„O nowej płycie „Headache” opowiadał wokalista, gitarzysta i współautor tekstów, Grzegorz Kwiatkowski.
Nagraliście nową, trzecią płytę. Opowiedz coś o niej.
Nowa płyta nosi tytuł „Headache” i została zarejestrowana pod koniec 2014 roku w Gdańsku w studiu Dickie Dreams, to jest studio zespołu Dick4Dick. Od półtora roku to jest również sala prób zespołu Trupa Trupa, zespołu Gówno i zespołu Nagrobki – one się tam w jakiś sposób przeplatają ze sobą. Na płycie jest jedenaście piosenek. Nagraliśmy je w ciągu dziesięciu dni, metodą „na setkę”, to znaczy wszyscy wszystkie instrumenty naraz. Rejestracji dokonał Adam Witkowski, który współpracował z nami przy dwóch poprzednich płytach, a mixu i masteringu dokonał Michał Kupicz. Po raz pierwszy pracowaliśmy z Michałem i to trochę odmieniło brzmienie naszego zespołu. Można powiedzieć, że odczytał nas na nowo i dzięki temu brzmimy lepiej i pełniej, zarazem trochę inaczej, bo nie po naszemu.
Co się zmieniło w brzmieniu?
Dobre jest to, że te nowe piosenki są tak nieoczywiście potraktowane. Treści są pesymistyczne, utwory – coraz dłuższe i mniej piosenkowe, nieco bardziej eksperymentalne, a zarazem brzmienie, które Michał ukręcił jest troszeczkę bardziej aksamitne i nawet chwilami różowe i wydaje mi się, że to nieoczywiste połączenie bardzo ciekawie brzmi.
Ale wasza druga płyta, „++” też była już mocno pesymistyczna w porównaniu do pierwszej. „LP” była pogodna i rock’n’rollowa. Skąd taki przeskok?
No tak, na pierwszej EP-ce były dwie piosenki po polsku i to rzeczywiście było takie beatlesowsko-rock’n’rollowe. Potem na „LP” była propozycja trochę większej ciemności, no a „++” osiągnęła według mnie po raz pierwszy jakość i spójność i to był taki w pełni koncepcyjny album, który naprawdę był całością. Jak myślę sobie o tym zespole, to myślę, że on dopiero się zaczął od „++”, że wcześniej to były takie przymiarki i poszukiwania środków wyrazu i na „++” zaczęło się to już bardziej kleić. W momencie płyty „Headache” wydaje mi się, że to jeszcze bardziej się klei. Natomiast zawsze mieliśmy problem z brzmieniem, każdy miał swoją wizję tego wszystkiego i często dochodziło u nas w tej kwestii do niezadowolenia. Teraz po raz pierwszy tak się stało, że wszyscy jesteśmy zadowoleni, co jest naprawdę rzadkością.
Mógłbyś sprecyzować, jak odmienne macie gusta muzyczne?
Na pewno jest tak, że każdy słucha trochę wszystkiego, ale Wojtek Juchniewicz słucha głównie takich rzeczy jak Fugazi, Sonic Youth, Swans itp., Tomek Pawluczuk słucha chyba podobnych rzeczy co Wojtek, ale można do tego dodać takie zespoły, których ja też słucham, czyli np. Tame Impala, łączy nas też fascynacja the Beatles i Velvet Underground, ale jeśli chodzi o te nowsze zespoły, to dochodzi między nami do większych rozdźwięków. Na przykład Rafał Wojczal lubi bardziej taką muzykę typu John Frusciante i Elliot Smith, tego typu rzeczy. Jest tego mnóstwo, chodzi o to, że cztery osoby, które mają różne gusta, zaczynają ze sobą rozmawiać i się docierać i wydaje mi się, że to dotarcie na najnowszej płycie jest największe.
Rozumiem, że muzykę tworzycie wspólnie, częściowo spontanicznie podczas prób, ale za warstwę tekstową jesteś odpowiedzialny tylko ty?
Nie. Teksty piszę i ja, i Wojtek. Na tej płycie też każdą piosenkę śpiewamy razem, więc jest coraz większe zaplecenie, coraz większa wymiana.
Czyli nie jesteś dominującym frontmanem?
Nie, i w tym zespole nigdy nie było takich osób.
W tekstach widać, że zapuszczacie się w jakiś ciemny las. Skąd tyle pesymizmu? Wszyscy macie około trzydziestu lat, prawda? Zmęczeni życiem tak szybko?
Faktycznie jest sporo treści nihilistycznych. Z tego co wiem, to wszyscy mamy takie zapatrywanie na świat. Wydaje mi się, że ta ekspresja tekstowa jest coraz bardziej minimalistyczna, pojawia się coraz mniej słów, one rzeczywiście są może bardziej dosadne, ale to też wynika z tego, że się docieramy i nie potrzebujemy robić jakichś historyjek, tylko przeplatamy kilka słów i wydaje mi się, że są one jeszcze mocniejsze. Ciężko mi robić próbę analizowania tego, jednak suma summarum mamy do czynienia po prostu z zespołem, który śpiewa piosenki, więc trudno mówić o ideologii. Mógłbym pewnie powiedzieć parę rzeczy, które dałoby się usytuować, ale narzuciłbym tropy interpretacyjne komuś, kto może słuchać tego po prostu jako piosenek.
Jak to się stało, że wyda was brytyjski label Blue Tapes?
Właściciel tej wytwórni prowadzi też taki serwis internetowy 20 Jazz Funk Greats i tam kiedyś recenzował naszą płytę „++” i potem zaproponował nam wydanie materiału. Było to jakieś dwa lata temu. I tyle. Po dwóch latach doszło do tego i cieszymy się bardzo, że ktoś nam zaufał. Będzie to wydane nie tylko na CD, ale i na kasecie, będzie trochę inny obieg słuchaczy i recenzentów.
Jak się żyje niezależnemu muzykowi tworzącemu w Polsce? Raczej nie żyjecie z zespołu?
Nie, nikt nie żyje z zespołu i każdy robi swoje rzeczy, a zespół jest czymś zupełnie, nie powiem w ogóle niedochodowym, ale nie jest to postrzegane przez nas jako coś praktycznego i życiowego. To jest taki naddatek, gdzie można się realizować duchowo, nie łączymy tego ze stricte praktyczną, finansową sytuacją.
Czyli nie będziesz narzekał tak jak wszyscy artyści, że w Polsce jest źle, a za granicą jest lepiej?
Pewnie powinno być lepiej. Jestem też poetą i powiem ci, że finansowo jest to intratna rzecz i nie mam z tym problemu. Nie wiem, wydaje mi się, że to jest kwestia indywidualna, jeśli się chce pewnych rzeczy, to nawet na te 30 procent się je osiąga zawsze. Wydaje mi się, że to jest kwestia woli, jeśli ktoś idzie konsekwentnie w jakimś kierunku, to musi mu to jakoś wyjść.
Jak oceniasz rynek muzyki niezależnej w naszym kraju?
Muzyka niezależna zawsze była niezależna, więc zawsze te dobre rzeczy częściej się zdarzają, bo nie jest to robione pod konkretną grupę targetową, tylko z czystej potrzeby duchowej, więc wydaje mi się, że dobrze być po tej stronie może biedniejszej, ale ambitnej i w pełni wolnej, i robić coś z powołaniem, a nie na zasadzie: mam firmę i robię coś, żeby zarobić 50 tysięcy złotych rocznie. Polska scena niezależna jest bardzo dobrą sceną i wydaje mi się, że będzie coraz lepiej, bo coraz więcej ludzi słucha muzyki alternatywnej, więc raczej jest przypływ niż odpływ.”