Skip to content

Recenzja w Gazecie Wyborczej

“Kwiatkowski nie ma litości, gdy wystawia na próbę mieszczańskie przyzwyczajenia czytelnika. Wkłada mu palec w świeżo zrobioną ranę i dłubie nim zawzięcie we wszystkie strony. Niedługo po znakomicie przyjętym debiutanckim tomiku “Przeprawa”, młody gdański poeta Grzegorz Kwiatkowski powraca kolejnym zbiorem. “Eine Kleine Todesmusik” to zestaw wierszy, do których przewrotny tytuł zdaje się pasować znakomicie: są z pozoru proste, czasem wręcz miłe i ciepło brzmiące, ale pod tym wszystkim zawsze czai się tytułowa śmierć. W sensie czysto formalnym, wiersze Kwiatkowskiego mają zwykle narracyjny, raczej epicki niż liryczny charakter. Autor zdecydowanie woli opowiedzieć jakąś historię, niż malować słowem impresyjne obrazy. Za nic ma też dbałość o poetycką formę. Mroczne obrazy nie potrzebują przecież rymów, regularnych wersów, nie wymagają wzmocnienia uporządkowanym rytmem. Przemawiają same sobą, zaskakującymi metaforami (zazdrosny kochanek jako cień, obserwujący z bliska zdrady swego partnera w wierszu “siły”), igraniem na granicy obyczajowego przyzwolenia (jawne, choć niepozbawione sensu i drugiego dna, kpiny ze śmierci w wierszu “morze”). W komponowaniu “muzyki śmierci” Kwiatkowski nie ma dziś sobie równych. W swych najnowszych wierszach potwierdza swe – mocno zaznaczone już w poprzednim zbiorze – upodobanie do makabrycznych, bolesnych obrazów. Najlepszy przykład to ten z wiersza “lekcja estetyki w dziecięcym pokoju”, w którym matka obserwuje swoje płonące dziecko, ale nie robi nic, żeby je ratować, bo cała sytuacja fascynuje ją na poziomie estetycznym. Potwierdza też coś jeszcze – niemożliwą do opanowania skłonność do prowokacji – bo czymże innym jest sytuacja opisana w wierszu “takt” – imitowanie hitlerowskiego pozdrowienia za plecami dziadka, byłego więźnia obozu koncentracyjnego, podczas wizyty w budynku dawnego krematorium. Prowokacje Kwiatkowskiego dają do myślenia i wytrącają z czytelniczego błogostanu. A czasem wstrząsają do bólu – jak ta z wiersza “pan Cogito i litera Pisma”, w którym Herbertowski bohater, żyjący według swych świętych zasad, wydaje Niemcom ukrywanych w piwnicy Żydów, żeby tylko nie splamić się kłamstwem. Czy to, że w sposób niezwykle przewrotny odtwarza w swoim wierszu sytuację znaną z filmu “Bękarty wojny”, czy to, że w oryginalny sposób wywraca na lewą stronę klisze współczesnej popkultury i rodzimej twórczości literackiej wystarczy, żeby nazwać Kwiatkowskiego “Tarantino młodej polskiej poezji”? Czemu nie?”

Przemysław Gulda

Recenzja do przeczytania również na stronie GW


FacebookTwitter