Skip to content

Nikomunikaty

„Trupa Trupa to kolejna kapela z Trójmiasta, której ostatniego albumu słucham od kilku tygodni i absolutnie mnie rozkłada na łopatki. Trójmiasto to wiadomo, kiedyś generowało awangardę, można by długo wymieniać, bla bla bla, a potem …przestałem śledzić. Aż tu nagle i Gówno i Towary Zastępcze i Trupa Trupa. Gdzie ja byłem przez ostatnich parę lat? Bo na pewno nie w Trójmieście. Czy Pustostany też z Trójmiasta, tego nie wiem. Wiem że lubię i postaram się sprawdzić.

Album Trupa Trupa nazywa się “++”, wcześniejszych “LP” i “EP” nie słyszałem (shame on you!). Zostałem potraktowany z buta od razu, bo I Hate, od którego album się zaczyna mocno daje w łeb. Dostaje się wszystkim, nawet papieżowi. Potem mamy Felicy, której harmonii wokalnych pozazdrościliby niejedni indierockowcy. I tak dalej, bla bla bla, recenzenckie klisze.

To co ogółem trzeba o tej płycie napisać, to ten mantrowy trans. Czy jest to wolniejszy kawałek, czy jest to szybka jazda, wciąż mamy pełną transowość, miejsce na improwizacje, szaleństwa Mikołaja Trzaski (Dei, Influence), Tomasza Ziętka na trąbce itd. Krótki i szybki See You Again kojarzy mi się z Arctic Monkeys, Influence spokojnie pasowałby do repertuaru Swans. Felicy koi zmysły, a Sunny Day absolutnie rozpierdala połączeniem muzyki i tekstu:

It’s a sunny day
Your grave upon a water

No właśnie. Your grave. Bo Trupa Trupa śpiewa o śmierci. Tu groby występują w ponad połowie płyty, tu śmierć czai się wszędzie, nie ma przebacz. W sumie to nie dziwi, bo o czym może śpiewać Trupa Trupa. Posłuchajcie sobie chociażby takiego See You Again. Wyczuwam tu pewien koncept, bo cała te śmiertelna tematyka nie pozostaje bez piętna po przesłuchaniu i powoduje wrażenie ciągłości, w dodatku cała ta transowość. Zresztą, może nie ma to nawet znaczenia, przecież We don’t exist at all

Przesłuchałem tego albumu mnóstwo razy. Jak sobie pomyślę jaką ten materiał ma moc koncertową, to aż mi nóżki zaczynają tupać, chodzić i przebierać. Chcę to, chcę to! Płyta w porównaniu do wcześniejszego pełnego albumu “LP” (nie znałem, nadrobiłem) jest dużo bardziej dopieszczona, chyba jednak dużo bardziej dopracowana jako całość. Dla mnie absolutna rewelacja.

A teraz drogie dzieci następuje koniec tej blogonotki. Wstajemy i biegniemy szybciutko zdobyć album i słuchać, słuchać, słuchać. Bo z takimi śmiertelnymi tekstami, z taką muzą, z takim brzmieniem i materiałem, to wstyd nie znać.”

www.dawrweszte.wordpress.com

 

FacebookTwitter