„Gdy ma się w składzie utalentowanego organistę, przestery na gitarach, a także sympatię do lat 60., to łatwo utkwić w przewidywalnej stylistyce. Trójmiejski kwartet Trupy Trupa gardzi łatwizną. Ich trzecia płyta “Headache” jest dojrzała, różnorodna i pełna atrakcyjnych kompozycji (a klawiszowiec grywa na gitarze). Niemal soulowe “Sacrifice” nawiązuje do dawnych, cyrkowych produkcji Trupy – figlarne organy i gitara nadpsuwają przebój, ale nadają mu niepowtarzalny sznyt. Jesteśmy niedaleko Beatlesów. Świetne “Wasteland” kusi basowym riffem jak z “Have A Cigar” Floydów pod jazgot gitary i spiralne klawisze. Ozdobą albumu jest następujące po nim “Rise And Fall”, w którym wymienione legendy lat 60. spotykają się na gruncie psychodelicznym. Rej wodzą bębny i bas, a gitary (do czasu) występują w roli tkaczy dźwiękowej pajęczyny. Napięcie buduje też “Getting Older”. W tym utworze bas spaceruje po stopniach skali, gitara połyskuje w tle zdublowanego wokalu, perkusista potrąca talerze i bębny, swoją pętelkę zawiązują klawisze. Słychać, jak bohaterom utworu pilno do dorosłości. Krętymi ścieżkami (poszukiwanie, marnacja, branie ślubu) gnają do niej przez pół piosenki. Tu wokalista powtarza przez moment “what are we to do now”, gdy zgłośnione instrumenty wchodzą w powolny, uroczysty… marsz do grobu. Oczyszczający jest finał: “Picture yourself and you’re gone” – powtarza wokalista Grzegorz Kwiatkowski w “Picture Yourself”. Piosenka oparta na krótkim, dudniącym riffie i doskonałych, “kołujących” brzmieniach gitar najlepiej pokazuje, że orężem Trupy Trupa stało się brzmienie. Płyta perfekcyjnie zbudowana, nagrana i zmiksowana (Michał Kupicz i Adam Witkowski). Wydanie jej na Zachodzie to dobry plan.”