Skip to content

Cieliste

Czym mogłyby być erotejony? Naturalnie, takim słowem starożytni Grecy się nie posługiwali, choć pod nazwą samych Erotej zwykło się rozumieć helleńskie nabożeństwa ku czci Erosa. Eroteje były świętami inkarnacji, a więc pamiątką narodzin ciała i wspomnieniem jego kolejnych etapów ucieleśniania. Inkarnacja tkwiła u korzeni semantyki literackiej: każda literackość stanowiła wspomnienie ciała, a nawet – jeśli uznać historię literatury za dzieje prowokacji – próbę dotyku tego, co cielesne.

Wszystkie interakcyjne mity literackie: Celanowski mit przebicia („Gałąź czytania przebija się przez głodującą tkankę żywiciela”), Traklowski mit wspinaczki („Wspinamy się – ślepe wskazówki – ku północy”), mit zanurzenia Tomasa Venclovy („Ten tylko kto drzwi otwiera, zanurza dłoń w rzece sensu”), wreszcie: mit zejścia Zbigniewa Herberta („Poeta zszedł w dolinę ziemi”) – są wyłącznie wariantami wielkiego mitemu ciała, perfekcyjnie ukrytymi aktami przebytej niegdyś erotei. Przebicie, wspinaczka, zanurzenie i zejście stają się w pełni funkcjonalnymi motywami literackimi dopiero wówczas, gdy szkoła erotei rzeczywiście dobiegnie końca – ciało zaś, także: ciało poety, osiągnie stan erotycznej całości.

Czym zatem mógłby być erotejon? Rodzajem erotycznego cechu mającego z homo faber uczynić człowieka witruwiańskiego, czyli ciało dysponujące znaczeniem erotycznym:  homo quadratus? Szkołą pisarskiej wprawy budującej z poruszeń ciał dynamizm fabuł? W końcu – propozycją rozwoju metafizyki literackiej dokumentującej kolejne akty transcendencji ciała: począwszy od Eposu o Gilgameszu, skończywszy zaś na Mapie i terytorium Michela Houellebecqu’a? Jeśli bowiem jestem w stanie z poruszającego się ciała uczynić Eneasza, Don Kichota lub Stefana Dedalusa, jestem ciałem poety, erotycznym spełnieniem, wzorem do naśladowania dla innych uczniów erotejonu. Nic już tego nie zmieni.

Każdy z trzech tomów Grzegorza Kwiatkowskiego: począwszy od debiutanckiej Przeprawy (2008) przez Eine Kleine Todesmusik (2009) aż do Osłabić (2010), można uznać za książkowy odpowiednik erotejonu. Owszem, szkoła erotei jest dla Kwiatkowskiego nauką erotycznego spełnienia – również on buduje własne mity doskonałego posługiwania się ciałem. Homo faber rzeczywiście w jego przedstawieniu staje się homo quadratus: wszystkie swoiste, auratyczne ideały nawigacji ciałem w przestrzeni – przyjście, odejście, zejście, zanurzenie, skok, lot, przebicie, uderzenie, przesunięcie, uniesienie, zatrzymanie, zaciśnięcie i wiele innych – zyskują w poezji Kwiatkowskiego przezroczystą wręcz składnię i mityzujący kontekst. Tak, Kwiatkowski jest poetą wergiliańskim: nawet wówczas, gdy chce eroteję osłabić, a nawet jej zaprzeczyć słowami karygodnego bluźnierstwa – „powinniśmy się nie urodzić”:

ciepła strużka moczu na owłosionej nodze
i to wystarcza aby powiedzieć: nie
nie godzę się
nie godzę

(G. Kwiatkowski, urodzić II, z tomu: Osłabić )

Mimo dewaluacji aktu narodzin ciała i kompromitacji wielkiego mitu porodowego literatury (obecnego jako wpływowy temat literacki od Biesów Fiodora Dostojewskiego aż do Piątego dziecka Doris Lessing) Kwiatkowski nie rezygnuje z perfekcjonizujących ujęć cielesności. Wiersz otwierający tom Osłabić rewaloryzuje mit zapłodnienia. Zestawiany z utworem urodzić II wzbudza oczywistą konsternację. O ile w liryku sprawcy poeta dokonuje bowiem apologii narodzin życia – wygłasza pochwały „ruchu”, „rytmu”, „czystych energii i spalania”, o tyle w diabolicznej konstatacji „powinniśmy się nie urodzić” artykułuje wobec mitu narodzin ciała własny przeciwny szkołom erotei kontrmit. Nie jest to niedopuszczalne – Kwiatkowski odróżnia najwyraźniej czyste narodziny życia od nieczystych narodzin ciała – może mimo to wywoływać częściowe zakłopotanie wśród czytelników:

będą mieć nowe dziecko
mocno w to wierzą

ich ruchy są rytmiczne
są czystą energią

ich ruchy są rytmiczne
są czystym spalaniem

(G. Kwiatkowski, sprawcy, z tomu: Osłabić)

Nie należy – jak się wydaje – uważać, że opowiadając się po stronie narodzin życia, Kwiatkowski zdradza ideały erotejonu. Nie do końca jest tak, jak chciałby Jacek Hnidiuk, sugerując, że przed ciałem poety „świat stoi potworem” i że „nie wiadomo jeszcze, jaki będzie finał tej walki”. Obrazy z tomu Osłabić (kolaże i mikrosceny, osobliwości, a nawet deformacje), które krytyk pieczołowicie wymienia, aby uprawdopodobnić „historię pewnej traumy”, są w moim przekonaniu świadectwem erotycznego zwycięstwa Kwiatkowskiego. Dowodem ukształtowanej wreszcie ekwilibrystycznej umiejętności człowieka-kwadratu, który zdołał doprowadzić do narodzenia życia, doprowadzając tym samym do śmierci ciała… Otóż, nareszcie doszło do idealnego zapłodnienia, a świat nie skończy się wraz z hekatombą porodu – zdaje się zaświadczać zachwycony i oszalały podmiot liryczny poety. Stąd niekończące się w Osłabić wariacje na temat cielesności,  które Hnidiuk odczytuje jako odrażającą fantasmagorię, a wręcz uznaje za perwersyjną ikonę:

Kwiatkowski epatuje drastycznymi obrazami, pojawia się np. taniec z trupem, wycieczka rowerowa z akwarium na głowie, wspominana już matka z dziećmi na sznurkach, mąż bijący żonę i trzymający ją w oborze. […] Bohaterką jednego z utworów jest aktorka porno, w innym tematem uczynił czysto fizyczne pragnienie kobiecego ciała lub, jak w tytułowym dla całego tomu utworze, ukazał słabość i niewydolność organizmu (matki!!!) niszczonego przez raka.

Podkreślę to jeszcze raz. Kwiatkowski właśnie w tomie Osłabić dotarł do „finału swojej walki”. Narzucił sobie wyjątkową dyscyplinę erotyczną, to zaś doprowadziło do stworzenia książki, która stała się erotejonem. Niemniej jednak już od debiutanckiego tomu Przeprawa wielkie marzenie ciała zyskuje swój realny, a zarazem osobisty charakter. Mit przeprawy jako część wielkiego mitemu ciała dokonuje się jednak w pierwszych wierszach Kwiatkowskiego drogą przemocy, nie zaś drogą spełnienia. Sposobem rozwiązania dramatu ciała staje się m. in. gwałt:

zobaczyłem go: siwy jak rzymskie gołębie
jego drobne wysuszone ciało
jak drobne wysuszone ciała
w katakumbach kapucynów w Palermo

co jeśli zaciągnę go w jakiś zaułek
i sponiewieram lub zgwałcę?

czy Corriere della Serra
napisze w jutrzejszym wydaniu:
gwałt na Ojcu Świętym?

(G. Kwiatkowski, sen nr 16, z tomu: Przeprawa)

Dopiero w trzecim zbiorze poety dochodzi do naturalnego, erotycznego przesunięcia mitu. Przejście dokonuje się w obrębie dwóch planów: wyższego i niższego, ma charakter zstępowania: descendencji, a nawet deprecjacji. Mówiąc formułami lapidariów – cielesne zanika w cielistym. Erotejon Kwiatkowskiego staje się tym samym epopeją o tym, co cieliste, co mniejsze od ciała, a tym samym: co zostało od niego ostatecznie uwolnione. Erotejon, powtórzę, okazuję się opowieścią o życiu. Acheiropita, czyli cudowne, nieuczynione ludzką ręką wizerunki bogów: mandyliony, veraikony, rzeczywiście nie istnieją. Namacalna jest wyłącznie cielistość (ślad, resztka, osad tego, co faktyczne) i to ona powinna skupiać w sobie uwagę uczniów erotejonu. Przed tym, co cieliste nie należy niczego nie zatajać, nie wolno też dopuszczać się krzywoprzysięstwa. Podmiot Kwiatkowskiego wyznaje tuż po wyjściu z pokoju szpitalnego:

nigdy nie było mi tak dobrze
razem z moim przyjacielem sercem
razem z moim wiernym bijącym równo sercem
i ciemnymi kanałami wypełnianymi co chwila
ciepłymi zastrzykami krwi

wielka kochanko
droga staruszko
musiałem im wyznać całą prawdę

(G. Kwiatkowski, wielka kochanko, z tomu: Osłabić)

Na tle Przeprawy i Osłabić drugi zbiór Kwiatkowskiego, zatytułowany po celanowsku: Eine kleine Todesmusik, tylko na pozór wydaje się odstępstwem od ideałów etyki erotycznej. Poeta wciąż poddaje się sile oddziaływania wielkiego mitemu ciała, dokonuje jednak przy tym swoistej metonimizacji wzorca. Przedmiotem erotei i celem erotejonu staje się bowiem w tak „odsłoniętym” światoobrazie faktyczne cieliste, tj. szczątek ciała, które Paul Celan w Die Todesfuge określił mianem „czarnego mleka świtania”. W nieokreślonym i miniaturowym języku Kwiatkowskiego (zamiast wysokiego Die… niskie Eine kleine…) ciało-mleko autora Der Sand aus den Urnen należałoby raczej nazwać drobną erotyczną relikwią. W wierszu piano forte byłoby nią ścięgno utalentowanego pianisty – można je przecież wyciąć i przeszczepić. Następnie za sprawą nieludzkiej, erotycznej dyscypliny (wreszcie, gdy eroteja dobiegnie końca) – stać się wirtuozem fortepianu. Metafizykiem:

przyjacielu
wyciąłbym ci z palców ścięgno
wyjechał do Rosji
i grał w koncertowych salach
z oknem otwartym
na petersburski kanał

(G. Kwiatkowski, piano forte, z tomu: Eine kleine Todesmusik)

Kwiatkowski doprowadza do neutralizacji literackiego mitu porodu, przedmiotem erotycznym czyniąc nie to, co zrodzone, lecz to, co utrwalone przez rozkład. Mit rozkładu i jego mitem: relikwia, są w Eine kleine Todesmusik dokładnym odwróceniem mitu porodu i jego mitemu: ciała w ciele. O ile o człowieku podmiot Kwiatkowskiego zaświadcza, że „powinien się nie urodzić”, o tyle o trupie głos wierszy poety nie jest zdolny twierdzić, że „powinien poddać się rozkładowi”. Jeśli jednak takie słowa wybrzmiałyby, ich autor musiałby stać się przedmiotem rytualnej, kosmicznej zagłady. Nawet apokalipsa bowiem jest narzędziem służącym ochronie erotejonu:

nie plećcie bzdur
istnieje Patmos
ale świętego Jana
dawno pożarły
mrówki

mylisz się
powiedziały słońca
i zaśmiały się
ogniem
który mnie trawi
do dziś

(G. Kwiatkowski, trzy słońca, z tomu: Eine kleine Todesmusik)

Trudno jednoznacznie określić cel poetycki Grzegorza Kwiatkowskiego, czyli to, czego od ciał czytelników domaga się ciało poety. Nie mam jednak żadnych wątpliwości, że mitem, który antagonizuje twórczość autora trzech słońc, jest interakcyjny mit ciała będący dominującym sposobem kształtowania się instynktu erotycznego wśród XX-wiecznych poetów epickich: Celana, Trakla, Venclovy, Herberta i wielu innych. Kwiatkowski w swoich tomach proponuje wiele alternatywnych mitologii ciała: w Osłabić poeta tworzy podwaliny dla mitów abstrakcyjnych, stawiając ponad wartością narodzin ciała wartość narodzin życia; w Eine kleine Todesmusik udoskonala z kolei wielki mit substytucyjny, zastępując cielesne cielistym, tj. ciało rozumiane jako świat – relikwią uznawaną za szczątek. Interakcjoniści spoglądaliby na taką eroteję z odrazą, a motywikę Kwiatkowskiego potraktowali zapewne jako parodię ich klasycznych, śródziemnomorskich mitów: sportowych, seksualnych, porodowych etc.

Aby w pełni zrozumieć radykalność stanowiska Kwiatkowskiego, należy przede wszystkim odnieść się do relacji wiążącej interakcyjny mit ciała z nihilizmem. W pseudo-leśmianowskiej balladzie Dwa ciała Jalu Kurka, obserwujący kochanków voyeur wyznaje:

Dwa nagie ciała, odziane ogniem słońca,
zaprzepaszczone w porywie zuchwałym
wyparowały, bo były z gorąca.

A nigdy właściwie nie istniały.

Jakże inaczej voyeuryzm potraktował podmiot Kwiatkowskiego:

stoi na ośnieżonej polanie i otwiera się na inne
i chce aby inne go pożarło a potem aby on pożarł inne

(G. Kwiatkowski, inne, z tomu: Osłabić)

Karol Samsel, „Cieliste. Erotejony Grzegorza Kwiatkowskiego: wgląd”

Recenzja opublikowana na stronie Fundacji im. Karpowicza.

FacebookTwitter