Skip to content

Recenzja Spalania – Literatki

„Spalanie to druga książka składająca się na trylogię poetycką Grzegorza Kwiatkowskiego. Przedtem powstały jeszcze Radości (2013). W obu przypadkach na czytelnika czeka zestaw dwudziestu dwóch wierszy zamkniętych w intrygującą białą okładkę. Wypada zwrócić uwagę na zewnętrzną warstwę Spalania, ponieważ w kontekście lektury, ona także staje się elementem projektu artystycznego. Autor w ten sposób posyła do odbiorcy pierwszą wiadomość, która ma pobudzić jego apetyt i zmusić go do otwarcia pierwszej strony tomiku.

Co na niej znajdzie? Motto – cytat z Czarodziejskiego fletu Wolfganga Amadeusza Mozarta: „jam ptasznik biedny/dopiero z lasu przychodzę wesoły/hopsasa hopsasa”. Za jego sprawą wejście w lekturę Spalania odbywa się w sposób przewrotny, tragikomiczny. Radość i beztroska w słowach Papagena nabierają ponurego wydźwięku w perspektywie śmierci czyhającej na niego w ostatnich partiach opery. Nawiązanie do Czarodziejskiego Fletu przenosi także czytelnika do kręgu kultury niemieckojęzycznej. W Spalaniu wszystkie wiersze pozostają w orbicie wyznaczonej przez motto.

Tomik otwiera wiersz o tytule współbrzmiącym z tytułem książki. Zawarta w nim myśl jak w soczewce skupia w sobie całą problematykę, którą porusza Kwiatkowski.

[…]
tak to już jest
żadnych wyrzutów sumienia
nowe życie spycha i dopala stare

energia
energia

spalanie
spalanie

Kolejne wiersze są swojego rodzaju przypisami do potężnej tezy wygłoszonej w pierwszym utworze. Kwiatkowski próbując wniknąć w przedziwną logikę śmierci, często przywołuje proste obrazy z życia, niemal prozaiczne. Służą mu one za najlepszy dowód bezwzględności cierpienia i okrucieństwa. Wydaje się, że ból, upokorzenie, sadyzm, surowość śmierci – słowem całe zło, jakie spotyka człowieka – jest cechą przysługującą światu. Pozostaje w relacji nie tylko z rytmem natury, ale uczy człowieka, jak funkcjonować w zgodzie z nim. Wystarczy tylko przeczytać wiersz zatytułowany plony:

nasz prawdziwy zawód to rolnictwo
nie zabijanie
chociaż przyznaję:
rzezie na bagnach odbywały się w rytmie prac sezonowych
i kiedy były duże deszcze nie wychodziliśmy po plony

Wobec tego zimnego, bezdusznego portretu mordercy najłatwiej byłoby po prostu zamilknąć. Wiersze Kwiatkowskiego sprawiają, że czytelnik traci wszelkie kompetencje, by je skomentować. Wynika to z tego, że podmiot przyjmuje w nich częściej perspektywę oprawców niż ofiar. Przemawia w ich imieniu, gdy bezrefleksyjnie przyznaje się do mordowania. Przemawia w ich imieniu także wtedy, gdy pozornie opisuje krwawe historie z pozycji obserwatora. Być może znalazłby się ktoś, kto zaprzeczając mojemu stwierdzeniu, powiedziałby: „podmiot w Spalaniu wypowiada się jednocześnie w imieniu ofiar i katów”. Takie spostrzeżenie również byłoby słuszne, ponieważ w świecie Kwiatkowskiego nad każdym człowiekiem ciąży bezlitosne fatum. Sprawia ono, że jego życiowym zmaganiem  już od chwili narodzin staje się walka o byt. Albo będzie zabijać, albo sam zginie. Najprostsza kalkulacja, rachunek zysków i strat.

Ponura wizja świata w Spalaniu wynika z doświadczenia zagłady dokonanej przez nazistów. Pamięć o tragicznych wydarzeniach II wojny światowej jest niezwykle żywa w słowach podmiotu w każdym wierszu. Nie tyle jednak chodzi o wydarzenia tego okresu, co o konkretne zdarzenia – momenty gwałtu, brutalnych mordów, układania ciał. Wojna oczami podmiotu oraz bohaterów wierszy jest ogromnym zbiorem pojedynczych aktów zdziczenia, zezwięrzęcenia. Ten wybuch instynktu zrozumieć jest Kwiatkowskiemu tym trudniej, że zna i docenia dorobek kultury niemieckiej. Dysonans powstający w chwili uświadomienia sobie, że naród stanowiący trzon europejskiej cywilizacji dopuścił się tak szatańskiej rzezi, nie daje mu spokoju. W Spalaniu często podkreśla to uczucie sprzeczności. Na podmokłych terenach u zbiegu Wisły i Soły dochodzi do diabelskiej transformacji. Dorobek niemieckiej kultury przeobraża się w dorobek liczony w stosach pomordowanych. Schubert – kompozytor zmienia się w Schuberta – oficera. To tragiczne odwrócenie świetnie oddaje tytuł jednego z wierszy – lekcja estetyki na masowym grobie.

Kwiatkowski w najnowszym tomiku potwierdza swój znakomity warsztat poetycki. Oszczędność formy w połączeniu z problematyką, którą konsekwentnie podejmuje, daje znakomity efekt. Po przeczytaniu Spalania miałem wrażenie, że nie da się w inny sposób opowiedzieć tej historii. Kwiatkowski opanował język, który sprawia, że obcowanie z jego tekstami nie pozostawia człowieka obojętnym, daje mu wręcz po twarzy. Solidnie. Nic dziwnego, skoro świat Spalania należy do istnień słabych, wątłych, żyjących w poczuciu zbliżającej się okrutnej śmierci. Jest to świat nie ludzi, ale świń, bydląt i wirusów. Filtr zbrodni nazistowskich pozwala Kwiatkowskiemu dotknąć istoty cierpienia. Nie jest to jednak jedyny sposób, by czytać ten tomik. Wiersze odkrywają dużo większy dramat, niemal dramat istnienia. Opowiedziano w nich zarówno los matek topiących własne dzieci, ludzi, którzy nie powinni byli się urodzić, jak i Victora Oswina Puttricha, który żył dziesięć lat a „wraz z nim pochowano wspaniałe marzenia i wielkie idee”.”

Jakub Pyda, portal Literartki

FacebookTwitter