta! Tyle Radości ze śmierci jednego człowieka, która ma nas Śmierci wyrwać, jeśli uwierzymy, przyjmując nadludzki punkt widzenia. Ludu, mój ludu, cóżem ci uczynił. Któryś za nas cierpiał rany.

Rytuał powtarza się co roku ku radości tych, którzy wierzą, że śmierć nie jest końcem i kamień zastaną odwalony. I dla niedowiarków, którzy nie mogą uwierzyć, że życie może się kończyć tak absurdalnie. A dla niewierzących, zamiast wielkanocnej pieśni, taki oto poetycki lament:


gdzie jest Izaak Mosze i Wefa?
wszyscy śpią o tu pod tą ziemią
gdzie jest Rachela Stefan i Aleksander
wszyscy oni śpią pod tą ziemią
Stawiski Tykocin Radziłów
Czyżew Drohiczyn Jedwabne
(…)
„uderzył dziecko prętem żelaznym
tak że mózg rozprysnął się na jego ubraniu
i kazał matce to czyścić”

ciężko pracował w polu
do późnych godzin nocnych
był dobry dla swojej umierającej matki
nie sądźmy go w tak trudnej godzinie

o Panie
o Panie
Tyś wydarł nas z ich rąk
płonąc
płonąc w stodole
płonąc

Cokolwiek uczyniliście jednemu z was, mnie uczyniliście, mówi Pismo z perspektywy Boga-człowieka. W ludzkiej perspektywie jest tylko absurd i ratująca przed rozpaczą ironia.

„Radości” Grzegorza Kwiatkowskiego włączają się, nie tylko tym wierszem, w ten sam od zawsze żałobny lament umierających. I żywych lamentujących w imieniu tych, których spaliła historia, zabiły kataklizmy i choroby, albo zwyczajne nieszczęścia, albo jedynie starość. Ich losy przywoływane są w „Radościach” z perspektywy – odświętnie mówiąc – ziemskiej, z perspektywy życia bez religijnych czy filozoficznych pocieszeń. W tej perspektywie śmierć jest zawsze niewczesna, absurdalna, nie do usprawiedliwienia.

***

Wiemy, choć wolimy nie pamiętać: w świecie połamanych tablic śmierć i cierpienie to zaledwie spowszedniałe części krajobrazu.

gdy widzę odświętnie ubranych ludzi
w kondukcie pogrzebowym
którzy wychwalają osobę zmarłego
nie czuję żadnego wzruszenia
niecierpliwię się
widziałam psy zjadające trupy
dziewczyny które gniły z kijem między nogami
byli częścią pejzażu
jak drzewa i cała reszta

(Sylvie Umubyeyi, ur. 1974).

Dobro i zło w „Radościach” po prostu są, obojętne na ewangelie i traktaty moralistów. Zło jest bardziej – bardziej wyraziste, niemal fascynujące. Dobro pojawia się w sposób tak nieoczekiwany, że od razu staje się wątpliwe i podejrzane. Jak w wierszu „ojciec”: mężczyzna używający w burdelu dziewczyny, gwałconej w dzieciństwie przez ojca, okazuje się pedofilem, któremu płatny seks pozwala bezpiecznie brać na kolana własną córkę. Zło, stając się dobrem, nie przestaje być obrzydliwe. Absurd jest kolisty?

***

Kwiatkowski w swoim tomiku zapisał historie wyłącznie straszne i straszniejsze, tym bardziej przejmujące, że stylizowane z naiwnością i okrucieństwem dziecięcych opowieści. Ta perspektywa: dziecięcego zadziwienia, że świat jest właśnie taki i dziecięcego poczucia winy za zło zewnętrzne, niezrozumiałe i niezawinione, jest w „Radościach” wykorzystywana chętnie i z dobrym skutkiem. Ale nie dla wszystkich zrozumiała. Część krytyków zarzuciła poecie, że jest efekciarski w epatowaniu okrucieństwem i śmiercią i że, rezygnując z ekspresji poetyckiego „ja” na rzecz niemal reportażowych zapisów, uprawia publicystykę, wykorzystującą modne tematy. Spór pozostawiam bardziej uczonym w poezji. Mnie, zwykłego czytelnika, przekonuje wyjaśnienie z wiersza „Dora Drogoj, ur.1923 zm. 1941”:


odcięto jej głowę tępą piłą
i nikt nie wie gdzie została pochowana
gdyby to było przerysowanie
albo estetyczna zabawa
ale: odcięto jej głowę tępa piłą
i nikt nie wie gdzie została pochowana

Po grecku świadek to martyros. „Radości” to nie tylko lament. Kwiatkowski – nie wiem na ile świadomie – podejmuje pracę tych literackich żałobników, którzy całkiem niedawno dawali świadectwo epileptycznemu światu masowych wojen i zagłady, lagrów i łagrów, światu po śmierci Boga i jego człowieka. Jest tak samo jak oni minimalistyczny, oszczędny w języku, poetyce i aksjologii, i tak samo na koniec bezradny, gdyż wierny jednostkowej, ludzkiej perspektywie. Wierny może nawet bardziej niż żałobnicy minionego stulecia: w „Radościach” każda, nawet zupełnie zwyczajna, śmierć jest zagładą świata. Każda jest doświadczeniem granicznym. Każda domaga się świadectwa.

Powtarzać znaczy narażać się na wtórność. Grzegorz Kwiatkowski znalazł jednak głos własny – w głosach umarłych i umierających, z ich głosów strojąc własny ton. Robi to tak sugestywnie, że można by pomyśleć, iż jest to jedyna droga tej literatury, która nie zapomniała dwudziestowiecznych rekolekcji. Droga, dająca nawet odrobinę radości, jak dziecięca włóczęga po lasach i zbieranie martwych saren z wiersza otwierającego tomik: to były nasze najpiękniejsze lata:/ taczka pełna sosnowych gałązek i smugi krwi/ i uczucie radości po dobrze wykonanej robocie. Zatrute to radości, przewrotne.

Czy więc jedyną nadzieją dostępną człowiekowi, który przeżył śmierć swojego Boga – jakie by nie były jego imiona: Jahwe, Postęp, Oświecenie, Nihilizm – jest pamięć? Pamięć jako zbawienie, żałoba jako ratunek przed samotnością? Każda śmierć jest zagładą świata, ale rozpacz, przepracowana żałobą, kiedyś powinna się skończyć. Tak było, jednak tamta żałoba po wielkich zagładach, pozbawiwszy nas ostatnich złudzeń, wciąż trwa i może nigdy nie zostanie przepracowana. Taka jest nasza kondycja: żałobników, odmalowujących bez końca nagrobne tabliczki?

***

Urodzony, zmarł. Wierzący mają kapłanów, światli filozofów. Przerażonym pozostają poeci.”

Tomasz Tyczyński, Prowincja Gombrowicz, Blog Muzeum im. Adama Mickiewicza

 

FacebookTwitter