„Nowy tomik Grzegorza Kwiatkowskiego buduje seria mikroobrazów epatujących ludzką agresją, okrucieństwem i przemocą. Podkopują one wszelkie mity konstruujące jednostkową tożsamość, takie jak rodzina, przyjaźń czy miłość. Człowiek Kwiatkowskiego to istota pozbawiona uczuć, egoistycznie zaspokajająca swoje potrzeby, całkowicie zaprzedana Tanatosowi i bezwolnie podporządkowana darwinowskiemu prawu walki. Kolejne wiersze poety demaskują przyrodzone tej istocie cechy, dając wgląd w zakamarki jej ciemnej natury. Inicjujący tomik wiersz Spalanie dotyka problemu anihilacji jednostkowych więzi. Mówiący, wspominając zmarłego przyjaciela, orientuje się, że daje sobie świetnie bez niego radę, że wręcz wyczekiwał jego śmierci mimo, że byli kiedyś nierozłączni. Jak stwierdza „wreszcie umarłeś/ale szybko pojawił się ktoś nowy/i dobrze wypełnił mi twój brak (…)”.
Przywołuję pierwszy z wierzy, ponieważ zakreśla on tematykę całego tomiku. Oddaje także kierującą nim ideę, zawartą w słowach „energia/energia”, „spalanie/spalanie”. Energia tkwi w języku, który jest językiem działania. Krótkim i zdynamizowanym przez czasowniki tekstom daleko od patetycznego liryzmu. To utwory wręcz sprawozdawcze, przybierające nieraz formę oskarżenia, nieraz poetyckiego reportażu. Tomik nie ma jednak na celu upamiętnienia pokrzywdzonych w dwudziestowiecznej masakrze. Przywołanie wojennych scen to raczej punkt wyjścia do analizy ludzkiej natury i pochylenia się nad antropologią zła, której próbkę daje nam Kwiatkowski w Radościach, będących preludium Spalania.
W Spalaniu autor kreśli oryginalną wizję ujmowania „człowieka”, sprowadzającą się do wykrajania-wypalania z niego tego, co ludzkie. Z człowieka pozostały już tylko imiona i nazwiska. Wśród bohaterów tomiku znajdziemy między innymi Adolfa Eichmanna, Wilhelma Koppe oraz ofiary wojennej przemocy. Ludzie ci odarci są z głębi przeżywania i refleksji. Ich zasadniczy problem polega na tym, że nie potrafią zobaczyć człowieka w człowieku. Kieruje nimi logika zysków i strat. Są niczym niezaspokojone zwierzęta, pragnące wydrzeć światu wszystko, co cenne. Jako tacy, przypominają puszczone w ruch maszyny, którym obca jest jakakolwiek moralność. „Podczas rzezi mocno się postarzałem/i gdybym wcześniej o tym wiedział/nie zabijałbym”, czytamy w lekcji estetyki III. To także ludzie gardzący słabością, kapitulujący przed światem i stający się dla niego ciężarem: „nie chcę wydawać na świat słabych dzieci wieku starczego/które będą oskarżać ojca o swoje marne zdrowie/a skoro już zostały poczęte/wolę utopić się w rzece/ niż żeby one same chciały mi to zrobić/”, stwierdza mówiący w wierszu zrobić.
Minimalistyczna forma wierszy sprawia, że to, co prezentują staje się w pewien sposób bezdyskusyjne. Przybierające formę epitafium utwory, to świadectwa pewnego stanu rzeczy, którego nie sposób wytłumaczyć i którego nie da się zmienić. Taki jest „człowiek” – zdaje się mówić Kwiatkowski. Być może zebrane w tomiku wiersze należałoby potraktować jako ironiczną formę wskrzeszenia niewygodnych faktów o (nie)ludzkim „ja”. Rozdrapywanie ran, przedzieranie się przez traumy, ceremonia ludzkiej rzezi nie pomagają odpowiedzieć na pytanie unde malum? Strategia Spalania jest inna. Poeta raczy nas fatalistycznymi i wyjaskrawionymi wizjami, które są jak mina podłożona pod system wartości, jakim zwykliśmy się kierować. Poeta nie pyta więc skąd zło, lecz stwierdza jego fundamentalność i prowokuje do dyskusji. Jego utwory można czytać jako projekt nowej etyki, która nie wspiera się na binarnych opozycjach dobro – zło, przypisujących temu pierwszemu wyższość nad drugim. Choć autor przywraca wagę złu, nie oznacza to, że je afirmuje. W tym, co marginalizowane szuka po prostu siły napędowej swojej twórczości i siły do rewizji wyobrażeń narosłych wokół humanistycznej wizji „ja”.
Człowiek staje się oczywistym naddatkiem w świecie. To już nie tylko świat pastwi się nad człowiekiem, lecz człowiek dręczy go swoim spotworniałym istnieniem. Zło jest czymś wyrastającym z jednostki, a nie zjawiskiem przychodzącym z zewnątrz. Brutalność znajduje uzasadnienie w człowieku jako takim. To człowiek ciąży światu. Ziemia dźwiga tych, którzy przestali odczuwać i zostali wykastrowani z elementarnych odruchów empatii. Ludzie ci nie myślą w ogóle, albo myślą o śmierci. W tym świecie nie da się żyć – jest duszno od agonii i kiełkującego zła, które zewsząd się rozplenia. Kultura jest w nim nieobecna – wypala się wraz z godnością homo sapiens. Zwierzęco-ludzki twór nie zasługuje nawet na imię, jest podrzutkiem, czymś obcym, zakamuflowanym medium okrucieństwa. „Choroby i wirusy posiadają imię” (dać), lecz nie to coś.
Na rejestrowaniu brutalności się nie kończy. Ograniczenie się do eksploracji mrocznych instynktów nie byłoby wszak niczym nowatorskim. Spalanie pokazuje, że brutalność szuka swojego uzasadnienia w życiu, a wszelkie próby jej kryminalizacji na nic się zdają. Odnawia się wręcz samoistnie w chwilach kryzysu, gdy wartości, według których zwykliśmy żyć, przestają działać. Skoro zło i jego warianty to zakorzenione w tkance ludzkiej dyspozycje, których nie sposób zwalczyć mrzonkami o dobru, konieczne wydaje się szukanie języka do ich wyrażania i opisu. Ekspresja zła to jedyna sensowna forma negocjacji z ciemną stroną (nie)ludzkiej natury. Zło ukryte to zło niepoddane kontroli. Jest jak tykająca bomba i może lada moment wybuchnąć. Szukanie języka do wyrażenia zła, to zarazem szukanie instrumentów pozwalających je okiełznać.
Tak jak niełatwo konfrontować się z agresją czy złem, tak niełatwo pisać o tomiku Grzegorza Kwiatkowskiego. Biorąc w ręce Spalanie trzeba otworzyć się na nowy wymiar wrażliwości i rozumienia, który może daleko wykraczać poza nasze percepcyjne nawyki. Głos Kwiatkowskiego jest wszak rewizyjny i odważny, a czytanie go staje się nie lada wyzwaniem i intelektualną przygodą.”