Skip to content

Recenzja Headache – Teraz Rock

„Minimalizm i nihilizm, redukcja i repetycja, paranoja i psychodelia, trans i kontrast – to tylko niektóre słowa klucze, którymi można określić to, co dzieje się na trzeciej płycie Trupy Trupa. Grzegorz Kwiatkowski i spółka przeszli długą drogę od kandydatów na „polskie Velvet Underground”, przez teatralne, „pogrzebowo-cyrkowe” perwersje na krążku ++, aż po dojrzałe, oszczędne, ale przy tym niesamowicie sugestywne, ciężkie i chwilami wręcz fizycznie bolesne granie, jakie wyziera z mrocznych czeluści Headache. Trójmiejski kwartet prostymi, rockowymi środkami osiągnął to, o czym przeważająca większość metalowców może co najwyżej pomarzyć – nagrał album, który naprawdę przeraża. A przy tym wciąga i daje do myślenia. Jak spojrzenie w przepaść, w której nie widać dna. Od razu wiadomo, że nie będzie miło i przyjemnie. Sinoszary digipack został tak zaprojektowany, że trzeba solidnie wysilić wzrok, by w ogóle cokolwiek przeczytać. Gdy rozbrzmiewają pierwsze takty Snow, można odnieść wrażenie, że coś jest nie tak ze sprzętem. Gitara jakby się rozpływa, wokal buja się na interwałach i balansuje na krawędzi fałszu, całość przypomina trochę przejażdżkę na zepsutej karuzeli. A bardziej melodyjny fragment i niemal britpopowa solówka dodatkowo potęgują wrażenie „dziwności”. No i do tego ten tekst. I will just disappear / I’ve got nothing, nothing to hide. Witamy w piekle nicości. Zresztą podobna nihilistyczna postawa dominuje w większości liryków na płycie. Często przewrotnie kontrastując z warstwą muzyczną – jak choćby w beatlesowskim Sacrifice, gdzie słodka, miła dla ucha melodia niesie ze sobą słowa When you say to me you want to give birth, dig a grave. Albo w ciepłej, subtelnie jazzującej balladzie Give’em all, z konstatacją I don’t believe the words you say / I don’t believe, your words are fake. Choć Headache nie jest tradycyjnie rozumianym koncept-albumem, dopiero jako całość w pełni nabiera znaczenia. Układ kompozycji nie jest przypadkowy i zespół stopniowo przechodzi od krótkich, piosenkowych rzeczy w rodzaju budzącego skojarzenia z Blur Sky Is Falling czy wspomnianego Sacrifice (choć akurat w przypadku TT jest to piosenkowość odrobinę zdeformowana) do form bardziej rozbudowanych, transowych, na wpół improwizowanych. Ukoronowaniem tej tendencji jest trwający ponad dziewięć minut utwór tytułowy. Obsesyjnie powtarzany motyw, narastający hałas, przeraźliwe wrzaski wokalisty, a na koniec znów wyciszenie – mocna rzecz. Wydłużone, psychodeliczne „ogony” znajdziemy też w szaleńczo rozjechanym, nawiązującym do Becketta Getting Older czy kończącym zestaw Picture Yourself. A jest przecież jeszcze znakomity, przestrzenno-klaustrofobiczny Wasteland. Albo mroczny, zimnofalowy Halleyesonme. Muzycy Trupy zrzucili teatralny kostium, odrobili lekcję ze Swans i nagrali jedną z najbardziej niepokojących – ale i fascynujących – płyt ostatnich lat. Choć niejednego zapewne rozboli od niej głowa.”

Marek Świrkowicz, www.terazrock.pl

FacebookTwitter