„Czytam wiersze Grzegorza Kwiatkowskiego. Czytam je już od dłuższego czasu. Czytam wyrywkowo. Jak mało miejsca dzisiaj na poezję. Z linearną prozą nie ma tego problemu. Bierze się książkę i czas płynie. Z poezją trzeba obchodzić się inaczej. Bardziej delikatnie. Wiersz z samej swojej natury, z budowy swojej jest mową szarpaną. Chociażby już z tego powodu wymaga większej troski… A wiersze Kwiatkowskiego pachną zimą. Dlaczego? Nie wiem. Wszak to poezja. Nie do rozumienia i racjonalnego poznawania. Jest w niej jakiś dystans do świata. Taki zimowy właśnie.
Jakby rzeczywistość, która, zdawało by się, jest na wyciągnięcie ręki, co i rusz umykała przed rozpaczliwym wołaniem o przygarnięcie. Jakby nie można było się z nią zespolić, stać się jej częścią. W ten sposób cały czas trzeba balansować na granicy wspomnień, marzeń, przeszłości… I szarpać się ze światem. Tak jak wersy szarpią poetyckie słowa i tworzą z nich wiersze.
A w nich… są ci, którzy nie potrafią dostosować się do życia. Albo raczej ci, do których życie nie znalazło jeszcze odpowiedniej instrukcji. Są śmierci. Te, których się boimy, przedwczesne, przypadkowe, niezasłużone, przerażające; oraz te spokojne, za które jesteśmy wdzięczni, że zwieńczyły pełne, godne, długie życie. Jest dzieciństwo i powroty do niego. Jest miłość, seks i pożądanie. Czasem też poniżenie. Ta poezja ma wielu bohaterów, którzy poszukują sensu – i zawsze poprzez innych.
A może to wciąż ten sam człowiek? Człowiek, który istnieje poprzez Innego. Tego, którego kocha lub nienawidzi. Poprzez tego, kogo obserwuje, od którego się uczy; tego, który już nie żyje i tego, który siedzi tuż obok.
Oto jeden z moich ulubionych wierszy Kwiatkowskiego. Lubię ten rodzaj ironii, może nawet cynizmu, który zrzuca maski jednym, nagłym szarpnięciem słowa.
homofobiczna pocztówka z Genewy
Genewa to skrzyżowanie Cornavin
i rue de la Malibue
i stary murzyn sprzedający gitary
w dzielnicy dla uchodźców
miasto szwajcarskie
uchodzące za nudne:
Bill Clinton grający na saksofonie
na staromiejskim rynku
wreszcie Kalwin
i jego flozofa
dla klasy bourgeoise
nie ukrywam
noszę w sobie
odrazę do pedałów
dlatego na rękę mi były
tylko trzy kluby dla gejów w mieście
„Powinni się nie urodzić” to trzy wydane wcześniej tomy Grzegorza Kwiatkowskiego – „Przeprawa”, „Eine kleine todesmusik” oraz „Osłabić” – które miały niedawno swoją premierę w postaci trylogii (dodatkowo z angielskim przekładem) nakładem wydawnictwa OFF-PRESS.”
Ernest Kacperski, www.krytykantliteracki.blox.pl