Friedrich Schiller w tekście pt. Teatr jako instytucja moralna pisał: „Kiedy nikt już nie będzie uczył moralności, kiedy żadna religia nie znajdzie już wiary, kiedy nie będzie istniało już żadne prawo, jeszcze przejmie nas grozą Medea, która słaniając się schodzi ze stopni pałacu po dokonanym dopiero co dzieciobójstwie”. Liryka Grzegorza Kwiatkowskiego stwarza takie sytuacje teatralne. Postacie z jego wierszy wychylają się do czytelnika, by podzielić się swoją myślą, nadzieją, uczuciem. Nie mogę pogodzić się z nazywaniem cytowanego dokumentu, jak pisze to Marta Tomczok – „żerowaniem” – ponieważ tak działa nasza pamięć, przejmuje okruchy tego, co się wydarzyło i przekazuje je dalej, naddając własne interpretacje, lub przenosi je jak zamknięte całości, znaczące światła i głosy, które nie mogą być opatrzone żadnym komentarzem, bo same przez się znaczą najwięcej. Przykre wrażenie robią wpisane w tekst p. Tomczok zapędy cenzorskie i dydaktyczne, zawierające sugestie, jak o Zagładzie można pisać, a jak się już nie powinno tego robić.
Uważam, że wiersze Grzegorza Kwiatkowskiego są znakomite. Konkret, lapidarność, zero pozerstwa, brak upajania się słowem – to są cechy najlepszej poezji. A wszystko to zanurzone w świecie wyobraźni tanatycznej. Mocniej i bardziej przekonująco niż w liryce Rafała Wojaczka z lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. A pisanie o śmierci jest jednocześnie pisaniem o życiu, doświadczaniem go, poznawaniem prawdy i złudzeń, wielkości i upadków, jakimi jest ono wypełnione. A cóż może być dla człowieka ważniejsze od życia, a więc i od śmierci, która to życie obramowuje?
Temat Zagłady w tę poetykę wpisany jest tak autentycznie, bez żadnego udawania, nadętości, prób stworzenia uogólnień, które muszą prysnąć pod ciężarem Holocaustu. Dlatego szczególnie boli użyta przez Martę Tomczok supozycja, że „takim głosem [jak głos Kwiatkowskiego – AF] prowadzi się także prywatne poetyckie interesy.” Otóż przeciwnie, taki głos wycisza, nieomal wyłącza współczesną podmiotowość, ukrywając ją za głosem i obrazem z oddalającej się przeszłości.
Kiedy pierwszy raz oglądałem muzeum Auschwitz byłem już dojrzałym człowiekiem, pracownikiem naukowym. Omiatałem wzrokiem powieszone na ścianach baraków grafiki i obrazy wykonane przez byłych więźniów. Wszystkie one były już przefiltrowane przez style, szkoły, konstrukcje i jakieś trendy plastyczne, w sumie nie robiły na mnie wielkiego wrażenia. Chociaż tematy były krzyczące: okrucieństwo, bicie, zabijanie. Ale kiedy w jakiejś gablocie zobaczyłem płócienną koszulkę rocznego może dziecka, łzy pociekły mi po twarzy. To jest siła rzeczy, która krzyczy. I takie właśnie rzeczy odnalazłem w wierszach Grzegorza Kwiatkowskiego.
Na koniec dwa słowa o lakonizmie, o lapidarności tych wierszy. Słowo „lapidarny” ma ten sam rdzeń, co łacińskie słowo „lapis” – kamień. Dla mnie wiersze Grzegorza Kwiatkowskiego są właśnie jak takie kamyki zanoszone na ten największy na świecie, istniejący tylko w pamięci i wyobrażeniach, powstały z Zagłady, kirkut.
Andrzej FABIANOWSKI – Historyk literatury i krytyk literacki, autor książek z zakresu historii idei epoki romantyzmu, geografii humanistycznej, związków literatury współczesnej z tradycją romantyczną. Profesor w Instytucie Literatury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego.