„Jestem zdecydowanym zwolennikiem maksymy „wszystko już było”. Przynajmniej jeśli chodzi o muzykę. Nic nie rodzi się w próżni i każde, nawet najbardziej wykręcone i niekonwencjonalne granie ma swoje odniesienia gdzieś w przeszłości. Od czasu do czasu pojawiają się jednak ludzie, którzy z tej przebogatej spuścizny korzystają z niebywałym wyczuciem, a tworzone przez nich grupy otwarcie podchodzą do rozmaitych muzycznych tradycji, łącząc je w sposób zupełnie własny. Jedną z takich grup jest trójmiejski kwartet Trupa Trupa. Jego intrygujący debiut, został przyćmiony drugą, wydaną niemal dwa lata temu płytą, a tę z kolei przebił album, który ukazał się dosłownie przed paroma dniami.
Płyta zawiera jedenaście utworów. W głównej mierze są to po prostu piosenki. Melancholijne, nostalgiczne melodie wtopione zostają tu jednak w bardzo osobliwy, często dość mroczny klimat. Avant – popowa estetyka kontrowana jest na „Headache” jazgotem gitar i wrzaskliwymi wokalami, a psychodeliczne wizje, zderzają się z masywną ścianą dźwięku. Album jest dziełem doskonale zaplanowanym jako całość, a żaden z jej elementów nie pozostawia słuchacza obojętnym. Zwłaszcza druga część płyty zwyczajnie powala. Zaczynając od oniryczno–minimalistycznego „Wasteland”, przez bitelsowską balladę „Rise and fall” dochodzimy do najdłuższego na krążku, utworu tytułowego, gdzie muzycy w sposób niesamowity budują napięcie, by w końcu doprowadzić swoją noisową mantrę do obłędnego finału. Chwilę oddechu po tym hipnotycznym tripie przynosi rozmarzony „Unbelievable”, ale zamykający album „Picture yourself” znów zaprasza nas do transowego tańca. Uważajcie. To niebezpiecznie wciągający, mocno psychoaktywny kawałek. Kapitalne podsumowanie całego materiału.
Podobnie jak na swoich poprzednich krążkach Trupa do kwadratu odwołuje się do muzycznego dziedzictwa lat 60., ale robi to w sposób jeszcze bardziej oryginalny. Słychać tu też odniesienia do twórczości Sonic Youth, grup krautrockowych czy sceny brytyjskiej. Z tym, że trójmiejscy muzycy, w miejsce oczywistych zapożyczeń i dosłownych cytatów wykorzystują raczej klimat tamtych brzmień, nasycają je własnymi emocjami i składają w kompozycje całkowicie współczesne. Utwory przybierają otwartą formułę, stając się idealnym podglebiem dla wykonań na żywo. Taki „Getting older” mógłby – myślę, że nie tylko dla mojej przyjemności – w wersji koncertowej trwać dwukrotnie, albo i trzykrotnie dłużej. Zwraca też uwagę brzmienie całego materiału, bardzo naturalne i plastyczne. Również w tym aspekcie „Headache” jest dużo dojrzalszy od swoich poprzedników.
Płytę wydała brytyjska wytwórnia Blue Tapes and X-Ray Records. Z pewnością pomoże to zespołowi, do spółki z anglojęzycznymi tekstami, w szerszym zaistnieniu na tamtejszym rynku. Trupa Trupa na „Headache” jawi się jako w pełni dojrzała grupa, idąca własną drogą, bez oglądania się na mody. Zaś sam album, to bardzo konkretny kandydat do miana polskiej płyty 2015. A przy okazji knebel mocno wciśnięty w gęby bajdurzące o śmierci rocka.”