Skip to content

Recenzja Radości – Tygodnik „W Sieci”

„Grzegorz Kwiatkowski to człowiek młody i dobrze ułożony, cokolwiek może nerwowy, ale to akurat wynikać może z przyczyn zawodowych. Oprócz bowiem tego, że jest Kwiatkowski wokalistą w świetnej kapeli Trupa Trupa, w której nerw Hendrixa walczy o lepsze z dzikością The Stooges, jest również poetą, w dodatku całkowicie owładniętym obsesją względności dobra i zła.

„to oczywiste że śmierć nie jest już dla mnie tym samym co kiedyś
nie przeraża mnie już tak jak powinna (…)
widziałam psy zjadające trupy
dziewczyny które gniły z kijem między nogami
byli częścią pejzażu
jak drzewa i cała reszta”

– napisał w wierszu „Sylvie Umubyeyi, ur. 1974”, cytując zresztą tytułową bohaterkę – świadka masowych mordów w Rwandzie.

Tak… Nie oszczędza nam Kwiatkowski brutalności i krwi. Ktoś odcina „tępą piłą głowę” osiemnastoletniej Dory Drogoj, ktoś inny „młóci za młynem Żydówkę i podrzyna jej gardło”, jeszcze ktoś natyka się na „kilka trupów w mule rzeki”. Zazwyczaj dzieje się to wszystko w ponurej scenerii holokaustu, ale nie jest to zasadą. Kwiatkowskiemu nie chodzi o granie na emocjach, czy podsycanie pamięci o mrokach okresu wojny – dokładnie to samo zło widzi choćby w tym facecie z „Bezpiecznej”, który idzie do burdelu, by powstrzymać się przed molestowaniem córki, a spędza w nim wieczór z molestowaną córką, tyle, że nie swoją.

O co więc mu chodzi? Otóż interesuje go mechanika zła. Z pasją młodego inżyniera rozbiera wszystko na części pierwsze, dociera do sedna, tylko po to, by sprawdzić jak to właściwie działa. Czy zło tkwi w samym człowieku – jak jakiś mostek czy śledziona? A może dopiero wykształca się pod wpływem okoliczności, byłoby więc czymś w rodzaju psychicznego nowotworu?

„braciszek przyniósł mi skrwawione włosy matki
z odpryskami mózgu
i powiedział: przecież zające też robią doły
to dlaczego my mamy być gorsze od zajęcy?”

Kwiatkowski odpowiedzi na te wszystkie pytania oczywiście nie znajduje – nikt nie znalazł mimo paru tysięcy lat całkiem intensywnych poszukiwań – ale nie da się ukryć, że stara się je odnaleźć w doskonałym stylu.

Jego wiersze są czymś w rodzaju zminimalizowanego do skrajnie ascetycznej formuły reportażu. Jak dziennikarz znajduje konkretną sprawę, przepytuje świadków i sprawców, pozwala im mówić… tylko puentę pozostawia w zawieszeniu – dość odważnie ufając inteligencji i wrażliwości czytelnika. Pozornie jest reporterem beznamiętnym, ot przedstawia fakty i zazwyczaj pozostawia bez komentarza, co nawiasem mówiąc rewelacyjnie multiplikuje efekt. Swoją opinię ma chyba jednak wypracowaną. I zamykający tomik wiersz „kinderszenen” dość jasno przekonuje, że jest ona wyprana z jakichkolwiek złudzeń:

„mówił, że wypuszczałby wszystkich nazistów z więzień
>niech biegną do swoich alpejskich posiadłości
ostrzą ołówki i zabierają się za spisywanie życiorysów i wspomnień<
kiedyś myślał że z poczucia winy pękną im mózgi
ale pożył dłużej…”

Wojciech Lada,  Tygodnik „W Sieci”

FacebookTwitter