Posts
Recenzja w Electric Nights
„You can’t judge a book by the cover” śpiewali ostatnio w duecie Gienek Loska i Maciek Maleńczuk, zapewniając temu pierwszemu zwycięstwo w programie „X-Factor”. Dobrze, że biorąc na warsztat wydany własnym sumptem debiutancki longplay Trupy Trupa w porę przypomniałem sobie to słynne motto.
Umiłowanie repetycji
„Grupa zdobyła uwagę wielu naszych redaktorów tuż po wydaniu debiutanckiej EP, co zauważalne było w podsumowaniu miniwydawnictw 2010 roku, Trupa Trupa pojawia się tam dwa razy. O tym, że panowie nie trafili do mojej czołówki zadecydował rzut kaktusem. A poważnie: zabrakło mi czegoś od strony produkcyjnej, choć i tak te cztery piosenki zdradzały niemały potencjał.
Kolejna recenzja
„Planowałem spędzić dzisiejszy wieczór na kolejnych bezmyślnych i bezecnych rozrywkach a tu do skrzynki wpadł Trupa Trupa i Grzegorz Kwiatkowski. A co to kurna za bezczelność podsyłać mi jakieś płyty, no dobra, wyczaiłem, że płytka trwa jakieś 30 minut, tyle mogę poświęcić. No i nie żałuję decyzji, od pierwszego kawałka wyczułem, że to swojacy, znaczy psychiczni, bo muzyka wybitnie psychoaktywna, nawet gdzieniegdzie zaangażowana.
Vice Magazine
„Na papierze brzmi to niedobrze. Począwszy od totalnie niemedialnej nazwy, po serwowane nam w środku upalnego lata mroczne, ciężkie tonacje i brzmienia, depresyjno nostalgiczne klimaty, aż po informację, która zawsze włącza czerwone światło awaryjne – lider zespołu jest poetą. I to wszystko jeszcze made in Poland. To jedna z najciekawszych tegorocznych polskich produkcji, do tego wciąż całkiem nieźle trzymana w tajemnicy.
Przywrócenie do żywych
„Gdański Kwartet Trupa Trupa swoim debiutanckim LP zamanifestował dwa rodzaje swobód i jeden rodzaj zniewolenia.
Mysłowice kontra Gdańsk
„Tego samego dnia do rąk wpadły mi nowy (wyczekiwany od pięciu lat) album grupy Myslovitz oraz płyta, na którą nikt nie czeka, bo nikt o niej nie słyszał czyli debiut trójmiejskiej grupy Trupa Trupa.
Kolejna recenzja lp
„Trudno opisać ten album bez haseł Ścianka czy The Doors. Trupa Trupa podłącza organy i w pół godziny pokazuje, co ze starej dobrej psychodelii lat 60. i 70. zostało dziś. Poziom paru dłuższych kompozycji jest nierówny, za to melodyjne kawałki są intrygująco “za krótkie” (“Walt Whitman”, “Marmalade Sky”). “Did You”, piosenka o próbach zaczepienia nieznajomej, kończy się w samą porę – przed przebudzeniem i potencjalnym koszem.

