Henryk Bereza o twórczości Grzegorza Kwiatkowskiego w “Wypiskach Ostatnich” pod redakcją Pawła Orła wydanych przez Państwowy Instytut Wydawniczy.
27.03.2009
Grzegorz Kwiatkowski, pośpieszne lektury nowej poprawionej wersji drugiej książki poetyckiej Eine Kleine Todesmusik (czytane w maszynopisie) i pierwsza lektura jego debiutanckiej Przeprawy (Wydawnictwo „Zeszyty Poetyckie”, Gniezno 2008). Układają mi w głowie pierwsze określenia, wszystko to razem jest poezją szaleńczą, zwariowaną, w pierwszych wrażeniach w ogóle niemożliwą, prawdziwą i udawaną, wspaniałą i czasem kiczowatą. Trzeba to chyba przyjąć ze wszystkim, uznać prawdę i nieprawdę tych wierszy, pogodzić się z ich niemożliwą naocznością jak urojenie, jak cud natury. Od niezwykłości tej niemożliwej możliwości trudno się uwolnić, Ona jest do sprawdzenia, do wzięcia w rękę, do przeczytania natychmiast.
13.04.2009
Grzegorz Kwiatkowski, po wczorajszym dniu nie mogę dziś nic robić, myślałem, że trzeba wybrać sobie jakąś poezję na ten dzisiejszy „lany poniedziałek”, Oczywiście, skończyło się na jego wierszach, na jego poezji ,aż niemożliwej, aż szaleńczej”, ta poezja potrafi porwać i wchłonąć w siebie. Przeczytałem kilkanaście „aż niemożliwych, aż szaleńczych” wierszy i zatrzymałem się na wierszu takt, co to słowo tytułowe znaczy, ileż w takcie planów czego, narracji, stanów lirycznych, akcji, podmiotów. Zaczyna się od momentu na ekranie telewizora, jeden z bohaterów tego momentu, jego podobieństwo do podmiotu patrzącego, czyli do siebie, drugi moment telewizyjny z Peru, widok wewnętrzny siebie sprzed lat w dokładnym momencie 12 lutego 1996, czyli siebie dwunastoletniego z dziadkiem, „absolwentem obozu koncentracyjnego Stutthof”, obrazy wewnętrzne dziadka z 1943 roku, podmiot słuchający dziadka, podmiot opowiadający o dziadku i sobie, podmiot realny zmienia się w podmiot wyobrażony, symboliczny, czyj jednak, chyba żydowskiego dziecka, podmiotu w transformacjach, w zagadkowych utożsamieniach.
Czy taka opowieść o jednym wierszu jest sensowna, czy ona także jest aż „niemożliwa, aż szaleńcza”, w tych swoich słowach opisu wierszy zbioru Eine Kleine Todesmusik jest prawda, można jej dowieść prawie każdym utworem tomu.
Kim jest ten, kto to zapisuje, jak powyżej, kim jest w ten poranek „lanego poniedziałku”, jeśli mi się uda, nie wyjdę dziś z domu, mam co jeść, może odpoczną moje storturowane przez dwanaście godzin nogi, nogi bez chodzenia, nogi przez dwanaście godzin w pantoflach. Oto taki zapis.
3.05.2009
Grzegorz Kwiatkowski, przeczytałem kilkanaście początkowych wierszy z tomu Eine Kleine Todesmusik, wydały mi się szczególnie dobre, jakbym je lepiej rozumiał, uwiera mnie jeden frazeologizm, którego zawsze nie znoszę, w wersie „pianista ubiera szlafrok” (w wierszu piano forte), lepiej rozumiem wiersz trzy słońca i utwór pierwszy chłopczyk. Może poproszę autora przy jakiejś rozmowie, żeby zmienił wers z „ubieraniem szlafroka” dla mnie, jeśli on sam tego nie czuje.
4.10.2019
Grzegorz Kwiatkowski. (ur. 1984), Eine Kleine Todesmusik (Mamiko, Nowa Ruda 2009) czymś przytłacza. Wszystko mniej więcej prawda, co napisałem w blurbie, i jakaż niedostateczność w moich słowach i w słowach pozostałych trojga autorów blurbów.
Dziś kolejna lektura całości (z samego rana, ale jestem w bardzo złej formie) i to cholerne uczucie przytłoczenia i zmasakrowania własnej duchowości przez duchowość autora tych wierszy.
Fotografia autora na okładce (głowa cherubinka) denerwuje, tu by pasowało zdjęcie twarzy dwudziestopięcioletniego degenerata, zużytej twarzy młodego mężczyzny, który ma za sobą wszystko.
Tej poezji „aż niemożliwej i szaleńczej” nie chce się wierzyć, chciałoby się ją odrzucić, od niej się uwolnić i tego zrobić się nie daje, jest to w każdym razie ponad moje siły.
Wiersze są proste, aż za proste, aż wcale niepoetyckie, czysta łatwizna na pozór, jakiś pusty wrzask, jest w nich coś, przez co jest się przygwożdżonym do kamiennej ściany, przypartym do muru, prawie przybitym do krzyża.
Tych gwoździ, haków, hufnali, szpikulców jest pięćdziesiąt (liczba wierszy), a myśli się, że tego nieskończoność, że za dużo. Na tę górę nie chcemy być wciągani i jednak nie kapitulujemy, wspinamy się z poczuciem totalnego zmęczenia.
Co mnie do tego zmusza, przeczytałem w wydruku i teraz w tomie wszystko dziesiątki razy i nadal nie bardzo potrafię powiedzieć, co powoduje w tej poezji niepoezji poczucie zniewolenia. Nie jest to z pewnością „wspaniała wiadomość”, „od czarownicy z Jakucka, że „śmierć go ominie”. Tę wspaniałą wiadomość zna podmiot narracyjny, bo przecież nie liryczny, wiersza ptaki.
Podmiot narracyjny ujawnia się w wierszu ptaki, ale w innych tego niemal z zasady nie robi, obdarzając wspaniałomyślnie formalną podmiotowością postacie swoich poetyckich narracji.
Rzeczywistą podmiotowość ma mieć, zdaje się, tytułowa „kleine Todesmusik”, ta zagadkowa „Todesmusik” nie może oznaczać zwykłej „Nachtmusik”, „Todesmusik” nie usłyszeli nigdy naprawdę ci, którzy żyją, więc też i dla wyobraźni jest ona niewyobrażalna. Eine Kleine Nachtmusik może oznaczać jedynie przykrywkę niewyobrażalnej Todesmusik.
Przygrywka do Todesmusik w wierszach Grzegorza Kwiatkowskiego jest przełożona na dźwięki słów, z których zbudowane są jego wiersze.