„Z Grzegorzem Kwiatkowskim, muzykiem, poetą, współtwórcą trójmiejskiej grupy Trupa Trupa, rozmawia Tomasz Rozwadowski.
Tomasz Rozwadowski: Wasz koncert podczas Soundrive Festivalu pokazał, że od poprzedniego albumu zrobiliście duży skok do przodu. Jak to się stało?
Grzegorz Kwiatkowski: Rzeczywiście na tym koncercie zaprezentowaliśmy wyłącznie materiał, który znajdzie się na naszej trzeciej płycie. Miło, że tak sądzisz. Podobnie dobry medialny oddźwięk mieliśmy po prezentacji naszej wcześniejszej płyty “++” na OFF Festivalu. Bierzemy to za dobry sygnał i dobrą monetę. Mówię tutaj tylko za siebie, ale wydaje mi się, że wszystkim nam w zespole najbardziej podoba się ten nowy materiał.Jak to się stało? Myślę, że to kwestia zgrania się. Kwestia dotarcia. Zresztą dla kogoś innego ten przyszły album może być krokiem do tyłu.W każdym razie już weszliśmy do studia Dickie Dreams i rozpoczęliśmy rejestrację. Producentami albumu są Michał Kupicz i Adam Witkowski. Teraz wszystko zależy od tego, jak to nam się zarejestruje. Oby nie było zbyt wielu awarii i obyśmy przeszli spokojnie przez ten proces. Premiera płyty odbędzie się już niedługo, w nowym roku, w lutym albo w marcu.
Jako bardzo młody człowiek zdobyłeś rozgłos poetycki. Czego młody poeta szukał w muzyce gitarowej?
Na pewno rozgłos to za wiele powiedziane, ale rzeczywiście od 2008 roku regularnie wydaję książki i nie mam zamiaru z tego rezygnować. Wręcz przeciwnie. A w muzyce szukałem na pewno czegoś, czego szukałem również w poezji, bo i jedno, i drugie jest do siebie dość podobne. Ale nie wiem, czym to jest dokładnie. Chociaż wiem na pewno, że za te poszukiwania odpowiada ADHD i niestępione ego.
Co było dla ciebie największym odkryciem, jakiego dokonałeś jako muzyk?
Jako tak zwany muzyk nic nie odkryłem. Mogę tylko powiedzieć, co odkryłem jako słuchacz. Największym odkryciem było, rzecz jasna, całe zjawisko pod tytułem The Beatles. Ale później dochodziły do tego nowe objawienia. Ostatnio jest to Fugazi. Zresztą na siłę, bo miałem duże opory, ale nie żałuję i opłacało się.
Czy twoje teksty są radykalnie różne od twoich wierszy, czy to tylko pozór?
To dobry czas, aby podkreślić, że teksty w Trupie piszę nie tylko ja, ale Wojtek Juchniewicz, i w ogóle dobry czas, aby podkreślić, że to zespół o strukturze czysto demokratycznej i czysto równościowej, tzn. my naprawdę robimy wszystko wspólnie. Nie ma tutaj tzw. lidera albo frontmana. Tak się składa, że akurat większość tych tekstów nie tylko nie jest radykalnie różna, ale jest analogiczna do mojej poezji, łącznie z przesłaniem. Jednak to nie wpływ mojej poezji na przykład na Wojtka, ale kwestia tego, że tak na siebie wszyscy trafiliśmy i tak się dobraliśmy, to znaczy wszyscy mamy dość podobne poglądy.
Czy widzisz dla Trupy Trupa miejsce wyłącznie w obiegu offowym?
Nie mamy odgórnych założeń, więc miejsce Trupy może być gdziekolwiek, ale rzeczywiście do tej pory jest w obiegu offowym i dobrze nam z tym, chociaż może jednak jest jedno odgórne założenie: chcemy zwiększyć naszą aktywność w kwestii koncertowej. Ale to będzie nadal nisza. I dobrze.
Co cię w graniu muzyki pociąga, a co brzydzi lub odstręcza?
Pociąga mnie, rzecz jasna, to, że jest to realizacja i materializacja stanów psychicznych, i to, że sztuka, niekoniecznie nasza, jest zdecydowanie bardziej doskonała i etycznie, i estetycznie lepsza niż ułomny człowiek. Odstręczają mnie kiepskie warunki techniczne, na przykład zagranie koncertu, na którym nie działają albo nie ma odsłuchów.
Czego ostatnio słuchałeś z własnej woli?
Z własnej woli niczego (śmiech). Ostatni rok to było nadrabianie zaległości i słuchanie różnych rzeczy trochę na siłę, ale jednak zupełnie tego nie żałuję. Wspominałem już wcześniej o Fugazi. Jest jeszcze Sonic Youth i zupełnie niedawno Swans. Byłem chyba największym ignorantem i najbardziej nieosłuchanym członkiem Trupy i teraz biję się w pierś. (śmiech).
Który muzyk lub zespół imponuje ci najbardziej?
Ostatnio jest to już dwukrotnie przeze mnie wspominany zespół Fugazi, za niespotykane połączenie etyki i estetyki. W zasadzie nie znam przykładu innego zespołu albo nawet kompozytora, który łączyłby w sobie cechy wysokiej moralności i nadwrażliwości na cierpienia słabszych i wybitnego poziomu artystycznego. A na polskim podwórku jest to zespół Kristen, szczególnie za dwa ostatnie wydawnictwa. Chapeau bas.”