Skip to content

Recenzja w Gazecie Wyborczej

„Każdy z dotychczas wydanych tomów Grzegorza Kwiatkowskiego był jak silny cios w sam środek głowy. Wszystkie trzy zebrane razem powalą nawet najsilniejszego. Z pozoru to nic wielkiego – wznowienie (wydanych zresztą dość niedawno) wierszy, a jednocześnie część większego projektu, polegającego na wydaniach nowej polskiej poezji w dwujęzycznych, polsko-angielskich edycjach – tak, by przybliżyć je zagranicznemu czytelnikowi. W nie do końca chyba zamierzony sposób pomysł zaprezentowania angielskojęzycznemu czytelnikowi twórczości Grzegorza Kwiatkowskiego, młodego twórcy z Trójmiasta, zaowocował wydawnictwem, które jest czymś więcej niż tylko prostą sumą jego składników. To zestaw trzech wydanych dotychczas tomów Kwiatkowskiego: “Przeprawy” (opublikowanej oryginalnie w 2008 roku), “Eine Kleine Todesmusik” z roku 2009 i o rok młodszego zbioru “Osłabić”. Tomów, które same w sobie zdążyły już zrobić sporo zamieszania na rodzimej scenie poetyckiej: zbierały znakomite recenzje największych autorytetów w świecie polskiej poezji (m.in.: Henryka Berezy, Romana Honeta, Józefa Barana), zwracały uwagę jurorów najważniejszych laurów literackich, budziły emocje wśród czytelników. Całość trafia do czytelnika pod wspólnym tytułem “Powinni się nie urodzić” – swoistym leitmotivem, pojawiającym się w kilku wierszach z najnowszego tomu, stanowiącym także tytuł wspólnego poetycko-plastycznego projektu, który Kwiatkowski przygotował kilka miesięcy temu z gdańskimi artystami Maciejem Salamonem i Maciejem Chodzińskim. Trafia do czytelnika w postaci trzech osobnych książek, ale utrzymanych w tej samej szacie graficznej i edytorskiej. Na tę ostatnią warto swoją drogą zwrócić szczególną uwagę – tomy przygotowane są bowiem według zasad antycznej japońskiej sztuki introligatorskiej: poszczególne kartki są ręcznie zszywane za pomocą widocznej na brzegu każdej książki dratwy. Wiersze Kwiatkowskiego nie są w żaden sposób miłe, łagodne i w tradycyjny poetycki sposób piękne. Wręcz przeciwnie – są zimne, odpychające, surowe. Pełne obrazów, które zwykle przegania się sprzed oczu. Ale tych pozbyć się nie da, tym bardziej, kiedy ma się świadomość, jak bardzo są prawdziwe. Bo Kwiatkowski, nie bacząc na odór, na śliskość, na nieustający rozpad materii, o której pisze, sięga po nią głęboko w trzewia rzeczywistości i rzuca czytelnikowi w twarz, to co przylepi mu się do palców. W trzyczęściowym zestawie widać to wszystko jeszcze dokładniej, jeszcze wyraźniej czuć smród, jeszcze bujniej tryska krew, pot, sperma i inne fizjologiczne wydzieliny. W tym zestawie poznać można od razu konsekwencję poety w opisywaniu rzeczywistości, spójność jego spojrzenia na wszystko, co się dzieje w jej ramach: czy to będą żołnierze gwałcący kobiety swoich wrogów, czy matki niepotrafiące zapewnić przetrwania dzieciom, czy szaleńcy, wciągający w chorobę tych, którzy ich najbardziej kochają. Te wszystkie opowieści Kwiatkowskiego, które umieszcza w kolejnych wierszach – poeta posługuje się bardzo epickim sposobem pisania – układają się w jedną całość, jakby były małymi częściami tego samego obrazu, który ktoś pociął jak puzzle i rozrzucił. Teraz, kiedy czyta się ten potrójny zestaw, można mieć wrażenie, jakby puzzle znów zostały ułożone w jedną całość. I dopiero teraz dociera do czytelnika ogrom potworności, które się na tym obrazku znajdują.”

Przemysław Gulda, Gazeta Wyborcza

FacebookTwitter