I.
Z wierszy Grzegorza Kwiatkowskiego można wyłowić pewne powracające w kolejnych tomach motywy, postulaty, zarysowany opis kondycji człowieka – czy tylko tego zza kotary tekstu czy też bardziej uogólnionego, tkwiącego w objęciach tu i teraz danej uogólnionej rzeczywistości, nie jest to do końca jasne. Jednak mnogość wcieleń lirycznego podmiotu, jak i wielokrotne powoływanie na świadka najcięższych historycznych doświadczeń XX wieku wskazywałyby na tę drugą ewentualność.
Myśli wyłowione spróbowałem ułożyć w mozaikę ukazującą moje subiektywne i niedoskonałe – rzecz jasna – widzenie i odczytanie poezji Kwiatkowskiego. Jej portret.
II.
Światło zastępcze razi. Swą bylejakością i beznadzieją. Wszystko, czym człowiek kulturalny otacza się na co dzień, okazuje się złotą klatką, poza którą autentyczne życie – mogące stanowić jedyną wartościową pożywkę dla twórczości, poezji, dla życia pełniejszego, bardziej może ludzkiego – żyje własnym życiem. W świetle zastępczym czytamy:
słońce przesłoniła drukarska farba
spacery zastąpiły opisy krajobrazu
miłość zamieniła się w tanie romanse
W rzece natomiast:
za mało świeżego powietrza
za dużo lektur
za dużo gadaniny
za mało czułości
za mało konfrontacji z miastem
Zamkniętemu w celi pozostaje jednak nadzieja – daje ją opór, bunt. Opór:
stawiajmy opór z godnością:
palenie papierosów będzie znowu modne
spacerowanie po cmentarzach będzie znowu modne
Taki, który zaledwie ośmiela się nie zgodzić i taki, który już krzyczy; woła, że to nie tak, że inaczej. Znów fragment rzeki:
zróbmy coś
cokolwiek
męczę się
zróbmy coś
za dużo gadania
za mało powietrza
Fragment powodzi:
rzeka w okresie powodzi mówi: zdemitologizuj koryto
zdemitologizuj środek
Wreszcie bunt, który jest już przejściem na drugą stronę.
III.
Z kwilenia:
umarłem abyście znowu mogli w coś wierzyć
wasza nabożna radość i zabawa
to dla mnie największe wynagrodzenie
za godziny w których słabł mi puls
i słyszałem wasze kwilenie
Przejście na drugą stronę, które jest wyborem tego, co – chyba i mimo wszystko – lepsze. Wszytko bowiem jest lepsze od niepełnego życia, które de facto jest złudzeniem, zaprzeczeniem życia, tkwieniem za życia w śmierci. W urodzić II:
nad kubkiem kawy bez miłości
w korku samochodowym bez miłości
robiąc zakupy bez miłości
powinni się nie urodzić
powinniśmy się nie urodzić
Bunt przeciwko takiemu życiu w rzeczywistości staje się buntem przeciwko śmierci (o którym Grzegorz Kwiatkowski wspomina w dostępnych na jego stronie wywiadach).
Są wiersze, które sugerować by mogły, że śmierć to złudzenie, że nie dostrzegamy na co dzień tej drugiej strony życia, która jeszcze przed nami, tkwiącymi w rzeczywistości w pełni widzialnej, pozostaje w znacznej mierze zakryta, choć pojawiają się prześwity, przebłyski. Z trzech słońc:
nie plećcie bzdur
istnieje Patmos
ale świętego Jana
dawno pożarły
mrówki
odparłem trochę oburzony
mylisz się
powiedziały słońca
W uldze:
podszedłem do fasady i ukląkłem
i ją pocałowałem
i z moich oczu pociekły łzy
i wyrzekłem:
ty żyjesz
a ja szukałem cię w zwykłych twarzach ludzi
Czy to wyłącznie postulat, życzenie, czy głębokie przekonanie albo intuicja? A może chęć podkreślenia rangi problemu marnej jakości życia – podkreślenia, że jest to sprawa życia i śmierci?
Prawdziwe życie wymyka się niepostrzeżenie, znajduje się – a nieszczęśnik znajduje je – nie tam, gdzie być powinno. Fragment wiersza uwagi:
tylko czasem jakaś miła władcza chwila
z zamierzchłych czasów
kiedy byli przypadkowo w centrum uwagi
A jednak podtrzymywana i starannie pielęgnowana niezgoda na to niewłaściwe umiejscowienie pozwala mieć nadzieję – sama stanowi zalążek życia. Wiecznego? Wiecznie:
w nasze żyły wstrzyknąłem
mieszaninę ziemi śliny i leśnych ziół
będziemy żyć wiecznie
IV.
Poważny problem stanowią zgrzyty na linii człowiek-człowiek. Często zdarzają się awarie mechanizmu dawania i brania – komunikacja jest szczątkowa, stąd też nieciekawe efekty tych zabiegów, które zapewne – mimo gąszczu innych przyczyn – przyczyniają się do drastycznego obniżenia jakości życia. Wiersz chłopczyk:
ten chłopczyk nie nawykł do brania ale do dawania
dlatego nigdy później nie potrafił uszczęśliwić żadnej kobiety
Czy nie należy jednak cieszyć się, że ten mechanizm, to dawanie-branie w ogóle ma miejsce? W dodatku zawsze pozostaje nadzieja, że nie będzie toto beznadziejne. No… może nie zawsze… Fragment wiersza matka:
czułam coraz większe zmęczenie
w końcu puściłam sznurki
i odwróciłam się do nich plecami
w ich twarzach lubiłam swoją twarz
w ich obyczajach własne obyczaje
Marek Rozpłoch, Uratuje, czyli portret poezji Grzegorza Kwiatkowskiego
Tekst dostępny również na stronie magazynu