“Poezja Kwiatkowskiego – to liryka traum czy też tego, co można żyjąc – doświadczyć jako życie? Są w niej życiorysy ludzkie – już u podstaw złamane – tak że trzeba pisać po raz wtóry o narodzinach – jakby nie urodzić się – jakby nie tym życiem żyć, jakim się żyć powinno.
To reporterskie prawie relacje z ludzkiego życia. Kto zapamięta jednak, że można „nadawać złu formę piękna” („wieża z cukru albo historia nawrócenia szatana”) dlatego, by ocalić to, co złem nie jest w tych wszystkich historiach, zapisanych, pomijanych, wykradanych światu, by wróciły wykreślone daty narodzin i całej tej „reszty”, która z nich wynika? Konkretność zapisu przenika jednak w tej liryce jeszcze coś innego, co się przez tę konkretność życia wyraża – aż do poczucia goryczy. Obrazy chłodem przeniknięte, a może tą codziennością, w jakiej trzeba żyć i umrzeć, nie ulatują, gdyż są też typowo ludzkie. Wstrząs i odrzucenie mogą być pierwszym odruchem czytania, lecz czy można pominąć lirykę, w jaką życie ludzkie się wpisuje wraz z tym, co nim wstrząsa, co może być nazwane okrucieństwem i co w nim doskwiera, co także można nazwać nieludzkim pośród ludzkości? Tomik podzielony na części: „Prolog”, „Sprawcy”, „Znajomość”, „Autor”, „Równość”, „Nawracani”, „Epilog”. Każdy z tych tytułów nie wydaje się przypadkowy. Utwory mają bowiem pewną dramaturgię. Prolog i epilog tworzą klamrę dla tego, co można nazwać ludzkim dramatem, przytoczonym w paru niezbędnych słowach. Ascetyczne niemal opisy, oszczędność wyrazu przemawiają jeszcze silniej do tego, kto czyta te wiersze. W prologu nie tylko mamy do czynienia z tym, co jest – pod tym, co jest, otwiera się inne, w każdej chwili. Ktoś bowiem:
„stoi na ośnieżonej polanie i otwiera się na inne
i chce by inne go pożarło a potem aby on pożarł inne”
Zatem nieoswojone nigdy „coś” – poza nami, w nas, wychodzi ku nam. Jest w tym spotkaniu pewne łaknienie i pewna drapieżność i jest pewne rozpłynięcie się jednego w drugim, aż do zaniku granic, niepewność, niepokój o granice. Gdyż można myśleć o przekroczeniu różnych granic, po jakich nie ma już powrotu, tak do człowieka, jak i do świata, o jedną chwilę za późno można spostrzec, że zostaliśmy pożarci przez coś o wiele od nas większego, co zawsze obok nas na zwyczajnej ośnieżonej polanie przychodzi i wymaga od nas, byśmy mówili prawdę i byli prawdziwi, jak wiersz, nawet jeśli jest to okrutne. Jednakże więcej z okrucieństw kryje się w tym, co przeżyte, niż w tym, co o przeżytym się opowiada, o ile można oddzielić jedno od drugiego. Obserwowanie życia jest jak bycie już umarłym, jak w wierszu „Obserwowanie”, gdyż bycie wśród ludzi nie jest już „malowaniem lasów”, lecz tych, których „istotą jest przede wszystkim śmierć”(„Autor II”) – ona przede wszystkim oraz to, co jest poza nią. Co w niej samej „nie będzie boleć”, jeśli trzeba to powiedzieć komuś, kim karmiło się całe życie, jak w wierszu „Wielka kochanko”. Co umożliwia ludziom ten nieustanny powrót do swoich spraw, jak w wierszu „lekcja estetyki w zajezdni tramwajowej”, gdzie czytamy:
„byli spokojni
wrócili do swoich małych czynności
było im dobrze”
Jednak wydaje się, że to najtrudniejsze – i to właśnie dla każdego pozostaje, mimo „wielkiego braku, który nikomu nie doskwiera” („morbio”) w naszym morbio, naszym świecie.
Monika Bakalarz
Recenzja do przeczytania również na stronie www.ritabaum.pl