Skip to content

Wywiad na łamach październikowej Odry

W najnowszej książce Sową powracasz do bardziej podniosłego tonu, czemu teraz, czemu tak?

– To jest na razie projekt ale mam nadzieję, że właśnie w takiej formie ukaże się w przyszłym roku i tym samym zamknie trylogię, którą zapoczątkowały w 2013 roku Radości. Rzeczywiście ton Sową jest bliski temu z Radości a dalszy temu z drugiej części, czyli ze Spalania. Chciałem aby środkowa część trylogii była oddechem i aby oprawcy wypowiadali się lekko i delikatnie, bez och i ach i o Boże ale raczej aby z zadowolenia śpiewali. Ale zakończenie tej przyszłej trylogii powinno być chyba z przytupem chociaż ja widzę tam nie podniosłość a skrajną absurdalność i antyświat ale też zarazem świat.

W swoich wierszach wybrałeś role chłodnego obserwatora największych dramatów XX, skąd wybór i formy i treści?

Moje wiersze opowiadają różne historie, nie tylko przez duże h ale też historie patologii domowych. Ważna jest dla mnie liryka maski ponieważ podoba mi się taki typ poezji typu Masters albo Miłosz a skoro tak to próbuję podobnie ale jednak mam nadzieję po swojemu. A jeśli chodzi o wojnę to dla mnie był to kontekst dziecięco naturalny tzn. pierwsze wycieczki dziecięce odbywały się na Westerplatte, potem do Stutthofu z dziadkiem więźniem i potem brnąłem w to mocniej i mocniej i głębiej i dalej. Wiele lat później moim sąsiadem na wsi okazał się Albin Ossowski, więzień Birkenau a wcześniej egzekutor AK i to się jeszcze bardziej zapętliło i pogłębiło. Do tego doszły wczesne dokumenty i fabuły Herzoga, filmy Lanzmanna, dużo literatury z jednej strony typu Walt Whitman i Masters i typu Tomasz Mann, a z drugiej strony dużo literatury obozowej i tak to się jakoś wszystko u mnie wymieszało. Ale w tym wszystkim chodzi mi jednak o ciągle aktualną i stałą potencjalność wojowniczej i agresywnej natury ludzkiej a nie jakieś stare złe czasy chociaż trzeba przyznać, że druga wojna i to co działo się szczególnie na terenie Polski stanowiło potężne ekstremum oby nigdy nie do przeskoczenia.

Mimo historycznego anturażu, Twoje wiersze zyskują coraz bardziej na aktualności w kontekście dzisiejszej fali rasizmu i ksenofobii. obawiasz się powtórki z lat trzydziestych?

No właśnie. Moje widzenie świata i ludzi i siebie jest takie, że zawsze i wszędzie obawiałbym i obawiam się powtórki z lat trzydziestych.

Ponoć przyczyniłeś się do ważnego odkrycia z czasów II wojny światowej. Mógłbyś opowiedzieć trochę więcej o tym co udało Ci się odkryć?

Razem z moim przyjacielem Rafałem Wojczalem z zespołu Trupa Trupa przy okazji kręcenia dokumentu o Panu Albinie Ossowskim natrafiliśmy w lesie już poza terenem muzeum Stutthof (ale dosłownie kilkadziesiąt metrów od płotu) na prawdopodobnie aż kilkaset tysięcy par butów ofiar wielu obozów koncentracyjnych ponieważ Stutthof był centrum reperacyjnym. W każdym razie te buty były po wyzwoleniu w 45 roku przez Armię Czerwoną zewidencjowane i sfotografowane i było ich pół miliona ale najprawdopodobniej w 62 roku kiedy budowano muzeum ówczesny dyrektor z pomocą dzieci z pobliskiej szkoły podstawowej zakopał je w lesie. Ciekawe, że próba zainteresowania tym znaleziskiem władz muzeum okazała się ciężka i wręcz niemożliwa. Dlatego kilka miesięcy później zgłosiliśmy sprawę mediom i pisała o tym większość mediów polskich i też media światowe np. Daily Telegraph i dopiero po tej nawałnicy medialnej władze muzeum coś z tym zaczynają robić chociaż jeszcze 2 miesiące temu buty leżały w tym samym miejscu co kiedyś. Wiem bo sprawdzałem i będę sprawdzał dalej. Ale przynajmniej pod wpływem nacisków medialnych władze muzeum złożyły oficjalną deklarację że na terenie poza muzeum, czyli na terenie 100 hektarów, na którym mieścił się oryginalnie obóz, odbędą się prace archeologiczne.

Kogo wymieniłbyś wśród swoich mistrzów. Od razu narzuca się Lee Edgar Master i jego Umarli ze Spoon River, kto jeszcze?

I Edgar Lee Masters i Walt Whitman i Czesław Miłosz i Eliot i Larkin ale też i Sandor Marai, Ernst Junger, Thomas Bernhard, Sebald, Thomas Mann, Franz Kafka, Hermann Broch i tak dalej i tak dalej.

Konsekwentnie rozwijasz swoją karierę jako członek zespołu Trupa Trupa, opowiesz trochę więcej o tym projekcie?

Trupa Trupa to oczywiście nie tylko ja ale przede wszystkim Tomek Pawluczuk, Wojtek Juchniewicz i Rafał Wojczal. Od 2015 roku nagrywamy dla brytyjskiej wytwórni Blue Tapes and X-Ray Records, która wydaje takich artystów jak m.in. Tashi Dorji, Mats Gustafsson, Katie Gately, Father Murphy. Efektem współpracy z wytwórnią jest wydany na dwóch nośnikach, bardzo dobrze przyjęty przez polską i zagraniczną krytykę album Headache. Zebraliśmy naprawdę wspaniałe recenzje w najważniejszych muzycznych miejscach na świecie. Finałem tej nawałnicy było podsumowanie muzyczne roku Los Angeles Times, na łamach którego Sasha Frere Jones, czyli jeden z najważniejszych panów od muzyki uznał Trupę za jeden z najważniejszych zespołów rockowych na świecie a płytę Headache za jeden z najlepszych krążków 2015 roku. Najpewniej zimą tego roku nagramy kolejną płytę, która zostanie prawdopodobnie wydana jako koprodukcja 3 wytwórni – angielskiej, nowojorskiej i francuskiej ale szczegóły wkrótce.

Praktycznie zawsze odmawiasz udziału w festiwalach literackich, dlaczego?

Powodem jest a raczej była niechęć do publicznego czytania wierszy ponieważ moim zdaniem liryka maski rządzi się swoimi prawami. Ale warto też dodać że ja takich zaproszeń miałem zawsze bardzo mało a po drugie to się trochę zmieniło ponieważ byłem ostatnio na festiwalach literackich i w Oslo, i w Wilnie i jednak czytałem i przeżyłem (śmiech). Chociaż najchętniej jeżdżę nie na festiwale ale na rezydencje pisarskie. Do tej pory byłem Stypendystą Międzynarodowego Domu Pisarzy w Grazu a dosłownie przed chwilą zakończyłem wiedeńską rezydencje Kulturkontakt. Takie dłuższe pobyty w jednym miejscu są naprawdę dobrym czasem do pisania i eksplorowania danego tematu. Na przykład Austria to dla mnie przede wszystkim kwestia eugeniki i projektu eutanazyjnego T4. Mam nadzieję, że kolejna przyszła książka będzie głównie temu poświęcona.

Widzisz na trójmiejskiej scenie poetyckiej jakąś nić kontynuacji? Od “dziadów” aż po “wnuków”? Czy przeciwnie fragmentaryzacja i partykularyzmy ?

Wydaje mi się, że każdy robi swoje i w samotności pieli swój ogródek i że jest dobrze tak jak jest.

Wywiad przeprowadził Przemysław Witkowski.

FacebookTwitter