Skip to content

Recenzja Spalania – Kwartalnik Szafa

„W tym roku światło dzienne ujrzała druga część trylogii poetyckiej Grzegorza Kwiatkowskiego pt. „Spalanie”. Tom zawiera 22 wiersze i kontynuuje temat podjęty już w otwierających trylogię, w roku 2013 „Radościach”. Minimalistyczna stylistyka poezji gdańszczanina rodem z Edgara Lee Mastersa, tematyką oscyluje wokół holocaustu jako przykładu odczłowieczenia ludzkości.

Trylogia – to może nieudomowiona forma dla poezji. Cieszę się, że autor jednak sięga po zabiegi do tej pory oswojone przez inne rodzaje literackie, ponieważ to , co ma do powiedzenia musi opaść na dno, by pojawił się jego kolejny głos w sprawie.

W wywiadzie udzielonym Przemysławowi Guldzie Kwiatkowski mówi, że jesteśmy zwierzętami, chociaż od zwierzęcości swojej uciekamy. Tak, to odwieczna walka natury z kulturą, która, jak pisał Z. Freud jest źródłem cierpień. Czytając wiersz z tomu „Spalanie” pt. „Lekcja estetyki w masowym grobie”, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że człowiek jest tu jedynie maszynką, której zepsuło się oprogramowanie i nie potrafi już odpowiednio dobrać metody do zadania.

„oficer Schubert
potomek Schuberta
jeździł na rozstrzeliwania
i wygwizdywał sobie piosenki przodka.”

Czy „Lekcja estetyki IV”

„pojechał do Oświęcimia
ubrany na galowo
jak na pogrzeb
albo na ślub (…)”

Kultura mająca nas uwznioślić, oderwać od brutalnego świata zwierząt pewnie spełnia swoje zadania, ale my dawno już pogubiliśmy się w tym, czego naprawdę chcemy. Człowiek nigdy nie wiedział, czy chce być ludzki, demokratyczny, współczujący, czy chce pracować właśnie nad tymi właściwościami.

Ulegamy zwierzęcości, brutalności, pragnieniu krwi. To już nie walka o więcej ziemi, kiełbasy czy złota. To powrót do świata, w którym nie byliśmy ludźmi.

Kwiatkowski pisze o tym w taki właśnie sposób, by pokazać, jak bardzo jesteśmy bezsilni wobec idei, która w końcu izoluje nas od świata rozumu. Pcha nas w rejony, po których chodzimy ślepi i po omacku. Tu zabija się bez nienawiści, bez idei, bez nadawania zabijaniu pokrętnego sensu, zabija się tu bez przymusu i nie dla samoobrony. Zabijanie pełni rolę jakiegoś bliżej niezdefiniowanego obrzędu, który jeszcze nie jest usankcjonowany w kulturze, może to tylko incydent, może nie przyjmie się ta forma rozrywki? Taki sposób zabijania odziera ofiarę z jej człowieczeństwa najgłębiej. Zabijanie jako źródło łatwej rozrywki. Rozrywki pozbawionej refleksji.

To zło jest w każdym z nas, udowadnia Grzegorz Kwiatkowski. Nie wiadomo tylko kiedy się ujawni, jakich okoliczności potrzebuje, by nabrać krzepy, która przebije się przez pancerz zdobyczy kultury. Jeżeli wierzyć wspomnianemu Freudowi, kultura została narzucona większości przez mniejszość, zapewne tę mającą więcej siły, władzy. Kultura w ogóle powstała dla utrzymywania władzy, trzymania w ryzach mogących zagrozić tronowi. Kultura to zdobycze techniki, ale i prawo. Jedno i drugie można wykorzystać lub nagle zmienić, ewentualnie zniszczyć i stworzyć inne.

To główny temat „Spalania”. Niszczenie w imię, być może idei, pomyślanej przez jednostkę. Narzędzia tej jednostki w postaci innych ludzi to już maszyny nie widzące w tym większego sensu. Działają w imię narzuconej zasady, punktu w regulaminie, którego należy przestrzegać, przeciwko jakiemu nie chcemy się buntować.

Dlatego ginęli i giną ludzie. Nie ma przed tym ratunku, ucieczki. Nikt nie ucieknie w kulturę, ponieważ ona jest tylko córką naszej natury. Te stwierdzenia próbuje podważyć „Lekcja estetyki III”:

„podczas rzezi mocno się postarzałem
gdybym wcześniej o tym wiedział
nie zabijałbym”

A może zabijanie, tego rodzaju rozrywka jednak nie jest warta poświęcania dla niej dobrego wyglądu, wizerunku. Na pewno kolejny raz ofiara pozbawiona zostaje resztek godności. Tu nie ma nawet złości. To kolejny ważny temat w nowym tomie Grzegorza Kwiatkowskiego. Ofiary pozbawione resztek godności.

Podmiot liryczny mówi w wierszach Kwiatkowskiego jak zwykle w sposób pozbawiony emocji. Sprowadzony do roli umęczonego wydarzeniami świadka zdaje relację jakby w lekkim oszołomieniu. Pomija pewne istotne szczegóły a niby nieważne incydenty czyni porażającymi zmysły i uczucia wydarzeniami. Co istotne tom tych wierszy to wielogłos, w którym słychać kilka osób mówiących. To kobieta z dzieckiem w lesie, hitlerowcy układający ciała ludzkie jak drewno.

Książka pełna ludzi przypadkowych, rachitycznych kalek, analfabetów wmieszanych w tłum bawarskich dzieci oraz łez. Tu już nie ma tyle krwi, co w poprzedniej książce. Tu są łzy i pustka. Samotność. Ciężka i pozbawiona złudzeń. Gdzieś słychać oddech człowieka. Nie wiadomo tylko czy to oddech kolejnej ofiary czy kata. W „Spalaniu” na jedno wychodzi.”

Marcin Włodarski, kwartalnik Szafa

FacebookTwitter