Wieś Sztutowo, nieopodal płot z drutu kolczastego. W wilgotnej od deszczu ściółce leżą fragmenty skórzanych butów. Spod ziemi wyzierają podeszwy, skrawki skóry, w jednym przypadku widać rzemień będący niegdyś sznurowadłem. Właścicielami tych butów prawdopodobnie byli więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych w całej Europie. “Ziemia znowu przemówiła” – mówią historycy. Bo to już nie pierwszy raz, kiedy dowody hitlerowskich zbrodni pojawiają się w lesie. Wychodzą spod ziemi, i to dosłownie.
“In Stutthof, no changes” – napisał na Facebooku Grzegorz Kwiatkowski. I zamieścił zdjęcia leżących w ściółce resztek butów. Niektóre fotografie pochodziły z 2014 roku, inne – sprzed paru dni.
“Destrukty” – w ten sposób takie przedmioty określają historycy i archeolodzy. Czyli przedmioty zniszczone. Ale absolutnie niepozbawione wartości. Jaka jest ich wartość, można przekonać się, stojąc w lesie, stąpając po miękkiej ściółce, biorąc do ręki skrawki skóry, uświadamiając sobie, że jest bardzo prawdopodobne, że trzymamy fragment obuwia, które przed osiemdziesięciu laty zostało odebrane komuś, kto chwilę potem trafił do komory gazowej.
Czy owe “destrukty” powinny tu leżeć, porzucone niczym śmieci pośród liści i gałęzi? Z pewnością nie. A jednak pojawiają się w lesie co jakiś czas. Nawet jeśli te tutaj, które teraz objawiły się za tak zwaną nową kuchnią obozową, zostaną wyzbierane – zapewne za jakiś czas znowu pojawią się inne w tym albo innym miejscu. Obóz koncentracyjny zajmował powierzchnię 120 hektarów a muzeum, które powstało w 1962 roku, więc siedemnaście lat po wojnie, zajmuje hektarów dwadzieścia.
Ziemia “pracuje” – zarasta lasem, który jest eksploatowany gospodarczo, spulchnia się, jej wierzchnia warstwa jest wypłukiwana deszczem, topniejącym śniegiem i co jakiś czas “wyrzuca z siebie” płytko zakopane przedmioty – obozowe pamiątki. Dodajmy do tego nielegalnych poszukiwaczy skarbów, którzy penetrują las i niejednokrotnie wydobywają z ziemi “destrukty” – i jako bezwartościowe w ich mniemaniu wyrzucają je gdzie popadnie.
Dokładne przekopanie tego obszaru przez archeologów wiązałoby się z koniecznością wycięcia stu hektarów lasu. Trudno sobie wyobrazić realizację takiego przedsięwzięcia.
Potrzebne jest więc inne rozwiązanie. Tylko jakie?
Milion butów
Żołnierze Armii Czerwonej wkroczyli do Konzentrationlager Stutthof w dzień po kapitulacji Niemiec – 9 maja 1945 roku. Zastali na terenie grupę 150 więźniów (reszta została przez Niemców ewakuowana, między innymi w tak zwanym Marszu Śmierci). Uwagę żołnierzy zwróciła wielka hałda butów. Według szacunków było to pół miliona par.
Dzisiejsze Muzeum Stutthoff w Sztutowie liczy 20 hektarów powierzchni, obóz KL Stutthof w 1945 roku zajmował 120 hektarów gruntów, które w zdecydowanej większości są dzisiaj porośnięte lasemOpracowanie własne na podst. materiałów Muzeum Stutthof w Sztutowie
Mija miesiąc. 10 czerwca 1945 r. do obozu przybywa komisja złożona z sowieckich oficerów śledczych Oddziału Kontrwywiadu “Smiersz”. Spisane zostaje sprawozdanie. Czytamy w nim:
“Na terenie obozu koncentracyjnego Stutthof, pomiędzy drewnianymi barakami i ogrodzeniem z drutu, oddzielającym kobiecy obóz żydowski, znajduje się duży podłużny, stożkowaty stos obuwia, mocno sprasowanego od dłuższego leżenia. Na stosie znajduje się wielka ilość damskiego, męskiego i dziecięcego obuwia różnych rozmiarów, po obmierzeniu ustalono, że na wskazanym stosie znajduje się 460 metrów sześciennego obuwia. Po wyjęciu obuwia i podliczeniu okazało się, że w jednym metrze sześciennym znajduje się 890 par, z czego 780 par męskiego i kobiecego obuwia (w głównej mierze cywilnego) i 110 par obuwia dziecięcego różnych rozmiarów. Wychodząc z tego, wyliczając pojemność stosu i zwartość znajdującego się w nim obuwia, w stosie winno znajdować się nie mniej niż 410 000 par obuwia”.
Nieopodal kolejne, mniejsze stosy. W sumie, według sowieckich śledczych, w obozie znajdowało się 490 tysięcy par obuwia. Prawie milion butów.
W obozie, od momentu jego powstania w 1939 roku do końca jego funkcjonowania w 1945 roku, przebywało w sumie 110 tysięcy więźniów. Jasne jest więc, że znalezione buty nie mogły być tylko tymi, które były odbierane osobom przybywającym do KL Stutthof.
Więc skąd się tam wzięły?
W systemie obozów koncentracyjnych w Europie KL Stutthof stanowił coś w rodzaju centrum naprawy wyrobów skórzanych.
W latach 1943-1944 docierały do obozu przesyłki liczące nawet kilkadziesiąt tysięcy par obuwia. Pochodziły z wielu miejsc w Europie, z innych obozów koncentracyjnych, między innymi z Auschwitz, ale nie tylko. Były też transporty uszkodzonego obuwia wojskowego. Dokładne określenie wszystkich miejsc, z których pochodziły te buty, jest dzisiaj raczej niewykonalne. Można tylko domniemywać, że obuwie to było odbierane ludziom (zapewne głównie Żydom, choć nie tylko), którzy potem w większości byli na różne sposoby szykanowani, maltretowani i zabijani w całej Europie.
Jak czytamy na stronie internetowej stutthof.org: “Część (przywożonego obuwia – red.) mogła być poddawana reperacji w istniejących warsztatach szewskich. (…) Z innych butów wykorzystywano wierzchnią warstwę skóry do napraw drobnych przedmiotów wojskowych, przywożonych do obozu z frontów: pasków, kabur pistoletów, siodeł, etui do lornetek itp. Skrawki skór, jako materiał wtórny, wykorzystywano również do naprawy odzieży i obuwia więźniarskiego obozu głównego, a zwłaszcza więźniów zatrudnionych w podobozach. Niewykorzystane elementy wyrzucano, jako materiał nie nadający się do przerobu.”
Rozbiórka. Namioty
Hałdę obuwia wspominają tak zwani świadkowie historii – osoby, które po wojnie dawały osobiste świadectwo historycznym wydarzeniom.
Czesław Kaczmarek sprowadził się z Gdyni do Sztutowa w 1945 roku. Kaczmarkowie zajęli dom, sklep i warsztat masarski rodziny Konrada Krause, która jeszcze do listopada 1946 roku przebywała we wsi – we własnym domu z polskimi osadnikami (zanim nie została deportowana do Niemiec). Syn Czesława, Marek Kaczmarek, w 2007 roku przygotował prelekcję dla młodzieży, dotyczącą lat powojennych, które pamiętał z dzieciństwa. W miejscowej bibliotece zachował się jej pisemny zapis. Oto jej fragment: “W 1946 roku, w rocznicę zakończenia (wojny- red.), na terenie byłego obozu koncentracyjnego Stutthof, przy komorze gazowej, odprawiono nabożeństwo mszy polowej za ofiary więźniów. (…) Mam w pamięci wysokie hałdy obuwia po uśmierconych więźniach”.
Kilka miesięcy wcześniej, tuż po zakończeniu działań wojennych, siedemnastoletnia córka Konrada Krause o imieniu Irmgard, została wcielona do pracy (każdy Niemiec musiał wówczas pracować, bez otrzymywania wynagrodzenia) do sprzątania terenu po obozie, a także do ekshumacji zwłok pomordowanych więźniów pochowanych na terenie byłego już wtedy obozu. W dostępnych w gminnej bibliotece w Sztutowie wspomnieniach (przetłumaczonych na polski i udostępnianych w formie niepublikowanego maszynopisu) Irmgard wskazuje liczbę sześciu tysięcy odkopanych zwłok. Lecz co innego zdaje się robić większe wrażenie na córce niemieckiego masarza: ciężki los niemieckich uciekinierów zakwaterowanych czasowo w barakach i ciężka praca, jaką musi wykonywać – ogólny bałagan, między innymi wszechobecne rozrzucone między barakami obuwie.
Lata powojenne to okres stopniowej rozbiórki obozu. Wykorzystywano różne elementy baraków i innych zabudowań, uznawano je za zdatne do wykorzystania materiały budowlane. A pozostałości po butach były traktowane jak śmieci, z którymi nie bardzo było wiadomo, co zrobić.
Rozmawiam z Łukaszem Kępskim, historykiem, rzecznikiem prasowym Muzeum Stutthof w Sztutowie.
- Muzeum Stutthof w Sztutowie powstało dopiero 1962 roku – zwraca uwagę Łukasz Kępski. – Wcześniej na terenach poobozowych gospodarzami były różne instytucje m.in. Wojsko Ochrony Pogranicza czy Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Gospodarze ci w niepojętej dla nas logice “porządkowali” i przekształcali teren poobozowy pod kątem swoich potrzeb, z pewnością bez wrażliwości, jaką współcześnie otaczamy Miejsce Pamięci – Muzeum Stutthof.
Co się stało z hałdą, o której wspominali sowieccy śledczy? Nie wiadomo. Według jednej z hipotez, “górę obuwia” zepchnięto spychaczem i rozprowadzono po terenie muzeum i w pobliskim lesie. Jednak żadnych twardych dowodów na to nie ma. Niektóre relacje wskazują, że mogło tak się stać. W 1968 roku na terenie muzeum odbyła się uroczystość odsłonięcia Pomnika Walki i Męczeństwa. Oprócz oficjeli przybyli na nią harcerze.
Wśród nich był Jerzy Hlousek. – Wyznaczono nam wówczas miejsce na terenie muzeum, gdzie mieliśmy rozstawić namioty – wspomina pan Jerzy. – To był płaski teren, ale gdzieniegdzie były wzniesienia, takie wzgórki. Na nich właśnie mieliśmy obozować. I nie dało się tych namiotów rozstawić, nie dało się zamocować w gruncie szpilek i śledzi. Pod cienką warstwą ziemi znajdowało się mnóstwo skórzanych elementów butów. To nami wówczas wstrząsnęło. Wiedzieliśmy przecież, gdzie się znajdujemy, nie znaliśmy dokładnie historii, skąd te buty się tam wzięły, mogliśmy się tylko domyślać, że przecież ktoś je kiedyś nosił i zapewne zginął w czasie wojny.
Walka z niepamięcią
Grzegorz Kwiatkowski jest wykładowcą akademickim, prowadzi warsztaty o nienawiści na Uniwersytecie Oksfordzkim. Jest także znanym artystą – muzykiem, gitarzystą zespołu Trupa Trupa, i poetą, którego książki o pamięci i historii zyskały duży rozgłos międzynarodowy. To on 23 lutego umieścił na Facebooku post informujący o tym, że pozostałości po butach leżą w lesie obok Muzeum Stutthof w Sztutowie.
- Mój dziadek był więźniem obozu – opowiada Kwiatkowski. – Pewnego razu, mogłem mieć wtedy dziesięć lat, dokładnie nie pamiętam, w którym to było roku, zabrał mnie do Muzeum Stutthof. Chciał mi pokazać, co przeszedł w czasie wojny. To była jego pierwsza wizyta w obozie po wojnie. I jak byliśmy na miejscu, oglądaliśmy baraki, krematorium… Wtedy dziadek przeżył załamanie nerwowe. Zaczął płakać, krzyczeć… Nigdy tego nie zapomnę. To zdarzenie – tak dzisiaj o tym myślę – było jednym z najważniejszych w moim życiu. Zmieniło mnie na zawsze. Czuję, że to wydarzenie zobowiązuje mnie do wielu działań, które można byłoby nazwać walką z niepamięcią, walką z zapominaniem.
W 2015 roku Grzegorz Kwiatkowski z Rafałem Wojczalem w lesie obok muzeum Stutthof w Sztutowie realizowali zdjęcia do filmu dokumentalnego o Albinie Ossowskim, żołnierzu Armii Krajowej i więźniu obozu Birkenau, którego brat Rajmund został zamordowany w Stutthofie. Wówczas po raz pierwszy Grzegorz odnalazł fragmenty butów – tak jak i dzisiaj leżały pośród liści.
Temat został przez Grzegorza nagłośniony. Wówczas w przestrzeni publicznej nie brakowało głosów oburzenia, że oto Muzeum Stutthof nie dba o pamiątki po męczeństwie, choć przecież jest instytucją powołaną do tego zadania. O sprawie pisały media w całej Polsce, a także na świecie – pojawiły się na ten temat materiały w “The Guardian”, “Times of Israel”, w brytyjskim “Timesie” oraz reportaże radiowe w kanadyjskim radiu CBS i niemieckim Deutschlandfunk.
Zdeponowane w pomniku
O tym, jak zareagowało wówczas Muzeum Stutthof, opowiada Łukasz Kępski: – Gdy w 2015 roku po raz pierwszy pojawiła się informacja o znalezieniu w lesie fragmentów butów, które mogły należeć do więźniów obozów koncentracyjnych, podjęliśmy wspólnie działania wraz Wojewódzkim Urzędem Ochrony Zabytków w Gdańsku. Z należytym szacunkiem dla tego miejsca przebadaliśmy wspólnie z archeologami teren znaleziska oraz zabezpieczyliśmy znalezione przedmioty.
W listopadzie 2016 roku muzeum uzyskało zgodę konserwatora zabytków na realizację badań archeologicznych na przyległych terenach, które trwały do roku 2018. W ten sposób zebrano różne przedmioty należące do więźniów, między innymi okulary, łyżki, szczoteczki do zębów czy na przykład medalik z wygrawerowanym napisem w jidysz i metalowy krzyżyk wycięty z blachy lotniczej. Z ziemi wydobyto także sto metrów sześciennych resztek obuwia (czyli mniej więcej tyle, ile zmieściłoby się do jednej naczepy TIR-a).
- Podjęliśmy również w tamtym czasie działania, które miały na celu zwrócenie uwagi na problem wyjątkowości lasów w okolicach Muzeum – kontynuuje Kępski. – Wśród nich należy wymienić przede wszystkim trzy wystawy pod wspólnym tytułem “Odezwała się ziemia” oraz konferencję naukową “Archeologia w Miejscach Pamięci – prace archeologiczne a nielegalne poszukiwania. Przestępczość wobec dziedzictwa archeologicznego oraz martyrologicznego”. Z tej ostatniej powstała również publikacja.
- A co stało się z pozostałościami po obuwiu? – dopytuję.
- Zostały one złożone w Pomniku Walki i Męczeństwa na terenie Muzeum Stutthof. Łącznie zabezpieczyliśmy około 400 kg resztek obuwia – odpowiada rzecznik muzeum.
Obecnie więc wydobyte z lasu w ostatnich latach pozostałości po butach wróciły do ziemi, pod pomnikiem na terenie obozu, i są niewidoczne dla zwiedzających. Ale – jak się okazuje – to może się zmienić:
- Muzeum jest obecnie w trakcie w dużych zmian – informuje Łukasz Kępski. – Powstaje nowy Budynek Obsługi Zwiedzających, który w założeniach będzie jednym z elementów wystawy stałej. Pracujemy nad scenariuszem nowej wystawy stałej i jednym z pomysłów jest wyeksponowanie zdeponowanych w Pomniku Walki i Męczeństwa szczątek obuwia.
Szybkie działanie
Z Łukaszem Kępskim od godziny chodzimy po lesie w poszukiwaniu butów – tropem informacji, która ukazała się na Facebooku. To teren Lasów Państwowych, niegdyś znajdował się tu obóz. Jednak oprócz śladów bytności leśnych zwierząt nie znajdujemy niczego godnego uwagi. Więc to nie jest tak, że resztki butów walają się po całym lesie i rzucają w oczy każdemu, kto przez ten las przechodzi.
Kontaktuję się więc raz jeszcze z Grzegorzem Kwiatkowskim, żeby dokładnie dopytać o miejsce, w którym znalazł resztki butów. Po chwili stoję nad zmurszałymi podeszwami.
Naliczyłem około pięćdziesięciu fragmentów butów – to skrawki skóry lub gumy, najczęściej są to podeszwy w charakterystycznym kształcie, z dziurkami na obrzeżach (co znaczy, że do cholewek były przyszywane, podbijane gwoździami, nie zaś doklejane). Nie wiadomo, ile jeszcze może znajdować się tych przedmiotów w ziemi. Wszystkie te znaleziska leżą na obszarze około jednego hektara lasu.
Wysłałem oficjalne pytanie do Muzeum Stutthof w Sztutowie, co instytucja ta zamierza zrobić ze znaleziskiem.
Odpowiedział Łukasz Kępski: “O znalezisku w dniu wczorajszym (tj. 26 lutego – red.) poinformowaliśmy, wraz z przekazaniem dokumentacji fotograficznej, Nadleśnictwo Elbląg w celu wypracowania wspólnych działań. Od wczoraj nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Jednocześnie w przekazanej wiadomości zaznaczyliśmy, że służymy wszelką pomocą w tej płaszczyźnie”.
Następnie sprawy potoczyły się szybko. W poniedziałek, 4 marca, doszło do spotkania, w którym wzięli udział przedstawiciele Muzeum Stutthof w Sztutowie, Nadleśnictwa Elbląg, a także Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Gdańsku.
- Jakie decyzje podjęto? – z tym pytaniem zwracam się do rzecznika Muzeum Stutthof w Sztutowie.
- Postanowiliśmy, że na całym terenie dawnego obozu, liczącym ponad sto hektarów powierzchni, w kluczowych miejscach, na przykład przy wejściach do lasu, staną tablice informujące o tym, że w latach 1939-1945 w tym miejscu znajdował się obóz koncentracyjny – relacjonuje Łukasz Kępski. – Ponadto tablice będą informowały, że na tym terenie mogą znajdować się przedmioty związane z funkcjonowaniem obozu i męczeństwem więźniów. Na tablicach zostaną umieszczone wskazówki, co należy zrobić w przypadku, gdy taki przedmiot zostanie znaleziony.
Kępski nie może podać konkretnej daty, kiedy staną tablice, zaznacza jednak, że: – Postawienie tablic to jest coś, co można zrobić niemal od razu, i zrobimy to najszybciej, jak tylko się da. Kolejnym krokiem będzie kompleksowe uporządkowanie całego terenu z przedmiotów, które mogą pochodzić z lat czterdziestych ubiegłego wieku.
Jednak – jak stanowią przepisy prawa – wszystkie czynności z tym związane mogą być wykonywane dopiero po uzyskaniu wytycznych od konserwatora zabytków.
- Jak tylko dostaniemy takie wytyczne, niezwłocznie, w porozumieniu z nadleśnictwem, podejmiemy kolejne kroki w celu porządkowania tego terenu. W tej kwestii wszystkie strony są co do tego zgodne – stwierdza Kępski.