“Ciekawą, choć chwilami przesadną ekspresję ma Eine Kleine Todesmusik Grzegorza Kwiatkowskiego. Ujmuje mnie na przykład następująca konstatacja: kiedy w wierszach czytacie / o Miłoszu Pollocku Rimbaudzie i Kafce / wiedzcie że autor odwiedzał solarium literackie. Trochę natomiast gorzej, że w zastępstwie autor proponuje nam słownik symboli elementarnych, werbalnie przenicowanych na drugą stronę (po przebudzeniu podszedłem do nocnej lampy / i chwyciłem ją do ręki / ale lampa nie miała ciężaru lampy / i światło które z siebie wydzielała / nie było światłem). W skrócie można powiedzieć, że w poezji Kwiatkowskiego rozgrywa się pojedynek miedzy dwoma rodzajami światła: zewnętrznym (odrzuconym) i tym zaprzeczonym, które mimo wszystko poeta próbuje nazwać. Ten abstrakcyjny sposób myślenia o poezji – że się nie mówi, a jednak się mówi – nie jest mi, delikatnie rzecz ujmując, bliski. Kwiatkowskiego ratuje jednak dość twarde brzmienie jego frazy (ciało mężczyzny uderzające o ciało kobiety / bo tylko tak potrafią wyznawać sobie miłość), brak jakiegoś zbędnego rozbuchania obrazów, wreszcie ironia (pisząc na papierze niszczysz tropikalne lasy / korzystając z sieci i laptopa wspierasz globalizm i niszczysz małe wsie) i specyficznie chłodny sposób pisania o ludziach starych (starość jest w tej poezji tematem częstym). Mówiąc w skrócie: wystarczająco mało tu śmiecia, ażeby w tych tekstach móc oczekiwać epifanii, jak również wystarczająco dużo energii, aby uwierzyć w chęć przebijania się gdzieś pod podszewkę rzeczywistości. Mimo to nie odczuwam zaplanowanego przez autora wstrząsu, a w upartych projekcjach “Czegoś więcej” widzę po prostu inny zestaw rekwizytów (należałoby pisać o kamieniu drzewie / kształcie domu albo twarzy swej matki). Ironię tej sytuacji odzwierciedla coś, co w jeden z wierszy włożone jest jako piosenka chłopca, który chce być żołnierzem i chorej na płuca dziewczyny (w sam raz do narysowania przez Macieja Sieńczyka): chce dusić się górskim powietrzem / i chce mieć ranne od kuli serce, pomimo nieobecności na horyzoncie wojny ani gór. Poezja Kwiatkowskiego w jej obecnej formie skazana jest na podobny rodzaj niespełnienia, ambicję próby warto jednak docenić.”
Paweł Kozioł