Skip to content

Premiera Sową / Szkic Elizy Kąckiej

„Tytuł nowego tomu wierszy Grzegorza Kwiatkowskiego przywodzi na myśl wierszyk Jana Brzechwy, fragment z jego zwierzyńca, w którym uzasadniona fleksyjnie forma „sową” pojawia się i zamyka znamienną, znaną wszystkim dzieciom antynomię:

Sowa
Przed słońcem się chowa,
A słońce przed sową nie.
To, doprawdy, dziwi mnie.

Nie jest to sowa Minerwy, jest to sowa na miarę dziecięcej wyobraźni, co nie znaczy, że nie jest mroczna. W zdziwieniu tkwi bowiem osłabiony, lecz niewątpliwy respekt przed ptakiem nocy. Nie byłoby jednak tego obrazka, gdyby nie coś jeszcze: zmysł symetrii, łatwość cięcia świata wzdłuż linii światła i ciemności. Czasem takie ascetycznie sformułowane przeciwstawienie otwiera głębię, którą wypełnia metafizyczna trwoga. Temu służą w poezji sowy i szerzej – sowiość.

Poezja Kwiatkowskiego ma w sobie coś z tego radykalizmu wiersza dla dzieci. Wiem: zaskakująca konstatacja, zwłaszcza że „sową” to po prostu jedno ze słów zaplątanych w jego nowych wierszach. A jednak rządzi w nich nie tyle dziecięca wyobraźnia, nie dorosły paradoks, nie cienka ironia, nie czysty skrót faktograficzny, lecz przede wszystkim lapidarny ton, w którym komunikuje się nam pozorne oczywistości. Myśli, które z takim przyzwoleniem na okrucieństwo wypowiedzieć może tylko dziecko albo szaleniec. Przeczytajmy fragment:

sową

czemu nie wypychamy ciał zmarłych?
mój ojciec już zawsze wita mnie w salonie
matka trzyma na rękach zmarłego brata
i ja niestrofowany i wysłuchany
mający zawsze ostatnie słowo
decydujący o tym w co są ubrani
lecz jeśli pogniewam się
to ich w kominku spalę
i zastąpię lisem albo sową

Jeśli przyjąć, że wiersze tytułowe niosą przesłanie całej książki, ten sprawia wrażenie, iż za wyobrażonym okrucieństwem stoi podmiot dziecięcy. Albo ktoś, kto z dezynwolturą właściwą tym, którzy nie zaznali doświadczenia i odpowiedzialności, może wyznać, czego nie wyzna dorosły. Okrucieństwo animalnego, a może raczej – ludzkiego odruchu. Animalność bowiem zdaje się u Kwiatkowskiego mniej podważalna etycznie niż człowieczość, której się nie ocenia, ale się ją wystawia, pokazuje w pozbawionych patosu mikrodramach.

Praktyczno-artystyczne pytanie o przedstawienie zła jest osią refleksji Kwiatkowskiego. Jak jednak pisać o śmierci, eksterminacji, ciemnych lękach, złu, nienawiści, gdy nie jest się ich świadkiem? Można spróbować zdać się na role (czy awatary) tych, którzy są jenseits von Gut und Böse, poza dobrem i złem. Czyli znów: dzieci i szaleńców. Ktoś mógłby powiedzieć: ależ dziecko to empatia, niewinność cierpienia. To prawda, ale dziecko to także Władca Much. Przejmująco pisał o tym kiedyś Andrzej Kijowski. Jednym słowem: można z takiego rozpoznania wyciągnąć wszelkie możliwe konsekwencje, balansując na cienkiej granicy przyzwolenia. Ryzykowna to sprawa. Toteż formuła tych wierszy zastanawia i – po przemyśleniu – okazuje się jednym z możliwych wariantów radzenia sobie z surową materią świata. Kluczowa jest jednak kwestia tonu – dość przeczytać:

Świat jako wola i wyobrażenie

jako chłopca dręczyły mnie wyobrażone choroby i kłótnie
widma pożarów i powodzi
upadających miast
nagłych śmierci w rodzinie
bankructw i samotności
a gdy w późniejszych latach wszystkiego tego doświadczyłem
napisałem książkę

Można by rzec: no proszę, taki młody, a już doświadczył pożarów, powodzi i rujnowanych miast, pewno wszystkiego naraz, nieszczęśnik. Kto tu jednak mówi? Kim to się mówi, z czyjego losu robi się tutaj tubę? Znów zderzamy się w wierszu z lapidarnością skrótu i naiwnością sformułowań, prostotą deklaracji – tu uderza zwłaszcza dziecinnie niefrasobliwe „napisałem książkę”. A może autor tekstu po prostu nie przeczytał Schopenhauera i używa potocznego rozumienia tytułu jego sławnej rozprawy? A może świadomie testuje warianty? Jak wiadomo, Vorstellung tłumaczy się dziś raczej jako przedstawienie niż wyobrażenie. Tymczasem „ja” mówiące bez wątpienia sobie właśnie różne tragedie wyobraża, działając z nadmierną, by tak rzec, prostotą, którą można zinterpretować jako spłycenie refleksji, banalizację, pójście na (nadmierne) skróty. Można jednak w tej wyliczankowej konwencji doszukać się innego, nekrologowego skrótu, co nie jest nieuzasadnione, zważywszy na to, że poezja Kwiatkowskiego to kolekcja swoiście rozumianych nekrologów (i nie myślę tylko o Sową). Wyobrażenie wyobrażeń jako lęków dzieciństwa, wiodące do prostej konkluzji: „napisałem książkę”, kreśli horyzont poznawczy z dwóch (sprzecznych lub nie) tendencji – przemawiania jakby spoza historii oraz naiwności poznawczej dziecka (niestety, Świat, poema naiwne został już napisany). Jeśli dodać oczywistość, że życie i historia nie są krainą idylli, a ziemia zrówna wszystkich – widnokrąg Kwiatkowskiego zarysuje się w pełni. „Napisałem książkę” bez żadnego mentalnego suplementu powiedzieć dziś można tylko głosem dziecka lub z drugiego brzegu. W tym przypadku postawa „z drugiego brzegu” siłą rzeczy oznacza lirykę roli, co wiedzie wprost do syntezy minimalizmu z wysokim poziomem sztuczności. Tu nie ma miejsca na spontaniczność, tu cięcie następuje po kolejnym cięciu, dając nam wiersze ścieśnione do wiązki wzajem się oświetlających, ale i atakujących, znoszących, prowokujących się wzajem stwierdzeń:

urodziłam

trzymałam synka ale on był już martwy
udusił się pod moim ciężarem
i ciężarem ciał które mnie przygniatały
nie zabiła go kula niestety
w środku nocy odzyskałam przytomność
i wyczołgałam się spod ciał z jamy
ale porzuciłam mojego synka
mojego małego synka
którego poczęłam i urodziłam

Zauważmy, że zawód związany ze śmiercią nie od kuli jesteśmy jeszcze w stanie przyjąć, gdy mówi o nim matka, która ma do wyboru tylko wariant śmierci dziecka pod ciężarem ciał, w tym jej ciała. I właśnie to najbardziej drastyczne z drastycznych jej się przytrafia. Dlaczego jednak fraza o porzuceniu dziecka? Owszem, odejście od zwłok jest zawsze porzuceniem, ale czy trzeba nam to mówić w tak lapidarnym skrócie? A może właśnie ten skrót, gwałcący potrzebę pogłębienia i przyczynowo-skutkowych następstw ma być odpowiedzią na taki stan rzeczy, nad którym albo przechodzi się po przykrótkiej kładce paru prostych formuł, albo wstrzymuje się pochód wiersza? Jedno pewne, że typowe dla wierszy Kwiatkowskiego jest to, co mamy w „urodziłam”, a jeszcze wyraźniej w wierszu „Carl Fuchs, ur. 1838 zm. 1922”: zamiłowanie do nicowania egzystencjalnych oczywistości, do łamania kręgosłupa wynikaniu, do rezygnacji z wyjaśnień. Czy się temu wierzy, to już sprawa czytelnika.”

Eliza Kącka, www.biuroliterackie.pl

FacebookTwitter