Skip to content

Recenzja Spalania i Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić – pismo Fraza

„Tom Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić skomponowany został z tekstów opublikowanych już wcześniej, tytułem nawiązuje do zbioru Powinni się nie urodzić z roku 2011 (wersja polsko angielska). Nowy zbiór zawiera osiemnaście utworów, po sześć wierszy z tomów: Przeprawa (2008), Eine Kleine Todesmusik (2009), Osłabić (2010).

Kwiatkowski, komponując swoje kolejne zbiory, tak naprawdę pisze jedną, choć wielogłosową, historię, w każdej bohaterem jest człowiek uwikłany – w czas, w międzyludzkie relacje. Ta przemyślana wielogłosowość, jaką poeta tworzy poprzez przenoszenie tekstów z jednego zbioru i wkomponowanie ich w nową całość, czy powracanie do tych samych motywów, pozwala uwiarygodnić postacie. Życie każdego z nas, o czym nieustannie przypomina poeta, toczy się i tworzy w spotkaniu z drugim człowiekiem, nasze historie wplecione zostają w cudze życie bez naszej zgody i wiedzy, i oni wpisani są w nasze. Zarówno w Spalaniu jak i w zbiorze Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić istnieje wspólny mianownik – jest nim przeszłość. Nawet, kiedy poeta ukazuje „dziś” swoich bohaterów, przeszłość staje się zawsze punktem odniesienia, to z tej perspektywy siebie oceniają, ona także decyduje o przyszłości. Chcąc uciec od przeszłości, nieustannie są w niej uwikłani, jak kobieta z wiersza sygnał (Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić, s. 7–8).

Nie bez znaczenia dla podejmowanych tematów jest miejsce zamieszkania i rodzinne historie samego poety, wspomina o tym w jednym z wywiadów. Powrotom do przeszłości sprzyja złożona historia Gdańska, jej ślady poeta nieustannie odkrywa – cmentarz, zakład psychiatryczny, który był miejscem tragicznych zdarzeń w czasie wojny, a także losy członków rodziny – to wszystko sprawia, że od historii nie można się oderwać.

Kiedy czyta się kolejne tomiki Kwiatkowskiego, uderza ich precyzyjna, zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach kompozycja. Jest w tych wierszach siła – przyciągają jakimś niezwykłym uporządkowaniem, precyzją myśli, surowością obrazu. Komponują się wokół tematów, wydawać by się mogło, wykluczających, muzyki, śmierci, etyki. Kwiatkowski wyłuskuje historie z pozoru tylko banalne, które nieustannie powracają w kolejnych portretach ludzi, z pozoru nic nieznaczących zdarzeniach. Autora fascynuje człowiek – w swojej małości, zaprzeczeniu dobra. Interesuje go śmierć nie poprzez jej finalność, ale w stawaniu się, w zamyśle, wydawać by się mogło, zwykłego człowieka owładniętego chorobliwą potrzebą zadawania bólu, prowokacyjnego odkrywania w sobie zbrodniczej natury, balansowania na granicy życia i śmierci a jednocześnie wrażliwego na piękno muzyki. W wierszu w domu znajdujemy ważne dla oglądu tej poezji słowa wskazujące na złożoność prezentowanych postaci:

„oni byli myśliwymi
w stroju Wehrmachtu
w stroju lekarza
i w stroju ojca
domu”

(Osłabić, s. 12).

Poeta wydobywa obrazy zepchnięte na dno pamięci, śledzi losy ludzi, każe na nowo wracać do przeszłości. Dręczy go pytanie, jak można żyć z pamięcią o zbrodni, ze skrywaną przez lata mroczną tajemnicą. Ważnym sygnałem interpretacyjnym zbioru Spalanie pozostaje motto, stanowią je słowa Papageno z Czarodziejskiego fletu Mozarta:

„jam ptasznik biedny
dopiero z lasu przychodzę wesoły
hopsasa hopsasa”.

Nie tylko słowa, jakie wypowiada, są tu znaczące, ale sam Papageno – postać niejednoznaczna, skrywająca przed światem prawdę o sobie nie tylko w znaczeniu dosłownym, to nie on jest wybawcą księcia – ale także w swej zewnętrzności – pojawia się przed Tamino w przebraniu, charakterystycznym pierzastym stroju nadwornego ptasznika.

Tajemniczy są prawie wszyscy bohaterowie Spalania, każdy z nich nosi w sobie prawdę inną niż ta, z jaką wychodzi do ludzi.  Potrzeba czasu, niekiedy jednego impulsu, by odsłonili swoją prawdziwą twarz – nie tylko wobec innych, ale także wobec samych siebie.

Pozornie nic nie łączy muzyki i śmierci, tych tak różnych zakresów ludzkiej egzystencji. Jednak u podstaw zainteresowania nimi jest fascynacja niejednoznacznością, jaką z sobą niosą, czymś, co oddziałuje i na wyobraźnię, i na działania człowieka – precyzyjna konstrukcja muzyki, ogromny ładunek emocji, pobudzająca myśli i wyobraźnię, której tylko nieliczni mogą dotknąć, i śmierć – przedmiot dociekań człowieka od początku jego istnienia, budząca i ciekawość, i przerażenie, w jednym i drugim przypadku – tajemnica. Duch i materia, treść i forma, których oddzielić nie sposób, gdyż tylko w tej symbiozie można odkryć ich prawdziwe znaczenia i sens.

Autor przekonuje, potwierdzają to także konkretne biografie zbrodniarzy, że w ich umysłach istniały tak dziwne połączenia – fascynacji złem i upodobanie sztuki/muzyki. Zamknięte ludzkie historie, które tylko po części odsyłają do przeszłości, ożywają na powrót, uwypuklając ze zdwojoną siłą tamte „naznaczające” ich emocje.

Pytaniem podstawowym, jakie rodzi się z tych wierszy, jest pytanie nie tyle o sens zła, co dociekanie, jak to możliwe, że w człowieku dobro i zło, piękno i brzydota pozostają splecione w jakiejś dziwnej symbiozie. Z jednej strony zwykłe życie starca, z typowymi dla codzienności czynnościami, z drugiej jego mroczna przeszłość podważająca wszelkie moralne zasady. Co jest prawdą, czy te przeciwności się uzupełniają, tworząc prawdziwy obraz człowieka?

Śmierć w wierszach Kwiatkowskiego pojawia się na wiele sposobów i w różnych konfiguracjach – jako wspomnienie uczestnika tragicznych zdarzeń, pamięć niedoszłej ofiary, kata, świadka, chorego trawionego chorobą, cierpiącego dziecka. Dawne przeżycia odsłaniają się stopniowo i niespodziewanie, przywołane chwilą nagłego przypomnienia poprzez szczegół – przedmiot, dźwięk, obraz – które choć niepozorne i chwilowe, powodują lawinę wspomnień, zazwyczaj tragicznych dla samego bohatera, szokujących dla otoczenia/odbiorcy. Poeta nie analizuje zdarzeń, wywołuje jedynie element – a w tym przywołanym punktum zawarte jest wszystko – tak, jak doznania sprzed lat, dziś powracające do starego leśnika poprzez zaskakującą analogię między ludzkim ciałem a kłodą ściętego drzewa w wierszu leśnik Danz (Spalanie,
s. 12):

podczas wojny układaliśmy ciała jak drewno
ale już po wojnie układaliśmy w lesie drewno
jak świeżo ścięte ciała

Do przedstawienia najważniejszych elementów przywoływanego świata i ludzi Kwiatkowski potrzebuje ułamka i zamyka ten przywołany fragment najczęściej w kilku zaledwie skondensowanych słowach. Te obrazy, tak perfekcyjnie skomponowane, porażają, jak w wierszu lekcja estetyki III (Spalanie, s. 21):

podczas rzezi mocno się postarzałem
i gdybym wcześniej o tym wiedział
nie zabijałbym

Poeta często stosuje swoisty zabieg – przełamuje powagę opisywanej sytuacji, w tym wypadku umierania, elementami przynależnymi do innej sfery/kategorii życia – zabawy, czy groteski, i choć jest to zabieg obecny w literaturze, kulturze od epok najdawniejszych, to jednak w proponowanym przez Kwiatkowskiego rozdaniu zyskuje na wyrazistości, zapewne poprzez historyczne uwarunkowania, dodatkowe znaczenia, jak w wierszu lekcja estetyki w masowym grobie (Spalanie, s. 22):

oficer Schubert
potomek Schuberta
jeździł na rozstrzeliwania
i wygwizdywał sobie piosenki przodka

W prezentowanym obrazie zawarte jest pytanie nie wprost nurtujące od czasu najbardziej dramatycznych wydarzeń II wojny światowej – czy kultura nie ocala, czy człowiek znający literaturę, muzykę i w nich rozmiłowany jest zdolny do przemocy. Jak pokazała historia, jednak nie ocala.

W przedstawieniu niemal wszystkich postaci uderza ich szkicowość – jeden nieistotny gest, słowo, skojarzenie uchwycone w błysku pamięci skupiają najistotniejsze sensy:

nasz prawdziwy zawód to rolnictwo
nie zabijanie
chociaż przyznaję:
rzezie na bagnach odbywały się w rytmie prac sezonowych
i kiedy były duże deszcze nie wychodziliśmy po plony

plony
(Spalanie, s. 11)

Kwiatkowski jest świadom języka, kondensacji znaczeń, które tkwią w słowie i umie z tego bogactwa korzystać – czym jest bowiem plon z wiersza powyżej – nie tylko obfitością zbiorów dającą poczucie bezpieczeństwa człowiekowi; nasuwa się obraz z Ewangelii św. Jana – ziarno, które, by wydać plon, musi obumrzeć. W wierszu słowa o „wychodzeniu po plony” wskazują na rozmycie się zasad moralnych, wskazują na cynizm wspominającego – dokonywanie rzezi traktowane było jako rodzaj ciężkiej pracy, a ofiary były jej częścią – śmiertelnym plonem. W tekstach Spalania jak i Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić nie ma wprawdzie obrazu krwawych walk, ale jednak nieustannie wyczuwa się strach i napięcie towarzyszące granicznym przeżyciom zarówno ofiar, jak i katów.

Obok obecnej w tych wierszach śmierci, pozostaje równie ważny motyw „pośredni” – odrzucenia życia, czy raczej lęku przed jego powołaniem, strach przed nieuchronnym złem, które zakodowane w człowieku, być może zostanie przekazane potomnym, jak niepotrzebny gen. Jest w takiej postawie bohaterów także ogrom wrażliwości, współodpowiedzialność za drugiego człowieka, choć może się wydawać, że za niechęcią do zmierzania się z życiem w ogóle stoi poczucie własnej słabości:

poszłam z dzieckiem do lasu i razem z nim bezradna płakałam
łzy ściekały mi z oczu a dziecko wycierało mi łzy rączką
i tak bardzo żałowałam że przywołałam je na świat

Świat
(Spalanie, s. 13)

W zamyśle obu tomów ważne wydaje się operowanie tytułem – jego formą, która zostaje powtórzona w zamykającym utwór wersie, tworząc swego rodzaju klamrę. Co ciekawe, w obydwu zbiorkach tylko sześć tytułów ma rozbudowaną konstrukcję. Najczęściej to tytuły jednowyrazowe będące w ścisłej inkluzji z tekstem: świat, plony, również, koniec, ust, bydlęciem, zapomniał, chrzest, niewybaczalne, osłabić, ust – to tylko niektóre z nich – szczególnie zwracają uwagę te w formach zależnych. Z takim zabiegiem mamy do czynienia choćby w wierszu bydlęciem (Spalanie,
s. 18):

powiedział kiedyś do własnej matki:
świnia urodziła królewicza
a ona mu wtedy odrzekła:
dziecko które sądzi własną matkę
jest głupim bydlęciem

Dysonans wprowadzony tytułem w otwarciu wiersza w jego kodzie staje się istotnym segmentem tekstu i harmonijnym dopełnieniem myśli.

Poeta przywiązuje dużą wagę do kompozycji zarówno tekstów, jak i kolejnych zbiorów, bohaterów, języka, tytułów – każdy z tych elementów składowych wiersza jest znaczący i niesie ważne dla odczytania znaczenia. Tytuł Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić nawiązuje, jak już wspomniałam, do wydanego wcześniej tomu Powinni się nie urodzić, sformułowanie „Powinni się nie urodzić”, pada z ust kilku bohaterów trylogii pierwotnej i z ust bohaterek jednego wiersza z wersji revisited. Oprócz tych wyraźnych nawiązań najważniejszym spoiwem wierszy jest pesymizm, każdy z bohaterów nosi w sobie jakąś skazę, pamięć krzywdy, ból ukrywany przez lata (nawet po śmierci), i to one określają i warunkują ich życie. Poeta zdaje się wypełniać rodzaj misji, której celem jest nie tylko przedstawienie, ale i diagnoza ludzkich zachowań czy raczej próba odpowiedzi na nurtujące pytania. Stąd zapewne dbałość o wiarygodność w rysunku postaci, tworzonych jednym pociągnięciem kreski, są surowe i oszczędne. Niekiedy poeta sytuuje swoich bohaterów w udramatyzowanej scence, rozpisuje prawdę na głosy, tak ukazane są na przykład kobiety z wiersza urodziły (Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić, s. 30):

aby choć odrobinę wzmocnić i podrysować swoje życie
chodzą w góry
świnie idące na rzeź:
Uve Justice Bertche i Lili

pozaszywane świnie
żeby nie wypadły im flaki
chociaż i tak przez odbyt wypadają

„co się z wami stało?
pamiętam was jako małe różowe piękności
w dzieciństwie życie stało przed wami otworem”

„najadłyśmy się przedmiotów i doświadczeń
które nam podstawiono
jesteśmy bardzo zakłamane i wiecznie podniecone
lepiej byłoby dla nas
gdybyśmy się nie urodziły”

Wydaje się, że w tych wierszach nie ma ludzi szczęśliwych, że bohaterowie są tylko samym smutkiem i zamyśleniem, a chwile radosne w ich życiu jedynie mglistym wspomnieniem, ciągle też towarzyszy im poczucie straty i niespełnienia, ale i niepewności, co dalej. Nieustannie zdają się pobrzmiewać w tych wierszach słowa mitycznego Sylena (znacząca, jak podkreśla Kwiatkowski, była nie tylko mitologia, ale także lektura głośnej książki Nietzchego Narodziny tragedii), który na pytanie króla Midasa, co jest najważniejsze w życiu człowieka, wypowiedział przerażającą diagnozę: „nieszczęsna, efemeryczna istoto […] lepiej dla ciebie, żebyś nic nie wiedział, nie narodził się, nie był, a gdy już zaistniejesz, to najlepsze dla ciebie, byś jak najszybciej umarł”.

Każdy z tych tekstów stanowi rodzaj epitafium – zmarli (nawet ci, którzy jeszcze żyją, są naznaczeni jakimś rodzajem otępienia), znani i nieznani ludzie stają się bohaterami wierszy, oni swoje historie opowiadają, jakby nieustannie dziwili się sobie. Ten sposób budowania napięcia odsyła do Spoon River Anthology Edgara Lee Mastersa (1858-1950), czy do Kronik miasteczka Pornic Czesława Miłosza, także poezji powstańczej Anny Świrszczyńskiej (wskazuje na te powiązania sam Kwiatkowski). W pośmiertnych wspomnieniach Edgara Lee Mastersa nie otrzymujemy sielankowego obrazu miejsca, ale nieustających nawet po śmierci napięciach między moralnością a wynikającymi z ról społecznych powinnościami, z jakimi musieli się mierzyć bohaterowie. U Kwiatkowskiego mamy do czynienia z tą samą poetycką metodą – większość z jego bohaterów już nie żyje (np. wiersz zębów – Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić, s. 31) i opowiada prawdę o sobie i swoich bliskich po swojej śmierci, jak np. w wierszu koniec (Spalanie, s. 27):

ciało mojej siostry jeszcze było ciepłe
jeszcze się rzucało
zamordowali ją pod lasem
obsypana igliwiem
nawet mi się taka podobała
a potem chłopki zerwały z niej ubranie
i strzepały z niego igliwie
i zauważyły mnie w krzakach
to był mój koniec

Powróćmy jeszcze do tytułu ostatniego zbioru – jest nawiązaniem do zbioru Powinni się nie urodzić, ale jednocześnie do tej pesymistycznej diagnozy nowy tom dopisuje inne spojrzenie. W tej wielogłosowości obecna jest, podobnie jak w poprzednich, refleksja nad kondycją człowieka i jego miejscem w czasie, ale pojawiają się także pytania o to, jak żyć w zgodzie z samym sobą wbrew wszystkiemu, jak zrozumieć, że nad domem mordercy „słońce nadal oświetla dom jego/ i jego wielopokoleniową rodzinę (wydarł, G. Kwiatkowski, Wiersze). Wydaje się, że każda próba diagnozy, wywołuje raczej lawinę pytań i wątpliwości, co najlepiej uświadamia „polemika” z Herbertem w wierszu pan cogito i litera Pisma (Powinni się nie urodzić revisited – Urodzić, s. 19). Kwiatkowski nie daje prostych odpowiedzi i nie jest to jego zamiarem, choć przypomina w pewnym sensie o roli literatury. Pozostawia czytelnika ze swoimi bohaterami w nadziei, że, potrafimy odnaleźć w ich historiach to, co stanowi sens, albo tylko zatrzymamy się na chwilę.”

Alicja Jakubowska-Ożóg. Kwartalnik Fraza

FacebookTwitter