„Witający nas z okładki tytuł zapowiada treść: będzie krótko, wręcz lapidarnie, dosadnie i niepokojąco. Nieukształtowana albo zniszczona gwiazda Dawida zastępująca „a” w słowie „radości” podsyca niejasny nastrój stając się symbolem towarzyszącym przez pozostałe dwadzieścia kilka stron. Czarno na białym poeta wprowadza w swoją pesymistyczną i przewrotną wizję rzeczywistości, przy okazji wpasowując się w szersze dyskusje, poruszane przez sztukę, na temat naszej historii. Naszej i innych, z którymi przyszło nam współistnieć na przestrzeni wielu wieków.
Byłoby wręcz niesprawiedliwością stwierdzenie, że Radości to głos z przeszłości, przedawniony i dający zrozumieć się tylko w kategoriach dziejowych. Taki błąd nieraz dotyczy artystów poruszających się, nawet biegle, w realiach wojennych.
Przewrotność książki Grzegorza Kwiatkowskiego polega na aktualności w zrozumieniu dzisiejszego otoczenia. Co prawda szansę do wypowiedzenia się otrzymują przede wszystkim zmarłe w zeszłym stuleciu postaci (kontynuacja cyklu wierszy znanych z poprzednich tomików), choć nie są one zamknięte w doświadczeniu, a jedynie w czasie. Język zmarłych jest naszym językiem – bólu, nadziei i utrapienia, chwil ukojenia. Dziś, podobnie jak oni, moglibyśmy pytać: „szanowny proboszczu / jak możesz im tak mówić?” (s. 18). To prosty przykład, ale wymowny. Uderza nieprzemijalność niektórych zachowań; idee które zaszczepiły się w głowach ciężko wykorzenić, ciężko też je kontrolować. Poeta mówi, że nic nowego pod słońcem nas nie spotka i wciąż, siedemdziesiąt lat po tych wydarzeniach, musimy borykać się z analogicznymi problemami.
Nie znajdziemy przerzucania winy ani na jednostki, ani na naród. Przewinienia, według autora, nie należy również szukać w tragicznym duchu epoki, nie w ideologii, bo każda może zostać nieprawidłowo wykorzystana czy niezrozumiana; nie w społeczeństwie, bo jest podatne na manipulacje. Pisząc o Holokauście, myśli o czymś znacznie bardziej ogólniejszym, do czego to wszystko się sprowadza.
Chodzi o nieskonkretyzowane, a jednak dobrze widoczne i wyczuwalne „zło”, czy ściślej mówiąc: przemoc, fałsz i przenicowania. Punktem wyjścia są zdarzenia z czasów bliższych II wojnie światowej, antysemityzm oraz miejscowe porachunki (utwór „wydarł” z bolesną melodią piosenki Niemena), rzucające cień na współczesność. Wiersze zdają się mówić, że dziś zmieniły się tylko dekoracje, a ofiary wciąż pozostają ofiarami, tym razem przemocy symbolicznej jako spadku po rozbijającym społeczności totalitaryzmie.
Skoro brak osądzanego i osądzającego, to o co się spierać? Czyżby „zło” było niezależne od nas? Oczywiście, że to nieprawda. Kwiatkowskiego fascynują inne sprawy, bardziej uniwersalne. Sytuacje graniczne stanowią clou Radości. Bohaterowie książki stają przed niemożliwymi do ominięcia przypadkami rzutującymi na całe ich przyszłe życie, przede wszystkim zaś śmierć. Aczkolwiek nikogo nie piętnują, są co najwyżej zdziwieni, jak w wierszu „benzyną”:
wariat Rubinstein śpiewał w getcie
alle gleich!
alle gleich!
wszyscy są równi wobec śmierci
i to nas wprawiało w dobry humor
ale wywieziono nas do obozu
w ogromnym dole paliły się dzieci
i ogień podsycano śmieciami i benzyną
Brakuje komentarza, jak w większości poezji z tego tomu. Czytelnicy zostają pozostawieni sami sobie i powinni sami stawiać przypisy. Wydaje się to łatwe w zastosowaniu do Zagłady, ale problematyka komplikuje się w momencie, gdy przenosimy wizję do naszych czasów. A do tego zachęca poeta.
Na mocny wydźwięk książki składa się styl poetyzowania autora. Rezygnacja z rozbudowanych metafor i postawienie na znaczący opis sugeruje dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest niepewność co do możliwości innego wyrażania skomplikowanych dylematów etycznych i moralnych. Większa część pracy nad wierszem zostaje skupiona na czytelniku, na jego skojarzeniach i wiedzy – tej zdobytej z innych lektur i tej, którą mu wtłoczyła kultura, edukacja i wychowanie. Dlatego odbiór może znacznie różnić się w zależności od kąta spojrzenia. Nie może być tu zarazem przypadkowości i nie każda interpretacja będzie słuszna, ponieważ w kilku wersach poeta zawarł wszystko, co jest potrzebne do zrozumienia tekstu. Tym się różni od popularnych dziś języków poetyckich: nie może oznaczyć każdego zagadnienia pełnym znaczenia zdaniem/wersem/słowem, odsyłającego do czegokolwiek poza książką (odczucia? wrażenia? skojarzenia?). Radości mają swoje ustanowione granice, w obrębie których należy się poruszać, a świadczy to o wysokim kunszcie pisarskim. Drugą rzeczą jest to, co w rodzimej poezji najlepiej reprezentuje Piotr Sommer, u którego opis jest właśnie – jak już zostało wspominane – znaczący, zastępujący niekomunikatywne metafory i koloryzowania na zadany temat.
Język został opanowany i uformowany, co można dokładnie prześledzić już od Przeprawy z 2008 roku. Wyjątkowa lapidarność nowej publikacji poety to konsekwencja obranej drogi. Krótko i celnie. To sprawia, że wiersze rzeczywiście są uderzające, przejmują i pozostawiają skazę. Prostota zaś nie kojarzy się z banałem, a z lirycznym ładunkiem emocjonalnym wprost proporcjonalnym do jasności przekazu. Szczególnie silnie oddziałuje w tych momentach, w których pozostawia nas bez puenty, albo inaczej: gdzie puentą jest cały wiersz. Taka sztuczka pozornie pozostawia nas bezbronnymi wobec swoistej opowieści i choć przecież nie jest to pierwszy raz, kiedy Kwiatkowski stawia nas w takiej sytuacji, na nowo można odczuć obsesyjnie powracający styl, którego motywy i historie układają się w wyjątkowy rytm czarujący swoim wewnętrznym ładem.
Jest więc nieco wprost, acz podskórnie czuć prawdziwą wartość spisywanych słów. Szokują te proste dychotomie, których na co dzień staramy się unikać jako nieludzkich. W wierszu „znałem” poddana okrutnemu zamknięciu w oranżerii kobieta zmarła, ale urządzono jej wystawny pogrzeb; w „lat” rodzice dziękują Bogu, że zabrał do siebie ich chore na zespół Downa dziecko; tytułowe „radości” to najpiękniejsze lata życia braci, którzy zakopywali zdechłe sarny. Czy to także część naszego życia, te drobne odetchnięcie z powodu przemijania, ulga po zakończonym obowiązku, jakkolwiek najszlachetniejszym? Niewielu z nas chciałoby jednoznacznie odpowiedzieć na tak zadane pytania.
W ostatnich latach temat antysemityzmu często pojawiał się w kinie i na papierze. Sztuka zaczęła szukać nowych sposobów na ponowne opowiedzenie historii. Jednak nie potrafiła uwolnić się z umownych klisz, nawet jeżeli przewartościowała niektóre symbole („dobry Niemiec”), a więc ustanowiła nowe standardy opowieści. Zostały one wtłoczone w machinę produkcyjną kultury popularnej, słusznie relatywizując obraz znany nam od kilkudziesięciu lat. Mimo to wyzwoleńcza siła została zahamowana przez wyrażanie się w sposób „oczywisty”, zbanalizowany, czasem nawet narzucający ewaluację faktów. To, co najcenniejsze w nowej książce Kwiatkowskiego, to możliwość samodzielnego przemyślenia tekstu, a więc potraktowanie odbiorcy z szacunkiem. Poprzez odrzucenie chęci skatalogowania przywoływanych wydarzeń, poeta snuje wizję nowoczesności, która nie poradziła sobie jeszcze z dawnymi zaszłościami i każe zweryfikować czas oraz miejsce, w którym teraz się znajdujemy. Otwarcie pyta: „gdzie jest Izaak Mosze i Wefa?” i równie jawnie odpowiada: „wszyscy śpią o tu pod tą ziemią” (s. 15). Co natomiast zrobimy z tą wiedzą, pozostaje w naszej gestii.
Nie należy więc traktować Radości jako głosu opowiadającego się „za” lub „przeciw” konkretnym narracjom. Jest opowieścią o Innym, którego już nie ma. Trzeba przy tym pamiętać, że Innymi nie są dziś tylko Żydzi, ale również każdy obcy w naszym otoczeniu. I tutaj widać potencjał przywoływanych wierszy: sprawdzają nas, czy jesteśmy w stanie poradzić sobie w nowej sytuacji, czy pozwolimy wrócić zmorom przeszłości, czy damy radę zaoferować rzeczywistości pozytywny projekt ponowoczesności nieulegający nadmiernej względności pojęć, będący jednocześnie otwarty i podatny na rewizje. To trudne zadania, nad którymi warto się zastanowić czytając ten tomik.
Kwiatkowski pisze o złu, które nie mija. I nie ma na niego recepty. Niektóre schematy muszą – najwidoczniej – powtarzać się. Ale być może kiedyś będziemy mogli zobaczyć taki obrazek: „na pobliskim murze / ktoś napisał: / niegroźne zachody słońca” (s. 11). Wcześniej jednak trzeba odpowiedzieć na pytania, jakie, między innymi, zadają nam Radości.”