Skip to content

Esej o Przeprawie i Eine Kleine – Olivia Betcher

„Długo zastanawiałam się, którą książkę Grzegorza Kwiatkowskiego omawiać. Ostatecznie doszłam do wniosku, że jedynym słusznym posunięciem będzie zmierzenie się zarówno z „Przeprawą” [Zeszyty Poetyckie 2008] jak i „Eine Kleine Todesmusik” [Mamiko 2009]. Dlaczego świadomie biorę na siebie dwa razy więcej pracy? Ponieważ uważam, że te pozycje po prostu należy czytać i opisywać razem. Czyta się je jak jeden tomik podzielony na części. Wrażenie to potęguje fakt, iż druga książka zawiera liczne odniesienia do treści zawartych w pierwszej. Powiem więcej. Wiersze Kwiatkowskiego są na tyle spójne, że sprawiają wrażenie jakby wszystkie dotyczyły jednej historii – mimo natłoku przeróżnych postaci są splotem fabuł układającym się w coś na kształt biografii albo historii rodu.

Tytułująca pierwszy tom „Przeprawa” jest lapidarnym określeniem sytuacji, w jakiej znajduje się podmiot liryczny. Przechodzi on przez kolejne etapy życia i świadomości, poszerzając horyzonty percepcyjne. Natomiast drugi tytuł ma swój wzorzec w muzyce klasycznej. Biorąc pod uwagę drugą, poza literaturą, pasję poety – muzykę właśnie, te odniesienia nie dziwią nawet w najmniejszym stopniu. Można tłumaczyć tę frazę z niemieckiego jako „mała muzyka śmiertelna”. Dość wymowne. Mamy więc wędrowca, któremu towarzyszy muzyka śmierci. Wędrówka sama w sobie zdecydowanie nie jest przyjemna. W tym przekonaniu utwierdzają czytelnika ciągłe wybuchy frustracji i pesymizmu. Już pierwszy wiersz „powódź” ukazuje wewnętrzne rozdarcie:

kiedyś byłeś płonącą stodołą
a teraz kontemplujesz fioletowy płomień kuchenki gazowej
ale coś w Tobie mówi: zbuntuj się jak rzeka w okresie powodzi

(…)

rzeka w Tobie w okresie powodzi mówi:
zdemitologizuj środek i wyrusz na północ
rzeka w Tobie w okresie powodzi mówi:
zdemitologizuj środek i wyrusz na południe

To coś na kształt desperackiego krzyku, którym słyszymy już od samego progu. Później wcale nie jest spokojniej. Coraz silniejszym głosem przemawia frustracja i podszyta ironią krytyka świata. Nie da się również nie zauważyć nasilających się, niekiedy wręcz nachalnych, zabiegów turpistycznych. Jest śmierć w przeróżnych obliczach. Odejście znanego i szanowanego poety, nagła i niczym niezapowiadana śmierć, morderstwo, samobójstwo… Słowem – każdy możliwy jej motyw. Autor przedstawia to wszystko w bardzo ekspresyjny sposób, a jednocześnie zachowuje przystępną prostotę przekazu. W zrozumiały dla czytelników sposób nawiązuje nawet do historii biblijnych. Przykładem może być wiersz „sygnał” z pierwszego tomu, gdzie czytamy:

był tu król Herod
i zabił wszystkie dzieci

(…)

Brak tu zbędnego patosu, który tak często wkrada się między wersy młodych (i nie tylko) poetów. Nie ma przegadania. Jest za to konkret. Klarowna historia, niekoniecznie przyjemna, ale zrozumiała. Bez udziwnień.

Jednak grzechem byłoby twierdzić, że Kwiatkowski ogranicza się tylko do roli opowiadacza. Pisze również w formie listów ( „klaun Pepe”, „Justice”) i dialogów. Wchodzi w interteksty. Dyskutuje między innymi z poetami wyklętymi. Jeden ze swoich utworów tytułuje „Do Sylvii Plath” i wspomina w nich o Anne Sexton. Uważny czytelnik odnajdzie również odniesienia do Roberta Lovella. W wierszu „narcyzm” z pierwszego tomiku komentuje tezy Spinozy.

Czy ta sporność łagodnieje w drugiej książce? Bynajmniej! W „Eine Kleine Todesmusik” Kwiatkowski wchodzi w etyczny dyskurs z utartymi schematami postrzegania świata. Wyraźnie kpi z przesłania Pana Cogito. Odwraca „kota ogonem”, stawia Herbertowskiego bohatera w sytuacji, z której nie da się „wyjść z twarzą”.

jest wojna i do pana Cogito przychodzą Niemcy
i pytają go czy ukrywa w piwnicy Żydów
a pan Cogito ponieważ ceni prawdę
a jego orężem nigdy nie jest kłamstwo
mówi:
w mojej piwnicy przechowuję piętnastu Żydów
w tym sześcioro dzieci dwóch mężczyzn
i siedem kobiet

(…)

a potem otwiera Pismo Święte
i zakreśla ołówkiem:
a mowa wasza
niech będzie prosta
tak tak
nie nie

Grzegorz Kwiatkowski drwi nie tylko z literackich dogmatów, ale również z ludzkich trosk i ogólnych norm społecznych. Tutaj przykładów może być wiele. Choćby „homofobiczna pocztówka z Genewy”, gdzie Autor bawi się odczuciami czytelnika:

nie ukrywam
noszę w sobie
odrazę do pedałów

dlatego na rękę mi były
tylko trzy kluby dla gejów w mieście

Trochę to sprzeczne. Podmiot najpierw otwarcie przyznaje się do homofobii, ale jednak trzy kluby (czyli ani mało, ani dużo) są dla niego do przyjęcia. Powiedziałabym: czysty paradoks. Twardo stawia sprawę, ale poglądy są tylko połowicznie konserwatywne. Czy nie powinien powiedzieć, że nie chce żadnych klubów? Nieważne, że to Genewa. Odraza, to odraza… Zaczynam się zastanawiać, czy podmiot (autor?) sam nie jest homoseksualistą, a to wszystko jest zwykłą sztuczką albo grą. W ten właśnie sposób Poeta zasiewa w czytelniku konsternację, którą później pielęgnuje niczym ogrodnik. Emocje nie zdążą jeszcze opaść, a już serwowane są kolejne prowokacje, których jest szczególnie wiele w drugim tomie Kwiatkowskiego.

Śmiało można powiedzieć, że jego liryczni bohaterowie odrzucają wszelkie dogmaty. Są przesyceni nihilizmem i obnoszą się z tym pełni dumy. W wierszu „takt” (Eine Kleine Todomusik) jeden z nich mówi:

towarzysze nihiliści: moje ramię jest zawsze tam gdzie wasze ramię
towarzysze nihiliści: nasze serca biją na wieki w jeden trumienny takt

Głosy kolejnych wierszy podkreślają stopniowy rozkład człowieczeństwa oraz szerzenie się zła i brzydoty. Zdają się nie dostrzegać niczego pięknego. Nic sobie nie robią z poprawności. Szydzą, nie uznając praktycznie żadnych prawideł. Jedynie widziana na każdym kroku śmierć jest święta i niezmienna.

Autor „Przeprawy” w niemałym procencie swojej twórczości porusza niełatwy problem holocaustu (m. in. cykl „dwie siostry”).

Jednak poezja Kwiatkowskiego to nie tylko mocny, wręcz drapieżny przekaz. Dosyć ważna jest również forma. Nie sposób nie dostrzec muzyczności tych tekstów, objawiającej się przez powtórzenia oraz wyraźny, choć chwilami zachwiany rytm.

Poeta dość dobrze opanował zarówno długie, jak i krótkie formy. Utwór pt. „Jaś Szumilas, ur. 12.06.1996 zm. 22.07.1999” (również ze zbioru „Przeprawa”) jest zwięzły, ale na tyle wymowny, by trafić czytelnika z ogromną siłą.

rzeka była ciepła i nęcąca
wydawało mu się
że mówi do niego
synku

Wszystkie wiersze zostały napisane z zachowaniem charakterystycznego, niekonwencjonalnego stylu zarówno w formie jak i treści. Jednak całość wydaje się nierówna. Nie ma się czemu dziwić. Kwiatkowski jest na początku swojej twórczej drogi, a jego poezja wciąż się rozwija. Zdecydowanie warto czekać na to, co poeta będzie miał do zaoferowania w przyszłości. Trudno stwierdzić jednoznacznie w którą stronę pójdzie. Sądzę jednak, że z czasem jego wiersze będą jeszcze bardziej sugestywne.

Ostatecznie jednak należałoby rozdzielić dwa zbiory i spojrzeć na nie oddzielnie. Teksty w „Przeprawie” są poszukiwaniem i błądzeniem. To przewrotny tomik mocno naszpikowany kontekstami literackimi, spotykamy tu całą gwardię znanych postaci – od Hioba i Mojżesza do wspomnianych wcześniej poetów konfesyjnych. Również forma poszczególnych wierszy nie jest jeszcze do końca dopracowana. Dominują krótkie i zwięzłe teksty. Natomiast drugi zbiór jest dojrzalszy. Widać, że ewoluował zarówno warsztat jak i osobowość twórcy. Dominuje tu krytyczność podszyta cynizmem. Brzmienie utworów jest bardziej melodyjne. Teksty są bardziej rozbudowane i dłuższe, przez co nasila się wrażenie, że poezji Kwiatkowskiego blisko do prozy. Częściej pojawiają się silne przerzutnie i powtórzenia.

Jak w kilku słowach opisałabym wrażenia po przeczytaniu dotychczasowego dorobku Poety? Doceniam konkretyzm podany w niebanalny sposób, spostrzegawczość i sprawne przedstawienie myśli. Grzegorz Kwiatkowski zdecydowanie potrafi dobrze pisać. Jednak stanowczo zniechęca mnie zapętlenie w motywach śmierci i krytyce świata. Odbieram to trochę jak manifest frustrata zafascynowanego odejściem ze świata żywych. Doskonale rozumiem pesymizm, zniechęcenie, nihilizm i nawet dekadencję, ale dla mnie jest tego zdecydowanie za dużo. Jako czytelnik czuję się zmęczona i przytłoczona, a moje refleksje skłaniają się ku jednemu wnioskowi: bardzo cennym doświadczeniem było zapoznanie się z tą mroczną twórczością, aczkolwiek nie sądzę, bym chciała do niej wracać przynajmniej przez kilka miesięcy. Lektura tych książek sprawia satysfakcję, ale jednocześnie wywołuje natłok bardzo nieprzyjemnych myśli.”

Olivia Betcher, Nisza Krytycznoliteracka

Recenzja do przeczytania również na portalu wywrota

FacebookTwitter