“Od razu powiem, że chciałbym uciec od rozpatrywania dwuznaczności tytułu debiutanckiej książki Grzegorza Kwiatkowskiego. Tę kwestię, mam wrażenie, załatwił w swoim blurbie Karol Maliszewski, piszący krótko: “Mieć z czymś przeprawę (w dzieciństwie i wciąż), a uczestniczyć w przeprawie, to nie jest to samo. Konsternacja czytelnika bierze się z uświadamiania sobie tej różnicy.” Oczywista oczywistość, jak to się teraz mówi. Trzeba iść dalej. Medytujący w jednym z esejów nad dziennikami pisarzy Elias Canetti zauważył był swego czasu pewną prawidłowość. “Pustka wielu dzienników – pisał – bierze się stąd, że nie istnieje w nich nic, co miałoby ulec uspokojeniu. Niektórzy, trudno w to uwierzyć, są zadowoleni ze wszystkiego, nawet ze świata, który się wali; inni, we wszystkich możliwych odmianach, są zadowoleni z siebie.” (“Dialog z okrutnym partnerem”, [w:] “Sumienie słów”, przeł. M. Łukasiewicz, WL, Kraków 1999). Uwaga ta, jak myślę, ograniczona przez Canettiego do terytorium diarystyki intymnej, ma znacznie szerszy, niż to się na pierwszy rzut oka wydaje, zasięg i elegancko pozwala się wykorzystać jako swoista, ponadczasowa prawda, dotykająca sedna wszystkich dziedzin sztuki ludzkiej, każdego jej tworu i artefaktu. Wiersz, opowiadanie, powieść, ale też obraz, melodia, rzeźba czy instalacja – wtedy tylko, myślę, bywają cokolwiek poruszające i mogą przykuć na dłużej rozklekotaną przez nieustający jazgot medialny uwagę tak zwanego odbiorcy, gdy da się w ich formie i treści wyczuć ten podskórny, albo wręcz na wierzch wyrzucony nurt niepokoju, kiedy wyraźnie jest w ich treści i formie coś, co wzburzone, zaburzone i poruszone, a przy tym domagające się uspokojenia. “Geniusz to błąd w systemie”, dodać tu można myśl Paula Klee. Albo inną, równie na miejscu, o tym, że przypominany przez Adorna w “Teorii estetycznej” Karl Kraus zauważył, iż w społeczeństwie totalnym sztuka winna raczej wnosić chaos w porządek niż odwrotnie. Niepokój, błąd w systemie, wprowadzanie chaosu w porządek – warto o tych kategoriach pamiętać, czytając “Przeprawę”. Wracając jednak do konsekwencji, jakie wynikać mogą z przytoczonych tu zdań Canettiego, powiedzieć trzeba, że spostrzeżenie o konieczności istnienia w każdym dziele sztuki swoistego rdzenia i to rdzenia zawierającego w sobie wszystko to, co niepokojem podszyte – otóż spostrzeżenie to bardzo mocno, gdy mu się uważnie przyjrzeć, trzyma się faktów (dzieł sztuki). Przekonać o tym mogą choćby wiersze Grzegorza Kwiatkowskiego, których wysoki poziom jest niezaprzeczalny. Wiersze, co szybko staje się dla czytelnika tej książki jasne, wręcz naładowane niepokojem. Wiersze pełne dramatyzmu i napięć, wiersze, które wedle sensownej opinii z blurba autorstwa Lecha Majewskiego “cechuje duża dramaturgia i zadziwiające połączenie ekspresji z prostotą wyrazu”. “Przeprawa” podzielona została przez autora na trzy części: “1. Przeprawa”; “2. Carlsbad”; “3. Metafizique”. Część pierwsza poprzedzona została zdaniem, które świadczyć może – po części pewnie myląco – zarówno o dezynwolturze i beztroskim podejściu do swojej twórczości, jak i o niezbędnym dla tej (i każdej innej) twórczości poczuciu humoru: “Kierunek poszukiwań wskazuje mi dym z komina”. Już pierwszy liryk w zbiorze, “powódź”, ukazuje też wyraźnie cechy szczególne wierszy Grzegorza Kwiatkowskiego, to znaczy przede wszystkim inspirowaną dokonaniami Rimbauda, surrealistów czy może Rafała Wojaczka śmiałość wyobraźni Kwiatkowskiego oraz towarzyszący tej wyobraźni niepokój. Możemy w tym wierszu przeczytać: “kiedyś byłeś płonącą stodołą / a teraz kontemplujesz fioletowy płomień kuchenki gazowej / ale coś w Tobie mówi: zbuntuj się jak rzeka w okresie powodzi // rzeka w okresie powodzi mówi: zdemitologizuj koryto / zdemitologizuj środek // rzeka w Tobie w okresie powodzi mówi: / czcij bycie dworcowym żulem puszczalską kurwą / ascetą zakonnikiem albo politykiem / który zostawia za sobą krwawe ślady stóp // rzeka w Tobie w okresie powodzi mówi: / zdemitologizuj środek i wyrusz na północ / rzeka w Tobie w okresie powodzi mówi; / zdemitologizuj środek i wyrusz na południe”. “Powódź” chyba nie bez przyczyny znalazła się na początku “Przeprawy”. Raz: sugerując najbardziej literalnie rozumiany rozwój wypadków (jest “powódź”, a więc jest konieczność podjęcia “przeprawy”); i dwa: dając znak, że wszystko jest tutaj pod kontrolą i nic nie dzieje się przypadkowo. Kolejne wiersze, które czytać można zarówno jako osobne sceny czy obrazki z życia postaci dziwnych, w większości kalekich i wykluczonych, z “powodzi” także niejako się wywodzą, z fragmentu “rzeka w Tobie w okresie powodzi mówi: / czcij bycie dworcowym żulem puszczalską kurwą / ascetą zakonnikiem albo politykiem”, który to fragment ja rozumiem jako skierowany przez poetę do samego siebie apel o wcielanie się w kolejne, coraz to inne postacie, apel o zakładanie kolejnych masek, które umożliwić mają wypowiedzenie tego, co Grzegorz Kwiatkowski przy pomocy swojej opowieści powiedzieć chciałby. Postacie i maski w “Przeprawie”. Wyliczyć? Może to dobry pomysł. W końcu jest tych postaci i masek tak wiele, że pomyśleć można, iż Grzegorz Kwiatkowski nie tylko że znakomicie postarał się o fabularność, akcję i dzianie się w swoich strofach, ale że może w ogóle zaproponował ten autor coś z pogranicza poezji i prozy, formę bardziej pojemną, epikę na małych przestrzeniach. Bo i kogo tu nie ma! Surrealiści obok bliżej nieokreślonych nas, którzy “nosimy tweedowe marynarki”. Do tego “monstrualny ojciec Otto” z wiersza “do Sylvii Plath”. A także: listonosz, król herod, Urszula i Dawidek z liryku “sygnał’; Jaś Szumilas z delikatnego epitafium pt. “Jaś Szumilas, ur. 12.06.1996 zm. 22.07.1999”. Wreszcie ktoś nienazwany, kogo przed śmiercią uratował błysk koronki na zębie i pan T. – obie figury z liryku “koronka”. Do tego Spinoza z “narcyzmu” i chorzy na downa z wiersza “wybrani”. A jeszcze papież Benedykt XVI, pan O Mola, kobieta, o której w miasteczku mówili per “drzewo wiśni”, sokół i Pan, jakiś Tomasz, matka (najpewniej matka lirycznego alter ego poety). I cała grupa postaci o imionach i nazwiskach dość egzotycznych: Jane, Angela Kauffmann, klaun Pepe, Gerte i Ewa – siostry, Ignacjo Perez – ostatni kastrat, Iza Appelman i jej syn Szewach, William Falconer (szkocki poeta), oraz – by na nich poprzestać – Paul Dahlke i Maria Dahlke “z dzielnicy Rossgarten”, którzy “pierdolą się nieustannie”, obserwowani przez polującego na krety i dżdżownice myśliwego Wilhelma Preussa. Po tak gwałtownym wysypie postaci łatwo byłoby przypisać tom Kwiatkowskiego do nurtu tak zwanej “ośmielonej wyobraźni”, wszak w liryce Romana Honeta, bodaj najwyrazistszego przedstawiciela tej stylistyki również tłoczno od tajemniczych osób, istniejących i wymyślonych. I rzeczywiście, jest coś na rzeczy, kiedy dostrzega się w wierszach z “Przeprawy” owo ośmielenie czy wręcz brawurową śmiałość, trzeba jednakże zaznaczyć, że Grzegorz Kwiatkowski inaczej zakomponowuje plany swoich wierszy, inaczej buduje obrazy (strofy inaczej składa) – i nie pozwala sobie ten poeta na takie potoki metafor przechodzących w inne metafory, jakimi epatują bądź zachwycają czytelników ci, o których mówi się obecnie: nurt ośmielonej wyobraźni. Do mnie, muszę powiedzieć, przemawia zresztą bardzo ten swoisty ascetyzm w szaleństwie, jeśli tak można nazwać praktykę, której efektem są wierszy z “Przeprawy”. Podoba mi się, że nie powstrzymując swojej rozbuchanej wyobraźni, nie aspirując do klasycystycznego ładu i harmonii, a wreszcie dając czytelnikowi zestaw liryków pozornie tylko łatwych, za to na pewno drapieżnych i wieloznacznych, pozostaje w tym wszystkim Kwiatkowski jak gdyby zdystansowany, ustawiony w odległości takiej, że wiersz jego, z najgłębszych, jak można przypuszczać, głębi własnych wydobyty staje się artefaktem osobnym, historią – najzwyczajniej w świecie – po prostu opowiedzianą, bo opowiedzieć ją miało się ochotę, idąc za “dymem z komina”. Dlatego też tak mało w tej recenzji cytatów. Bo nie wydaje mi się, by poszczególne wiersze wyjawiały tu jakieś tajemnice istotne dla ogarnięcia całości. Całość tej książki można, jestem tego prawie pewien, ogarnąć tylko w całości książkę tę przyswajając. Obcując poprzez lekturę z lękami, traumami, niepokojami i obsesjami, dla których Grzegorz Kwiatkowski znalazł bardzo gustowny i wielobarwny kamuflaż.”
Jakub Winiarski
Recenzja dostępna również na stronie www.poewiki.org