Skip to content

Recenzja w Gazecie Świętojańskiej

“W cyklu Poeci Wielkiego Miasta święto, bo za takie uważamy zawsze dobry tomik poezji. Grzegorz Kwiatkowski to jeden z największych, co najmniej trójmiejskich talentów poetyckich od lat. Grzegorz Kwiatkowski, 25-latek pretendujący do miana głosiciela prawd objawionych rozgrywających się w człowieku. Kusiciel i prowokator przyjmujący tryb humanistycznego warunkowania wartości. Kolekcjoner myśli, słów i szeptów, uważny kontestator, sprawny filozof, zakotwiczony w konwencji dekadenckiej. Eine Kleine Todesmusik to błyskotliwa poetycka opowieść o człowieku skupiona w 4. rozdziałach przedstawianych z perspektywy mężczyzny (Diter), kobiety (Uve), artysty (Centrala) i trwałych zależności emocjonalnych, w tym lęków i szaleństwa (Ulga). Cztery uporządkowane ciągi myśli i przekonań, zbudowane na przewrotnym odkrywaniu natury ludzkiej, zbuntowanej, polemizującej ze sobą, przerażająco przywiązanej do schematów, demonicznej. Człowiek u Kwiatkowskiego wydaje się być rozbierany na czynniki, nie jest jednak odhumanizowany czy pokazany w krzywym zwierciadle, ale staje się istotą zjawiskową, niejednolitą i nieprzewidywalną, tyleż ogarniętą pasją gniewu czy bólu co zagadkową biernością. Zdemaskowanie człowieka nie jest rażące, ponieważ nie odbiera czytającemu chęci do głębszej refleksji i skonfigurowania bohatera lirycznego czy podmiotu względem własnego widzenia i przeżywania świata. Kwiatkowski zmienia podmioty mówiące w wierszach, wchodzi także w rolę obserwatora pozornie empatycznie związanego z bohaterem. Nie pozwala sobie przy tym na rozgadanie poetyckie, zawiera kwintesencję danej sytuacji czy postaci, tym samym budując dodatkową symbolikę. Jego bohater zdaje się być nieprzypadkowy, śmiało można powiedzieć – zaplanowany. Może jest to pamięć trwała zbudowana własnym doświadczeniem, a może jest to pamięć zbiorowa pokoleń? Wiersze krążą wokół pesymistycznej koncepcji dziejów, egzystencjalizmu, fatalizmu i przypadkowości.

Nieprzypadkowe jest natomiast rozmieszczenie wierszy w tomiku. „…ten chłopczyk nie nawykł do brania ale do dawania dlatego nigdy później nie potrafił uszczęśliwić żadnej kobiety”. Historia poetyckiej Eine Kleine Todesmusik rozpoczyna się niemal autorsko, takie można mieć pierwsze skojarzenia. Łatwiej przecież czytać strofy, przypisując refleksje konkretnemu podmiotowi. Kwiatkowski nie pozwala jednak w żadnym wierszu przypisać sobie lub komukolwiek jednemu miana Głosu. Podmiotem mówiącym może być każdy, odbiorcą jest ten, kto umie słuchać z wrażliwością i ma w sobie gotowość na zmianę klimatu poetyckiego prowokowaną brutalnym słowem, cichym sylabicznym szeptem, zaskakującymi skojarzeniami, zabawą językową, refrenicznością, naturalizmem, karykaturą, konfrontacją filozoficzną.

Mężczyzna w Diter to człowiek obarczony dzieciństwem, nieszczęśnik, naiwny filozof, kolekcjoner-dentysta, syn naznaczony piętnem sławy ojca, homofob, schizofrenik, wizjoner, poeta, wyznawca zemsty, prostak, mówca, obojętny szmalcownik, podglądacz, buntownik, nihilista, urzędnik, ryzykant. Każdy z nich stoi na straży swego przywiązania do… siebie. Brak lekkości w życiu mężczyzny bierze się z przypisanej mu roli społecznej, partnerskiej lub rodzinnej. Jego osobiste działania nie są tak tragiczne jak splot ról zafundowanych mu przez życie. Staje się spadkobiercą pokoleniowych traum i uwikłań, łagodzonych odniesieniami do literatury i filozofii. Mężczyzna wydaje się być usprawiedliwianym dzięki tym odniesieniom. Nie tłumaczy działań swą naturą czy lepiej – skłonnościami. Choć jego życie jest trudne, to ma ono swoje usprawiedliwienie.

„ z jaką niechęcią i obrzydzeniem patrzy na robotników rozkopujących ziemię! chłopiec z obandażowaną dłonią w spranej puchowej kurtce i w spodniach kreszowych” (syn cesarza na uchodźstwie); „żeby chociaż ktoś wszedł przez okno najlepiej jakaś piana siksa uruchomiłbym moje stare płyty i czytałbym jej moje stare wiersze […]” (opór); „[…]twojemu kochankowi zafundowałbym pobyt w sercu koncentracyjnego obozu albo wytresował psy powołane do regularnych gwałtów albo nawrócił go na miłość do kobiety […]” (siły); „ […] towarzysze nihiliści: moje ramię jest zawsze tam, gdzie wasze ramię towarzysze nihiliści: nasze serca biją na wieki w jeden trumienny takt” (takt)

Kobieta w Eine Kleine Todesmusik również wpisuje się w egzystencjalny krajobraz bitewny. Obarczona pasmem życiowych plag feministycznych, brnie dalej, chociaż jest nieszczęśliwa i niezrozumiana. Bardzo mocno autor tomiku podkreśla seksualność kobiety, odbieraną przez nią samą i innych jako przyczynę upokorzeń i trwałego cierpienia.

„[…] ojciec nazwał mnie szmatą
a dwa dni później zmarł
ojciec miał rację przecież wiedział
jak onanizuję się w wannie
Niemcy mają na ten stan
słowo: hassliebe czyli
miłość nienawiść […]”
język

Racja stoi po stronie innych, nie kobiety. Ona poddaje się sytuacjom w sposób denerwująco bierny, podporządkowuje się schematom myślenia, wyrosłym z uprzedzeń, relatywizmu i potrzeby hierarchiczności. Dlaczego kobieta u Kwiatkowskiego jest taka bezradna i właściwie brzydka? Kochliwa i naiwna, gruba i niedelikatna, prosta, skazana na grubiaństwo, porażkę i niemoc. Koncepcja autora jest przygnębiająca – kobiecie od dnia narodzin towarzyszy przekleństwo płci. Być może starotestamentowa Ewa nie usamodzielniła się do czasów współczesnych i nadal odpokutowuje zerwanie jabłka z drzewa wiadomości Dobrego i Złego?

„sprzątaczka Bertche
z dwójką nieślubnych dzieci
patrzy w witrynę kawiarni
i płacze

z kawiarni wychodzi czarny pan
i daje drobnej Bertche
żółty banknot
i wkłada w jej usta
długi czerwony język […]

[…]po wszystkim drobna Bertche
podchodzi do łóżeczka Inez
i szepce jej do małego uszka:
nazywam się Bertche
i kocham czarnego pana
który wyszedł z kawiarni
i dał mi żółty banknot
i długi czerwony język”
Bertche

W świecie przeklętym nawet dzieci nie stanowią argumentu, który mógłby usprawiedliwić kobietę. Ona poświęca własne potomstwo, wpisując się w fatalistyczny układ sił. Pokoleniowo jest w stanie przekazać córce tylko bezwzględne podporządkowanie się mężczyźnie. Świat widziany oczami kobiety pozbawiony jest miłości. Świat widziany oczami dziewczynki nie pozostawia złudzeń (sygnał II) na szczęście.

Rozdział o artyście najkrócej można by spuentować cytatem z wyroku: „[…] artysto niech pochłonie cię ziemia”. Artysta nie może być etatowy, grzać się w cieniu innych, balansować na granicy konformizmu i kontestacji, nie może odzwierciedlać grupowego zapotrzebowania na tandetę i bylejakość. Odrzucony zostaje ten twórca, który karmi się nieszczęściem innych i którego twórczość staje się mównicą polityczną. Świat przedstawiony w Centrali świeci światłem zastępczym, pokazując artystę skrępowanego globalistycznymi obiecankami, brakiem przeżywania świata, a może nawet brakiem talentu. W tym świecie występuje deficyt kolorów i zapachów a człowiek pozostaje tylko przypadkiem do opisania. Kiedy dochodzi się do Ulgi chciałoby się odetchnąć i poczuć w końcu lekkość. Grzegorz Kwiatkowski konsekwentnie pokazuje jednak świat umarły, ogołocony z trwałej miłości, chory, ze skłonnościami do wiecznych konfliktów.

„torturowali się całe popołudnie
teraz leżą na łóżku
broczą krwią naprzeciwko siebie
piją kawę palą papierosy
i są teraz jak dwa zakurzone lustra
jak dwa płaty zapomnianej tapety”
popołudnie

Bycie we dwoje okupione jest stratami energii, ranami odniesionymi w walce o swoje racje, najczęściej wykrzyczanymi. Razem w Uldze znaczy uciekać od siebie w świat własnych przyzwyczajeń i lęków. Poszukiwanie szczęścia odbywa się na zasadzie jego zaprzeczania, gdyż łatwiej jest uruchomić własne przyzwyczajenia niż budować coś nowego. Egzystencja we dwoje prowadzi do szaleństwa zlokalizowanego w budynku domu starców (kryjesz ty) lub w głowie w postaci schizofrenii czy natręctwa (ulga). Autor nie daje się obronić nawet wartości, jaką jest szacunek dla zmarłych (rytuały). Jedyne jasne słowa w całym tomiku padają w wierszu przebudzenie, jakby na chwilę podmiot pozwolił sobie na słabość wypowiedzenia kilku dźwięcznych i obiecujących wyrazów.

„po przebudzeniu podszedłem do nocnej lampy
i chwyciłem ją do ręki
ale lampa nie miała ciężaru lampy
i światło które z siebie wydzielała
nie było światłem

i wyszedłem na ulicę
ale ulica była stroma
i przez jedną noc
na chodnikach wyrosła trawa
a w mieście pojawiły się cykady

na policzku poczułem czyjś oddech

Piękno Absolutnego Zdziwienia

wyrzekła moja zmarła ukochana

Piękno Absolutnego Zdziwienia.”
przebudzenie

Czytelnik nieustannie jest prowokowany leksykalnie do koncentracji. Tendencja poety do brutalizmu słownego pozostaje w zgodzie ze światem przedstawianym, nie dając manewru do mizdrzenia się względem odbiorcy. Koncepcyjnie uczciwe podejście do rzeczywistości tłumaczy balansowanie między prostactwem podmiotu lirycznego i jego wysoką intuicją filozoficzną. Poezja Grzegorza Kwiatkowskiego jest zdystansowana, podważa optymizm jako filozofię życia, dąży do pokazania świata jako mieszaniny przeplatających się ze sobą sił, które najczęściej utrudniają egzystencję, wprowadzając człowieka w iluzję lub szaleństwo. Nie ma tu prostej negacji wartości, lecz dogłębnie przeprowadzona analiza, rodzaj skupionego humanistycznego traktatu o wyższości fatalistycznej koncepcji. Skąd taka nieprzeciętna wrażliwość dekadencka? Wydaje się, że podstawą jest uwaga skierowana na człowieka współcześnie zagubionego, spadkobiercy tragicznej historii oraz własnej niepewności zakorzenionej w kołtuństwie i społecznych rolach. To początek czy koniec świata? Jedyną odpowiedzią jest wiersz mandala kończący tomik: ,,[…] powoli odrywają się od nas członki ale wierzymy że ktoś połączy nas na nowo man da la niech się stanie mandala””

Katarzyna Wysocka

Recenzja do przeczytania również na stronie gazety

FacebookTwitter