„Grzegorz Kwiatkowski jest autorem czterech tomów wierszy – ostatni “Radości” ukazał się na początku tego roku – i wokalistą funeralno-cyrkowego zespołu Trupa Trupa, z którym 3 sierpnia zagra na Offie materiał ze swojego najnowszego albumu.
Programowo nie czyta swoich wierszy. W poezji konsekwentnie posługuje się strategią liryki maski, pozwalającej oddać głos innym postaciom (umarłym) i uwolnić się od własnego lirycznego ja. Inaczej w zespole Trupa Trupa – tam śpiewa chętnie (jest w końcu wokalistą) – ale, jak podkreśla, angielskie teksty tworzone dla Trupy to coś zupełnie innego. Rzecz wspólna – w obu przypadkach tematem tych tekstów jest śmierć.
Grzegorz Kwiatkowski (rocznik 1984) wydał dotąd cztery tomy wierszy: “Przeprawa” (2008), “Eine Kleine Todesmusik” (2009), “Osłabić” (2010), “Radości” (2013); w 2011 roku nakładem londyńskiego wydawnictwa Off_Press ukazał się dwujęzyczny polsko-angielski zbiór “Powinni się nie urodzić” (2011).
Z zespołem Trupa Trupa, do którego oprócz Kwiatkowskiego należą jeszcze Tomek Pawluczuk, Wojtek Juchniewicz i Rafał Wojczal, wydał właśnie drugą płytę pt. ++. Muzykę Trupy Trupa krytycy określają jako rock alternatywny. Sam Kwiatkowski podkreśla, że utwory Trupy to nie poezja śpiewana, ale po prostu piosenki (wszyscy muzycy Trupy spotykają się we wspólnej fascynacji Beatlesami, sam Kwiatkowski za najlepszego autora piosenek uważa Franciszka Schuberta), choć raczej, trzeba powiedzieć, dość pesymistyczne i mroczne (stąd często nieco kabaretowy czy groteskowy wydźwięk całości). O ostatniej płycie swojego funeralno-cyrkowego zespołu Kwiatkowski mówi, że jest najciemniejsza, mroczna, a nawet “Cioranowska”.
Swoich wierszy Kwiatkowski stara się nie czytać na głos, bo, jak tłumaczy, to nie do końca on w nich mówi. Mówią zmarli. To jedna z najbardziej charakterystycznych cech tej poezji. Od debiutanckiej “Przeprawy” (2008) poezji Kwiatkowskiego przyświeca postać i twórczość Edgara Lee Mastersa (1858-1950), amerykańskiego poety, który w 1915 r. wydał głośną “Spoon River Anthology” – cykl wierszy, w którym sportretował ponad dwustu zmarłych mieszkańców swojego miasteczka. Co ciekawe i kluczowe – także dla twórczości Kwiatkowskiego – w wierszach Mastersa to właśnie zmarli niejako zza grobu opowiadają o swoim życiu.
Ten epitafijny styl mówienia przez zmarłych w pierwszej osobie – znany choćby z antycznych nagrobków, ale stosowany w poezji wielokrotnie (na polskim gruncie m.in. przez Czesława Miłosza, na którego cykl “Kroniki miasteczka Pornic” Kwiatkowski sam się powołuje) – u Mastersa służył do opisu społeczności małego miasteczka na amerykańskiej prowincji. U Kwiatkowskiego ta sama poetycka metoda staje się bardziej ogólną zasadą opisu rzeczywistości w ogóle.
Głosy, którymi przemawia polski poeta pochodzą z różnych czasów i miejsc – śmierć nie jest tu ograniczona ani epoką, ani lokalizacją. Tak jest też w ostatnim tomie poety pt. “Radości” (Biuro Literackie, 2013). Jak sam mówi [w wywiadzie dla Culture]: – Moim miasteczkiem w ‘Radościach’ jest przewartościowanie, sytuacja graniczna, śmierć.
W “Radościach” wśród mówiących postaci pojawiają się para niemieckich skoczków narciarskich Ernst Becker-Lee i Walter Steiner (ten pierwszy zginął w 1940 roku w wyniku nieudanego skoku na skoczni w Gdańsku), żona poety i mistyka Williama Blake’a Catherine Blake (zm. 1831), a także Dora Drogoj (zm. 1941), Buzia Wajzner (zm. 1943), Sylvie Umubyeyi – ofiary pogromów, Zagłady, czy rzezi etnicznych w Rwandzie, ale także martwe zwierzęta… Śmierć – często gwałtowna i pokazana drastycznie – urasta tu do rangi głównego bohatera czy zasady tej poezji i życia w ogóle.
Wydaje się, że poezja Kwiatkowskiego przede wszystkim dotyczy kwestii zła – nie zadaje jednak tradycyjnego pytania o jego źródła (unde malum?), np. pod postacią pytań o motywy oprawców czy sens cierpienia. Kwiatkowski pyta raczej o samych zmarłych – jednostkowość ich istnienia, ich życie w całej swojej indywidualności, o to, gdzie oni – zmarli – są. W jednym z wierszy z “Radości” to pytanie pada nawet dosłownie. Powtarzając literacki (i Mastersowski) topos ubi sunt Kwiatkowski pyta, “gdzie jest Izaak Mosze i Wefa?” – i odpowiada “wszyscy śpią o tu pod tą ziemią” (“wydarł”).
Klasyczne retoryczne gesty i w jakimś sensie “łatwy” temat (np. kilka wierszy Holokaustowych w “Radościach”) sprawiają, że poezja ta porusza się blisko bardzo niebezpiecznej granicy, za którą zaczyna się epatowanie przemocą i makabrą (“braciszek przyniósł mi skrwawione włosy matki / z odpryskami mózgu” – “zajęcy”) i kicz. Wydaje się jednak, że cel, który przyświeca Kwiatkowskiemu leży gdzieś indziej – polega raczej na wywołaniu w czytelniku zadziwienia i zgrozy i pokazaniu śmierci – szczególnie tej gwałtownej – jako horrendum, a więc jako coś, czym dawno w świecie wszechpotęgi znieczulającego obrazu przestała być.
U źródeł tej poezji leży bowiem autentyczne niepogodzenie się z przemocą i śmiercią obecnymi w świecie i ciągłe aktualizowanie ich w poezji (“odcięto jej głowę tępą piłą / i nikt nie wie gdzie została pochowana / gdyby to było przerysowanie / albo estetyczna zabawa / ale: odcięto jej głowę tępą piłą / i nikt nie wie gdzie została pochowana” – wiersz “Dora Drogoj, ur. 1923 zm. 1941”). W ten sposób Kwiatkowski przywraca śmierci przynależną jej zgrozę i dreszcze, i zwraca uwagę, że rolą sztuki jest pokazywać coś tak, by ten obraz na nas działał: – Dopiero wtedy dziwią mnie tragedie. Być może to, co mówię jest perwersyjne czy nieetyczne. Ale jeśli coś się w pewien odpowiedni sposób przedstawi, to coś szokuje i działa.
Faktycznym bohaterem tej poezji jest może, i sugeruje to sam autor, Inny i jego sytuacja. – Inny jest na ogół poszkodowany, a mówiąc brutalnie i szczerze, Inny jest najczęściej mordowany – tłumaczy Kwiatkowski.
Jednocześnie poeta odżegnuje się od wszelkiej – przypisywanej mu – etycznej misji, np. roli grabarza, który symbolicznie chowa umarłych (taka figura jako interpretacyjny klucz pojawiała się w recenzjach krytyków komentujących “Radości”). Podkreśla raczej, że cały proces twórczy odbywa się na poziomie podświadomym, pisanie zaś bierze się ze współczucia, sytuacji empatycznej, kiedy próbujemy się w kogoś wczuć. Choć, jak mówi, sam ten akt wcale niekoniecznie jest naturalny, może być wręcz sztuczny. Tak samo jak poniekąd sztuczne jest mówienie głosem innej osoby sprzed kilkuset lat:
– Sztuczność w pisaniu jest zawsze: mamy książkę która jest papierowa, autor to Grzegorz Kwiatkowski. To nie są rekonstrukcje wojenne. To jest sztuczne. Ale kiedy czytam takie wiersze, wierzę w to i współczuję – tłumaczy Kwiatkowski.”