Skip to content

Red Bull Music

„Nie wiem, co takiego ma w sobie Grzegorz Kwiatkowski, że nigdy mu nie odpisałem, żeby sp…adał. Jeszcze zanim się poznaliśmy, dostawałem od niego więcej wiadomości, niż od najbliższych przyjaciół. Ba, nawet od żony, gdy jesteśmy w rozjazdach! O Trupie Trupa, zespole w którym Grzegorz śpiewa i gra na gitarze, wiedziałem więc wszystko – co nagrywają, jak brzmią ich robocze miksy, kto o nich lub do nich napisał, o czym gadali z gościem, który podszedł do nich trzeciego dnia festiwalu w namiocie przy bocznej scenie o 16:37, gdy akurat raczyli się nienajlepszym skądinąd obiadem z cateringu. Czasem zamieniliśmy kilka zdań, czasem tylko potwierdziłem odbiór raportu, ale długo fanem trójmiejskiej samozwańczej trupy funeralno-cyrkowej nazwać się nie mogłem. Ostatnio jednak dostałem od Grzegorza – nie przesadzając – czwartą wersję ich nowej płyty, z adnotacją „nie słuchaj proszę tych wcześniejszych rzeczy, które wysyłałem, to nie ma sensu, one nie były gotowe”. Doszedłem więc do wniosku, że nie mogę dłużej zwlekać z odsłuchem krążka zatytułowanego „Headache”.

Gdański kwartet, w którego muzyce słychać – poza klasycznym rockowym instrumentarium – organy kościelne, dużo wcześniej już mi dowiódł, że ciężka praca i regularne próby nie są im straszne. Każde ich kolejne nagranie – od pierwszej epki, aż po wydany dwa lata temu album „++” – brzmiało więc coraz ciekawiej. Ale choć ich poprzedni krążek spotkał się z bardzo dobrym przyjęciem, tak w kraju jak i za granicą, ja wciąż nie mogłem się przekonać do wodewilowego sznytu trupiej bandy. Za każdym razem gdy wpadałem w kojący stupor (czy też bardziej na miejscu byłoby napisać stężenie), spowodowany repetycyjnością fraz i nieco teatralną atmosferą, gitarowe solo wybijało mnie z rytmu. Każdym swym tonem budujące narrację klawisze zbyt mocno wybijały się na pierwszy plan, a teksty Kwiatkowskiego i – grającego również na basie – Wojciecha Juchniewicza zbyt często popadały w groteskę.

„Headache” jest wolne od wszystkich tych niedoskonałości. Zamiast wstrząsać niepokoi, nad histerię ceni sobie wyżej hipnotyczny trans, a obecną już wcześniej twórczości Trupy psychodelię nasyca trudnym do zdefiniowania przestrzennym, nadmorskim szykiem. Dzięki swojej narracyjnej budowie, uporczywie wkręca się w głowę i – podobnie jak migrena – zazdrośnie pochłania całą uwagę. I czy jest to kwestia spokojniejszej gry Tomka Pawluczuka, oszczędniejszego podejścia Kwiatkowskiego i Juchniewicza czy większej symbiozy z klawiszami Rafała Wojczala, to każdy z tych elementów świadczy o dojrzałości grupy, która w przeciągu pięciu lat wykonała większą pracę, niż wiele innych załóg przez cały swój okres istnienia. Pracy tej ostateczny sznyt nadał odpowiedzialny za rewelacyjny miks i mastering Michał Kupicz, a wydała ją pod swoimi skrzydłami brytyjska oficyna Blue Tapes and X-Ray Records. Praca ta sprawiła również, że po raz pierwszy to ja odezwałem się do Grzegorza, by wystawić się na działanie jego internetowego…

A jak ADHD

Grzegorz Kwiatkowski: Sytuacja i schorzenie niezbędne do wszelkiej dynamiki i aktywności, zwłaszcza jeśli wali się na ogół głową w mur. Z praktycznych powodów, dobrze jeśli przynajmniej jedna osoba z zespołu dysponuje takim natręctwem.

B jak Blue Tapes

GK: Blue Tapes, a dokładnie Blue Tapes and X-Ray Records, bo tak brzmi pełna nazwa oficyny, która wydaje nas, ale również takich artystów, jak Tashi Dorji, Katie Gately, Father Murphy czy też 13-letniego minimalistę Henry’ego Plotnicka. Właściciel oficyny prowadzi także stronę 20 Jazz Funk Greats, gdzie zrecenzował album „++”, a recenzji nadał tytuł „Too Strange For Humans To Like”. Być może jest to dobra charakterystyka jego i naszych działań.

C jak Cisza

GK: Stan rzadko występujący w studiu Dickie Dreams, które jest również salą prób naszego zespołu. A szkoda, że występujący rzadko, bo kiedy gramy ciszej, słyszymy więcej popełnianych przez nas błędów. Ale grając głośniej gra się przyjemniej i wybór jest jednak zrozumiały.

D jak Dojrzałość

Tomek Pawluczuk: Nigdy nie jestem pewien, czy to już.

E jak Elektryczność

TP: Jak dotąd nieodłączny atrybut zespołu. Mamy na koncie kilka występów akustycznych, jednak póki co niczego w takim instrumentarium nie zarejestrowaliśmy.

E jak Efemeryczność

TP: Rozumiana jako pewna ulotność i niedopowiedzenie bardzo nam pomaga w budowaniu języka dźwiękowego, wizualnego czy tekstowego. Z założenia nie narzuca żadnego sposobu odbioru i interpretacji.

F jak Funeralny

GK: Funeralny ale i cyrkowy. Tak część z nas określała nasze działania, przy okazji płyty „++”. Połączenie cyrku na cmentarzu i działań pogrzebowych na terenie cyrku. Ale w przypadku najnowszej płyty jest tego znacznie mniej i jest teraz bardziej różowo. Co nie znaczy, że bardziej wesoło.

G jak Gdańsk

GK: Miejsce zamieszkania całego zespołu. Szczególnie poleca się dzielnicę Wrzeszcz, ze względu na obecność bardzo dobrych terenów pitno-spacerowych.

H jak Harrison

GK: Moim zdaniem najbardziej niedoceniany i najlepszy z Beatlesów. Jedna z zaprzyjaźnionych z Trupą osób, po wysłuchaniu „Headache” uznała, że nowa płyta to trochę taki George Harrison po ciemnej stronie mocy i myślę, że coś w tym jest. Ale – oczywiście – nie mam tu na myśli spoufalania się i podczepiania pod jego talent, bo wiemy gdzie my, a gdzie on, ale o podobną atmosferę. Trochę na zasadzie: piosenka „My Sweet Lord” wywrócona do góry nogami.

H jak Herzog

GK: To, co się z nim ostatnio dzieje jest przykre i chyba nie służy mu zmiana miejsca zamieszkania z Monachium na Los Angeles. Jednak za to, co zrobił kiedyś – „Stroszka”, „Fitzcarraldo”, „Szklane serce” i praktycznie wszystkie jego dokumenty do końca lat 90. – postawiłem mu ołtarzyk i w moim domu i w sercu.

I jak Ironia

TP: Towarzyszy chyba każdej solówce gitarowej (z podciągnięciem struny). Chociaż takowe są u nas chyba na wymarciu.

J jak Język

GK: Posługujemy się w trupie językiem angielskim, poza małymi wyjątkami, czyli dwoma piosenkami po polsku z naszej epki z 2010 roku. Ten język angielski po prostu tak nam intuicyjnie wychodzi i tak sobie po prostu śpiewamy (wiadomo, że piosenkowy język angielski jest znacznie, ale to znacznie, łatwiejszy od języka polskiego).

K jak Kabaret

TP: Cabaret Voltaire czyli klub nocny założony 100 lat temu w Zurychu, związany z ruchem Dada. Chociaż zespół o tej samej nazwie, inspirowanej zresztą tym miejscem, też bardzo lubię.

L jak Liryzm

TP: Bardzo się staramy nie popaść w liryczny banał. Na szczęście liryzm wcale nie musi być z założenia „ładny i przyjemny”. Tak przynajmniej mi się wydaje.

Ł jak Łódź

TP: W tym roku zagramy tam jako Trupa Trupa po raz pierwszy. Szczegóły wkrótce.

M jak Mix/Master

TP: Na nowej płycie to dzieło Michała Kupicza. Daliśmy mu w tej kwestii wolną rękę i okazało się to słuszną decyzją, bo finalnie przyjęliśmy efekt końcowy w zasadzie bez uwag.

N jak Nick

GK: W Trupie rzadko zdarzają się takie gustowe jednomyślności, ale płyta „Push The Sky Away” Nicka Cave’a jest chyba jedną z nich.

O jak Organy

GK: Organy kościelne marki Farfisa Jacqueline De Luxe mit solo. Instrument nieodłączny dla trupy, ale używany teraz w inny i chyba w coraz bardziej rozsądny, a przy tym mniej oczywisty, sposób.

P jak Poezja

GK: Autorami tekstów w zespole jestem i ja, i Wojtek Juchniewicz, który poetą nie jest. Ale ja również prawie w ogóle nie używam w trupie sformułowań związanych z poezją. Duchowość i nastrój tekstów w Trupie Trupa są do mojej poezji podobne, ale nie na zasadzie naśladownictwa, lecz po prostu przypadku.

R jak Redukcja

GK: Na nowej płycie jest mniej niż więcej. Szczególnie w warstwie tekstowej, ale i muzycznej. Jest więcej repetycji niż wcześniej – i w słowach, i w melodii, i w ogóle w strukturze piosenek. Ta redukcja i minimalizm zderzone z – moim zdaniem – pełnym i wręcz ciepłym brzmieniem, tworzą jeszcze bardziej niepokojący miks, niż gdybyśmy mieli do czynienia po prostu z gitarową ciemnością i brudem.

R jak Repetycja

TP: Występuje u nas dość często. Zarówno jako powtarzany motyw – grany od piano do forte, czy jako mantra i trans. Kiedyś mnie i Wojtka, jako sekcję, mocno inspirował zespół Fela Kuti’ego. Myślę, że to do dziś w nas siedzi.

S jak Spektakl

TP: Mamy w swoich doświadczeniach różne formy współpracy z teatrem. Graliśmy kiedyś na żywo w spektaklu „Istota” Grupy Polka Dot, Wojtek stworzył z Emiterem muzykę dla teatru w Szczecinie. Ale cenne są też sytuacje, w których nasz koncert przybierał formę swoistego dźwiękowego spektaklu. Były to na ogół występy na scenach festiwalowych, z ponadstandardowym zapleczem technicznym. Mamy nadzieje, że takich sytuacji jeszcze wiele przed nami.

T jak Trójmiasto

TP: Bardzo ciekawe miejsce, bo bardzo różnorodne. Miedzy innymi muzycznie. Niby jeden twór, a można np. zagrać wewnętrzną trasę koncertową – codziennie w innym mieście i dla innej publiczności. Mieszkańcy Gdańska wbrew pozorom niezbyt często odwiedzają Gdynię i odwrotnie.

W jak Whitman

GK: Bohater wiersza Allena Ginsberga pt. „Supermarket w Kalifornii”, który wykorzystaliśmy w piosence na naszym debiutanckim longplayu. A poza tym, albo przede wszystkim, jest to moim zdaniem najwybitniejszy poeta amerykański i jeden z najwybitniejszych poetów światowych.

Y jak Yass

GK: A dokładnie Mikołaj Trzaska, który wsparł nas na naszej poprzedniej płycie i fragmenty z jego partiami należą moim zdaniem do najlepszych na tym albumie.”

Filip Kalinowski, www.redbull.com

FacebookTwitter