„Spalanie jest nowym, wydanym 10 sierpnia, tomem Grzegorza Kwiatkowskiego, gdańskiego poety i muzyka, którego wiersze publikowaliśmy w numerach 3 i 26 Menażerii. W zapowiedzi wydawniczej czytamy: Książka utrzymana w duchu minimalizmu i estetyki Umarłych ze Spoon River Edgara Lee Mastersa stanowi kontynuację wydanych przed dwoma laty Radości.
Lakoniczność i często wykorzystywana stylistyka epitafium, a jeszcze częstsze użyczanie głosu głosom z przeszłości – to znane już cechy poezji Grzegorza Kwiatkowskiego, i jak dotychczas niezmienne. W konsekwentnej wierności pewnej obranej formie i językowi może tkwić niebezpieczeństwo zastygnięcia inwencji – niezależnie od tego niebezpieczeństwa jasno widać jednak, że u Grzegorza Kwiatkowskiego obrana stylistyka na pewno nie jest po wielokroć powtarzanym sprawdzonym raz pomysłem, ale pewną dyscypliną języka i świadomie wybranym środkiem komunikacji z odbiorcą, a zarazem – i przede wszystkim – świadomym wyborem artystycznym. Forma, którą stosuje, w tym tomie najintensywniej do mnie przemawia, śmiem twierdzić, że dojrzewa, doskonali się.
Mam też teraz jeszcze wyraźniejsze niż w przypadku Radości przeczucie, że w mniejszym stopniu chodzi o poruszające sumienie śledzenie pokładów cierpienia na gruncie bliskiej nam historii i bliskich nam historycznie i geograficznie ludzkich historii (tutaj rodzi się pytanie, na ile u Grzegorza Kwiatkowskiego historia z historiami indywidualnymi się zazębia, gdzie stawiałby akcent?), a bardziej próba uchwycenia pewnych wymykających się może pojęciom nauk społecznych i nie do końca znanych zakamarków towarzyszącej człowiekowi – nie do końca chyba z własnego wyboru, choć i tu pytanie otwarte – przedziwnej logiki. Logiki, w której mieszają się różne porządki: pozornie jest to logika snu, i to raczej złego snu, albo wręcz groteski – jednak zdajemy sobie sprawę z tego, że to tylko uchwycona na gorącym uczynku logika codzienności, codzienności pozbawionej refleksji. W najlepszym wypadku, w wierszu ust, daje to efekt absurdu, jednak w przypadku większości utworów – ukazuje wplecioną w codzienność zbrodnię.
Zdaje się, że nade wszystko nieumiejętność dostrzeżenia tego dziwnego pomieszania logik powoduje, że stajemy się śmieszni, a zarazem straszni. A może tacy po prostu jesteśmy i już? Wiersz spalanie nie daje wiele nadziei, sugeruje, że zaiste taki jest porządek. Ale czy na pewno, właśnie może i on apeluje o wyjście poza ten porządek? Zachęcam do lektury.
Niebezpieczne wydaje się pytanie, czy ta owa złowieszcza śmieszność w momencie uświadomienia jej sobie wymaga z naszej strony buntu, czy wręcz przeciwnie – wymaga wyrozumiałości i akceptacji niedoskonałej natury człowieka? A może jednak najważniejsze jest nieustanne uświadamianie sobie niezbadanych tkwiących w nas pokładów absurdu, śmieszności, zbrodniczości, nieludzkich (albo raczej nieludzkich) instynktów?
I jeszcze jedna refleksja po lekturze Spalania. Wprawdzie wiele historii jest osadzonych we w miarę bliskiej nam czasowo i geograficznie historii, jednak dlatego zetknięcie z tymi właśnie opowieściami tak bardzo szokuje, że aktualnie nie doświadczamy niczego podobnego na naszym obszarze – wprawdzie są całkiem niedalekie rejony, gdzie faktycznie zbrodnia wplata się w rytm dnia codziennego, ale istnieją też rejony dziwnie szczęśliwe, gdzie natura ludzka jakby wyzwoliła się z tego zaklętego kręgu… Natura ludzka czy tylko porządek społeczno-polityczny? Czy w naszej naturze niezmiennie drzemią pokłady zbrodniczości i okrucieństwa?”