Skip to content

Recenzja Radości – Paweł Paszek

„Może najlepiej na samym początku powiedzieć, że Radości – nowy, czwarty tom wierszy Grzegorza Kwiatkowskiego – w każdym wypadku zaczynają się inaczej. Urwane zdanie zawsze niesie w sobie pewną stale odnawiającą się możliwość nowego rozczytania podobnie jak to dzieje się w przypadku aforyzmu. Uściślając – Radości zaczynają się inaczej niż można pomyśleć, czy też wywnioskować z wszelkich przesłanek, którymi dysponuje się jeszcze przed samym czytaniem. Przede wszystkim jednak Radości zaczynają się inaczej, bowiem to, co inne (to, co inne, którego najwyższym stopniem w doświadczeniu obiektywnym jest inny – drugi człowiek – i jego niepowetowana krzywda) jest tematem pierwszym najnowszego tomu autora Przeprawy.

Wejście w Radości to wejście w wiersze, które dają przeświadczenie, że wszelka krzywda jest inna niż wszelkie wyobrażenie, inna niż reprezentacja, inna niż metafora i inna niż język w ogóle – krzywda jest zawsze i tylko porażeniem – jest nawiedzeniem inności. Krzywda pozbawiona limitu staje się zawsze i nieustannie inna –  odmienia się poza skłonnością języka, ponad jego mocą sprawczą. Krzywda należącą do innego zawsze staje się emanacją jego całkowitej – nieskończenie oddalonej od stojącego naprzeciw tego samego – inności.

Radości otwierają się w punkcie przecięcia wszelkich niemożliwości wyrazu, bo ich wyrazem jest krzywda, rozerwane życie, życie zmiażdżone i to, co znaczy śmierć, ale także łowienie ryb, krew saren i nagość w oranżerii.

Przechodząc do rzeczy – nie należy się dziwić, że pojawia się problem przy próbie spojrzenia krytycznoliterackiego na taki rodzaj drogi poetyckiej, która w istocie nie jest drogą tradycyjnie rozumianego wierszowania. To jest właściwie droga wierszy-głosów. Równocześnie pojawia się także problem opisu – znalezienia odpowiedniego języka, aby nie był to li tylko odpis z wierszy, a raczej wynik czytania, wynik osobowej korespondencji z głosem wiersza.

Problematyczność pisania Grzegorza Kwiatkowskiego wynika z faktu, że język poetycki został tu jakby zniesiony na rzecz głosu okazującego wydarzenie. To z całą pewnością rodzaj literatury, o którym nie da się mówić w jakiś konkretny, właściwy sposób, bowiem każda wypowiedź będzie mijać zdania i słowa, będzie obchodzić litery. Poza tym, w trakcie czytania pojawia się rozumienie, że poza konkretnym wierszem, poza konkretną reprezentacją, którą jest wiersz (choćby utwory Dora Drogoj, ur. 1923 zm. 1941, wydarł, czy bezpieczna) nie ma takiej sugestii, która mogłaby wyprowadzić z wydarzenia doświadczenia granicznego jakiś rodzaj myśli tłumaczącej, czy też wyjaśniającej. Pozostają tylko wiersze i tylko wydarzenia.

Dwadzieścia dwa głosy, które stanowią wiersze tomu Radości Grzegorza Kwiatkowskiego, to głosy biednych ludzi, głosy samego rozerwanego życia, i za każdym razem (powinienem powiedzieć za każdym wierszem) są to głosy niepodległe, zyskujące szczególną autonomię – własne prawo. Wynika to przede wszystkim z przyjęcia przez autora Przeprawy specyficznej strategii obrazowania, którą nazwałbym fragmentarycznym realizmem – skupieniem tekstowego widzenia na jakiejś partykule nieuchwytnego doświadczenia, czy szerzej, na jakimś punkcie krytycznym obrazowanej rzeczywistości. Owe pojedyncze figury wyostrzają spojrzenie i ogniskują je na niefiguratywnym wydarzeniu krzywdy, czy sytuacji ekscesu etycznego. To sprawia, że wiersze, które tworzą tom – złożone w porządku jukstapozycji – brzmią jak chór głosów artykułujących przerażenie, ból, ale także dziwny zachwyt. Autor Osłabić dokonał w swoim najnowszym tomie dokładniejszej destylacji znaczeń względem wierszy z tomów poprzednich. Prowadzi to do wyostrzenia sensów. Z tego, między innymi, wypływa jeszcze bardziej porażający charakter każdego wiersza-głosu. Dlatego Radości Grzegorza Kwiatkowskiego to dwadzieścia dwa wiersze prezentujące się jeszcze bardziej granicznie i radykalnie na tle jego dotychczasowej twórczości.

Obszary tematyczne z jakimi korespondują Radości pozwalają na szereg kontekstualizacji. Jednak ich siła tkwi w samostanowieniu – do czytania w tym wypadku nie trzeba angażować ideologicznych perspektyw, mogą okazać się błędne. Autonomia tych wierszy wypływa z języka budowanego na ruchu obiektywizacji – stąd wrażenie odpoetyzowania tego języka, a właściwie naświetlenia go wydarzeniem opisanym w wierszu. Ten sposób przedstawienia sprawia, że świadomość czytelnika zostaje po pierwsze postawiona przed sądem sumienia, a nie przed sądem estetycznym, który oczywiście także musi się pojawić i pojawia się, ale dopiero jako kolejny względem swego rodzaju etycznego porażenia. Ta korelacja, albo lepiej powiedzieć rozmowa etyki z estetyką nie jest typowym modusem artystycznego gestu w dzisiejszym horyzoncie poetyckim. Grzegorz Kwiatkowski podąża tą drogą konsekwentnie i wspaniale właściwie od samego początku. Wyjście z języka samozwrotnej tekstowej metafory na rzecz metafory egzystencjalnej to ruch wzmocnienia i skoncentrowania sensu jako możliwości wewnątrz niewyrażalnego istnienia, które jest dotknięte totalnym dramatem: śmiercią, morderstwem, całopaleniem. Wiersze zawarte w tomie Radości osiągają swego rodzaju zenit – docierają do granicy nie tyle poezji, co wyrażania w ogóle. Rzecz niebywała, bo nie dzieje się to przez uwypuklenie porażki i końca języka, które przecież przydarzają się od razu w czasie próby opisu doświadczenia przekraczającego ludzkie pojmowanie – doświadczenia będącego krytyczną chwilą egzystencji. Truizmem jest stwierdzenie, że język kończy się wraz z końcem życia, to oczywiste. Cała praca literatury właściwie polega na docieraniu do śmierci, na odkrywaniu tego ruchu i próbie demaskacji. Zawsze tak było. Są wielkie osobistości, które służą przykładami. Jednak ruch w stronę końca wyrażania, ruch wyrazu, który napotyka granicę w wierszach Grzegorza Kwiatkowskiego jest poprowadzony inną ścieżką. Oczywiście można wskazywać znamienitych patronów, ale uznaję to za zbędne. Kolejnym truizmem jest stwierdzenie, że język usiłujący wyrazić wydarzenia krytyczne takie jak Holokaust, ludobójstwo czy też po prostu jednostkową konfrontację ze śmiercią, zawsze sam siebie denuncjuje – odkrywa się jako nieskuteczny i wraca wyłącznie do siebie, nawołuje wyłącznie do swego wnętrza. Rozpatrując to wszystko z punktu widzenia historii literatury można, tak jak wspomniałem wyżej, wskazać wiele przykładów pracy nad językiem, które mają na celu przejście od języka wprost do mowy zdruzgotanej egzystencji. Można tu przywołać choćby wielką twórczość Paula Celana, która język ukazała bezpośrednio w konfrontacji z tym, co nie pojmowalne. Język autora Atemwende okazuje się od razu jako samozwrotny i sam siebie niszczący w ruchu tautologii (w tym oczywiście tkwi  – za każdym razem od nowa – droga do odkrycia w każdym wierszu Celana wcześniej nieodkrytego, niedostrzeżonego stwierdzenia). Jednak powtarzanie gestu Celana pozostanie zawsze tautologią tautologii. Fakt, że język się rozpada gdy próbuje on unieść śmierć, chorobę i wiele innych ekscesów egzystencji jest bezwzględny. To właśnie w tym miejscu pojawia się pewna rewelacja Grzegorza Kwiatkowskiego, a w nowych wierszach widać to jeszcze wyraźniej. Autor Osłabić nie proponuje wierszy tautologicznych, nie uwzniośla ruchu tautologii – języka powtarzającego siebie – ale przez definitywne odrzucenie języka poetyckiego na rzecz ruchu w stronę czystej konstatacji, Grzegorz Kwiatkowski proponuje drogę wyrazu osobną względem linii Celana, ale wiodącą do tej samej granicy, do końca dalszego figurowania, do niemożliwości dalszego formułowania – ci, którzy płoną w stodole, będą w niej płonąć na zawsze (wydarł) i będzie się to wydarzać właściwie poza figuracją poetycką. Jedyną możliwością – zdaje się to mówić nowy wiersz Grzegorza Kwiatkowskiego  – jest wskazanie na to wydarzenie i wskazanie na głos płonących w stole: o Panie / o Panie / Tyś wydarł nas z ich rąk / płonąc / płonąc w stodole / płonąc (wydarł), jedyną możliwością jest powiedzieć imiona na głos – Izaak, Wefa, Mosze, Rachela, Stefan i Aleksander (wydarł).

Radości to wiersze milczenia po rozczytaniu, i kontynuując metodę porównawczą, stwierdzam, że są to wiersze idące obok wierszy Celana zakładających milczenie w samym czytaniu. Cel im przyświeca jednak wspólny – porazić, wystawić pod sąd, przedstawić wspólną winę, bo zawsze należącą do każdego z nas. Tym celem jest również próba odpowiedzi po milczeniu, próba podjęcia się zadania odpowiedzi, która mogłaby – pośrednicząc w momencie, w którym kończy się wyraz, wiersz i nawet sam głos – przywodzić jeszcze dalej do nieustannego wezwania i wyzwania odpowiedzialności. Radości stanowią właśnie takie wyzwanie będące właściwie podstawowym i najważniejszym wezwaniem.”

Paweł Paszek, Helikopter

FacebookTwitter